Recenzja Tronsmart Element T2 – głośnika Bluetooth, dzięki któremu imprezę zabierzesz ze sobą

Muzyka to podstawa. Nie wyobrażam sobie spotkania ze znajomymi, podczas którego w tle nie przygrywałyby sobie jakieś utworki. Jednocześnie nie mogę zdzierżyć, jak ktoś męczy towarzystwo kawałkami puszczanymi ze smartfona. Trzeba uczciwie stwierdzić, że 90% telefonów się do tego nie nadaje. Dlatego należy poszukać solidnego głośnika Bluetooth – najlepiej takiego, który swą solidnością nie zrujnuje naszego budżetu.

Z odsieczą nadciąga Tronsmart, który ma w swojej ofercie dwa interesujące głośniki Bluetooth. Jeden z nich otrzymałem do testów – jak sprawdza się odporny na zachlapania przenośny emiter dźwięków za 199 złotych?

Specyfikacja Tronsmart Element T2:

W pudełku wraz z głośnikiem dostajemy karabińczyk oraz sznurek, który możemy zawiązać wokół zaczepu. Później całość można zawiesić przy plecaku albo… wykazać się pomysłowością, nie ma co się ograniczać. Do tego w prezencie dostajemy kabel USB-microUSB – tych nigdy za wiele. O, i jeszcze jest przewód mini jack. Na bogato!

Budowa i odporność na zachlapania

Tronsmart T2 jest brzydkim kaczątkiem. To czarny, zaokrąglony na rogach prostopadłościan, z wystającym zaczepem na sznurek. Nie ma chyba żadnego wzorniczego elementu, który by go jakoś skutecznie wyróżniał spośród innych głośników Bluetooth. Konkurencja eksperymentuje z kształtami – są walce, sześciany, kontrastowe barwy, jaskrawe zdobienia, pulsujące diody… Tutaj nic z tych rzeczy nie uświadczymy. Nie zaliczę tego do minusów, bo jeśli głośnik Bluetooth gra dobrze, to osobiście nie muszę wiedzieć, skąd dobiega dźwięk, a tym bardziej nie musi to być element wystroju wnętrza, do którego będę dobierać kolor zastawy na popołudniowy five o’clock. Wstydzić się nie ma czego, bo czerń podobno zawsze na czasie, ale osobiście wolę nieco „zabawny” design takich akcesoriów.

 

Materiał pokrywający obudowę to plastik – matowy, lekko gumowany, co nadaje konstrukcji wrażenie solidności. I to nie jest tylko wrażenie – głośnik spadł mi dwukrotnie z wysokości metra na ziemię lub drewnianą podłogę i nawet nie zaliczył pauzy w odtwarzaniu muzyki. Mogę więc stwierdzić, że urządzonko naprawdę dobrze radzi sobie z przeciwnościami losu.

 

O tym, że Tronsmart Element T2 jest dobrym kompanem na wycieczki w nieznane, świadczy też fakt, że niestraszne mu mżawki i deszcze. Certyfikat IPX56 nadany temu urządzeniu jest gwarancją, że nawet spotkanie z konewką czy niespodziewana ulewa nie jest w stanie mu zaszkodzić. Od przedostania się wody do delikatnej elektroniki chroni szczelna budowa i zaślepka na porty microUSB, złącze jack 3,5 mm oraz slot na karty microSD. Oczywiście nie byłbym sobą, gdybym nie sprawdził, czy zdaje to egzamin.

Finalnie sprezentowałem głośnikowi mniej więcej szklankę wody, której zawartość rozchlapałem z niekłamaną satysfakcją na jego obudowę niemal z każdej strony. Muzyka nawet na chwilę nie przestała płynąć (heh) z przetworników. Co prawda uległa nieco zniekształceniu, ale naprawdę nieznacznie i efekt ten nie utrzymywał się zbyt długo – kompletnie ustąpił, kiedy głośnik nieco ociekł. Zakładam więc, że jeśli nie będziemy używać go na zewnątrz podczas burzy stulecia lub nie wrzucimy go do basenu, to odwdzięczy się nam długą pracą nawet w trudnych warunkach.

Skoro Tronsmart Element T2 jest głośnikiem Bluetooth, oczekiwalibyśmy, że będzie działał wzorowo, jeśli chodzi o połączenie z nadajnikiem sygnału. I tak jest w istocie – urządzenie bez problemu łączy się z wszelkiego rodzaju sprzętami, wykorzystując standard Bluetooth w wersji 4.2. Jego zasięg jest zadowalający – byłem w stanie swobodnie poruszać się po mieszkaniu, podczas gdy głośnik pozostawał w jednym z pomieszczeń, jednak przebicie się sygnału przez więcej niż jedną ścianę było już trudne. Ale takiego efektu można było się spodziewać, poza tym jest to sprzęt przeznaczony do działania w plenerze, a podczas wycieczek trudno odtworzyć sytuację z bloku, w którym od grającego sprzętu dzielą nas jakieś mury.

Obsługa Tronsmarta to żadna filozofia. Kilka przycisków w zupełności wystarcza do podstawowej obsługi głośnika: oprócz standardowych do sterowania muzyką, mamy guzik odpowiadający za włączenie/wyłączenie oraz jeszcze jeden, przy pomocy którego parujemy sprzęt z naszymi urządzeniami. Przyciski „+” i „-” mają podwójną funkcję: zmieniają głośność dźwięku, a po dłuższym wciśnięciu zmieniają utwór na kolejny/poprzedni.

Mamy też dwie różnokolorowe, niewielkie diody informujące nas czy Element T2 jest podłączony do jakiegoś sprzętu czy też może potrzebuje spotkać się z ładowarką.

Skoro jesteśmy już w temacie złącz – wszystkie działają i właściwie nie mam w tym temacie nic więcej do dodania. Domyślam się, że slot microSD może być wykorzystywany przez tych, którzy mają pokaźny zbiór muzyki w mp3, choć ja praktycznie cały czas strumieniowałem utwory ze Spotify. Jest jeszcze wbudowany mikrofon – dzięki niemu w sytuacji gdy podczas odtwarzania muzyki ktoś do nas zadzwoni, będziemy mieli możliwość użycia głośnika jako zestawu głośnomówiącego. Raz czy dwa skorzystałem z takiej opcji i… cóż, działa.

Producent umożliwił też sparowanie ze sobą dwóch głośników Tronsmart i umożliwić podwojenie mocy naszej imprezy. Nie miałem okazji sprawdzić, jak to działa – do tego potrzebowałbym drugiej sztuki urządzenia.

Jak to gra?

Kilka wiadomości technicznych: głośnik emituje dźwięk stereo – ma dwa przetworniki, każdy o mocy 5W. „Klockowata” budowa wymusiła na sprzęcie pewne ustępstwa konstrukcyjne. Tronsmart nie emituje dźwięku w 360 stopniach, tylko kierunkowo, a to z tego powodu, że oba przetworniki są zamontowane w takiej samej pozycji. W efekcie z jednej strony głośnika płynie główna część muzyki, a z drugiej „bije” bas. Trzeba o tym pamiętać i uwzględniać to w sposobie, w jaki ustawiamy sprzęt w pokoju. Większy sens będzie miało umieszczenie głośnika na półce w roku pomieszczenia niż na ławie, stojącej na środku salonu.

Skoro już mówimy o ustawianiu głośnika – z tym basem też trzeba uważać. Co prawda T2 ma specjalne, antypoślizgowe stopki na spodzie, ale w pewnych specyficznych okolicznościach to nie wystarczy. Kiedy sprzęcik stoi na równej powierzchni, na przykład na blacie, a głośność ustawiona jest „na maxa”, to niektóre bardziej rezonujące utwory potrafią sprawić, że Tronsmart zacznie się… minimalnie przesuwać. Właśnie w ten sposób zaliczył swój pierwszy upadek z półki.

Jak głośno gra Element T2? Miernik decybeli wskazał 73 dB, kiedy ustawiłem jeden z bardziej dynamicznych utworów. Nie ma więc podstaw, żeby sądzić, że Tronsmart nie poradzi sobie z wypełnieniem dźwiękiem nawet większego salonu. W terenie też radzi sobie bardzo dobrze – trzeba tylko pamiętać, żeby ustawić głośnik „twarzą” w naszą stronę.

Jakość dźwięku w T2 jest naprawdę niezła. Dwa przetworniki, dysponujące w sumie mocą 10W nie marnują swojego potencjału. Nawet przy sporym obciążeniu nie wydają z siebie charczących odgłosów. Gdy Tronsmart gra „w opór” głośno, muzyka sporo traci na szczegółowości i słychać ewidentne „mielenie”, ale wystarczy obniżyć poziom natężenia dźwięku o poziom lub dwa i wszystko śpiewa.

Jak na urządzenie w swojej klasie cenowej, radzi sobie nawet lepiej, niż się spodziewałem. Emisja dźwięku jest czysta i nie ma znaczących zakłamań. Zarówno tony średnie jak i wokale brzmią porządnie, bezpośrednio, jednocześnie pozostawiając nieco miejsca na przestrzeń. Nie za dużo, bo głośniczek musi poradzić sobie z przekazaniem dźwięku w stereo z dwóch blisko usytuowanych przetworników, a to zwykle skutkuje nakładaniem się fal dźwiękowych i dziwnym ich rozpraszaniem – tutaj jednak zepchnąłbym to bardziej na margines moich subiektywnych odczuć niż rzeczywistej niedoskonałości sprzętu. Im dalej od głośnika, tym odsłuch jest gorszy, ale – umówmy się – to nie jest sprzęt do nadrabiania zaległości w premierach operowych.

Najwięcej frajdy ze słuchania muzyki z T2 mamy, kiedy są to soczyste, konkretne nuty, najlepiej pełne basowych uderzeń – na przykład elektroniczny dance, czy kawałki o niezbyt złożonej linii instrumentalno-wokalnej z wyraźną rytmiką lub pierwszoplanowym instrumentem lub wokalem: pop, hip-hop, funk, R&B czy soul, czasem jazz (choć tutaj… hmm nie zawsze). Słuchanie symfonii czy nawet niektórych bardziej skomplikowanych utworów rockowych nie zawsze służy Tronsmartowi. Nie odnieście wrażenia, że brzmią one źle – po prostu gdy partie muzyki wygrywane są głośniej, donośność tonów zalewa scenę, więc trudniej usłyszeć detale. Wrażenie się pogłębia, gdy jesteśmy dalej od urządzenia albo nie jest ono skierowane bezpośrednio na nas. To jednak typowe zachowanie sprzętów z głośnikami kierunkowymi, dlatego nie wybrzydzamy. Jest bardzo dobrze.

Spis treści:

1.  Wykonanie i design. Jakość dźwięku

2. Bateria. Podsumowanie

Bateria

Dochodzimy do momentu, w którym moja opinia na temat Tronsmart Element T2 musi rozejść się z zapewnieniami producenta. Otóż zainstalowana w głośniku Bluetooth bateria ma 1900 mAh pojemności i ma pozwolić na 12 godzin odtwarzania muzyki. Z moich obserwacji wynika, że potrafi dać z siebie znacznie, znacznie więcej.

Nie wiem, w jakich warunkach były przeprowadzane testy baterii przez producenta – być może mierzył on długość działania akumulatora na maksymalnej głośności. Za to u mnie, podczas kilku cyklów rozładowania-naładowania głośnik potrafił wydawać z siebie dźwięki ponad dwukrotnie dłużej. Zapewne stało się tak za sprawą tego, że czasem tylko delikatne bluesowe kawałki brzdąkały sobie w tle, na niskim poziomie głośności. Zamiast męczyć sąsiadów wibrującym dubstepem, często decydowałem się na utwory rzadziej wymagające solidnego basu – a wbudowany subwoofer zapewne potrafi drenować baterię.

Ostatecznie, tak jak Tronsmart umiarkowanie zaskoczył mnie jakością dźwięku, tak czasem trudno mi było uwierzyć moim notatkom dotyczącym baterii: 13h, 14.5h, 27h, a nawet 31h działania (pewnie wtedy słuchałem samych smętów). Ewidentnie wynikało to z faktu, że nie każdego wieczora rozgrzewałem głośnik do czerwoności, ale i tak muszę oddać Tronsmartowi, co jego: bateria jest naprawdę bardzo dobrze skrojona pod wymagania zastosowanych przetworników. Albo po prostu w dziale PR firmy działają jacyś uczciwi ludzie, którzy podają rzeczywiste możliwości produkowanego przez nią sprzętu. Tak czy tak – daję tu ogromnego plusa i muszę powiedzieć, że T2 Element długością działania po prostu mnie kupił.

Ładowanie chwilę trwa – trzeba na nie poświęcić 3-3.5h, ale nie będziemy tego robić zbyt często, więc jest ok.

Podsumowanie

Cieszę się, że Tronsmart Element T2 nie zawiódł moich oczekiwań. Bardzo dobrze gra, i choć choć czasem ma się poczucie, że dźwięki są nieco „przymulone”, to ich jakość jest dużo powyżej akceptowalnego poziomu. Do tego ma wystarczający zapas mocy (świetny bas), jest odporny na upadki i niespodziewany prysznic oraz potrafi zaskoczyć znakomitym czasem pracy. No i przede wszystkim, jak na swoje możliwości, nie jest drogi. Czego chcieć więcej?

Element T2 kupicie w oficjalnym sklepie Tronsmart.

Spis treści:

1.  Wykonanie i design. Jakość dźwięku

2. Bateria. Podsumowanie

 

Exit mobile version