Recenzja Samsunga Galaxy S6 po czterech miesiącach intensywnego użytkowania

Wygląda wciąż (prawie!) idealnie, działa nieco gorzej

Aparat zasługuje na osobną podstronę

Co tu dużo mówić: jest genialny. 16 Mpix z tyłu i 5 Mpix z przodu – oba „robią robotę”. Zrobiłam nimi w sumie 2300 zdjęć. Fotografii, z których jestem naprawdę zadowolona, jest całe mnóstwo. Zwłaszcza tych zrobionych w trybie „profesjonalnym”, który daje naprawdę spore możliwości zmian ustawień parametrów.

Ale w przypadku zdjęć obraz wyraża więcej niż tysiąc słów, zatem odsyłam Was do mojej galerii. Poniżej zamieściłam wyłącznie trochę przykładów, natomiast pod tym linkiem (Flickr) znajdziecie dużo więcej zdjęć mojego autorstwa wykonanych oczywiście Galaxy S6.

Dobry przykład pokazujący jak dobrze działa HDR:

Przednia kamerka:

Poniżej natomiast znajdziecie tekst przygotowany dla mnie przez znajomego fotografa, który porównał aparat w Galaxy S6 – Samsung ISOCELL i Galaxy S6 Edge – Sony IMX240 (dzięki, Szkielu!):

Niejaka Katarzyna groźbą i obietnicami zmusiła mnie do ocenienia dwóch aparatów w telefonach. Jako że do aparatu w smartfonie podchodzę jak audiofil do pliku mp3, do całego testu podszedłem z wielkim dystansem.

Na co dzień zajmując się fotografią zdaje sobie sprawę, że są pewne rzeczy „nie do przeskoczenia” przez producentów telefonów. Są to fizyczna wielkość matrycy (nie mylić z ilością ciasno upchniętych pikseli) i optyka. Przy czymś, co ma wielkość ograniczoną wymiarami telefonu, nie bardzo da się poszaleć. Podstawową zaletą tych aparatów jest to, że mamy je przy sobie w kieszeni.

Przezornie zacząłem od zdjęć statycznych – i tu jest OK. Fajne kolory, dobra ostrość. Zastanawiająca jest tylko kolorystyka. O ile S6 w miarę naturalnie (porównanie z tym, co widziałem) oddał kolor, o tyle S6 Edge starał się wybielić kartki książki. Teoretycznie temu służy balans bieli. Ale S6 Edge usuwając żółtawe zabarwienie uciekł tak daleko z kolorem, że książka wyraźnie się zaniebieściła. A nie miał trudnego zadania – stałe światło z okna. Niby drobiazg a denerwuje… Niebieska cera to raczej nie jest marzenie kobiety, której robisz zdjęcie. Ale co kto lubi, fanom Smerfów i Avatara będzie się podobać ;).

Przy zdjęciach w plenerze oba aparaty radziły sobie ładnie – kolor kwiatów czy trawy jak najbardziej realny. Dzięki jasnym obiektywom udało się uzyskać małą głębię ostrości, co bardzo ładnie odcinało obiekty z pierwszego planu od tła.

Ku mojemu zaskoczeniu dużo gorzej było przy dużej różnicy oświetlenia pierwszego i drugiego planu. S6 poradził sobie od pierwszego razu. S6 Edge udało się to dopiero przy trzecim podejściu. Podobnie było przy jednolitym motywie – zielone kulki na tle zielonych liści. Tu również S6 Edge się namęczył, ale w końcu trafił. I to w punkt. S6 trafił za pierwszym strzałem… Niestety to, co wyglądało super na wyświetlaczu telefonu, na monitorze komputera okazało się ostrością bardzo pozorną. S6 poszedł na łatwiznę i zamiast w zadanym punkcie – kuleczce w centrum kadru – ustawił ostrość na liściach za nią.

Jeszcze gorzej było przy próbie sfotografowania biegnącego psa. Oba aparaty poległy. S6 – świetnie wyostrzył całą łąkę… oprócz psa. S6 Edge miał więcej szczęścia – trafił w kij, którym pies się bawił. Także raczej do sportów dynamicznych zostaje tylko tryb szybki ruch… i szczęście.

Każdy z aparatów ma swoje wady – czy odczuwalne dla użytkownika? Jeżeli ktoś korzysta systematycznie z tego samego aparatu uczy się omijać jego słabości. W sumie nie tak dawno sport fotografowano aparatami z manualnym ustawianiem ostrości… i było dużo dobrych zdjęć.

Spis treści:
1. Przydługi, ale potrzebny wstęp. Wzornictwo
2. Po czterech miesiącach… obudowa i działanie
3. Aparat i porównanie zdjęć zrobionych S6 i S6 Edge (ISOCELL Samsunga vs IMX240 Sony)
4. S Health. Powrót do Galaxy Note 4. Co mi się nie podoba w Galaxy S6?