Recenzja Samsunga Galaxy S6 po czterech miesiącach intensywnego użytkowania

Galaxy S6 zjechał i przeleciał ze mną kawał Europy. Towarzyszył mi na Słowacji i na Węgrzech, w Austrii, Czechach, Francji, a także przejechał przez wiele miast naszej pięknej Polski. Był ze mną podczas urlopu, pracy, zabawy, wygłupów i uroczystości rodzinnych. Słowem: był ze mną zawsze i wszędzie – jak dobry kumpel, który nie odstępuje na krok. I tak przez cztery miesiące. Tyle on musiał ze mną wytrzymać, a ja z nim. Jaki był to związek? Idealny, a może burzliwy?

Nadszedł dzień, w którym prawie zapełniłam pamięć wewnętrzną telefonu, a że rozszerzyć nie ma jak… stwierdziłam, że to jest TEN moment. Ten moment, w którym wreszcie trzeba napisać jak Galaxy S6 poradził sobie z moimi dość dużymi wymaganiami. Nie spodziewajcie się jednak zwykłej recenzji – tych w sieci możecie znaleźć sporo od kilkunastu tygodni. Ja natomiast podzielę się z Wami moimi wrażeniami z korzystania z Galaxy S6 i spostrzeżeniami.

Przydługi wstęp

W połowie kwietnia do sprzedaży w Polsce trafiły tegoroczne flagowce Samsunga: Galaxy S6 i Galaxy S6 Edge. Jakiś czas później oba produkty, dzięki uprzejmości sklepu X-KOM, przywędrowały do mnie na testy. I tak dobrze mi się z nich korzystało (a właściwie z wersji Flat), że nie mogłam się zebrać do napisania recenzji, do czego szczerze się przyznaję. Ale to w sumie dobrze – w międzyczasie pojawiły się aktualizacje systemu, dzięki czemu mogę przedstawić Wam działanie i czas pracy obu modeli na najnowszej wersji oprogramowania. Co więcej, mogę się z Wami podzielić również wrażeniami na temat tego, jak urządzenie działa po czterech miesiącach intensywnego użytkowania i jak wygląda, bo o to wielu potencjalnie zainteresowanych klientów ma spore obawy. I o ile jestem zwolenniczką publikowania recenzji sprzętu jak najszybciej po jego polskiej premierze (rozsądnie szybko! żeby zdążyć wszystko przetestować), tak w tym przypadku nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Tym bardziej, że cena Galaxy S6 w oficjalnej dystrybucji zdążyła spaść o 500 złotych względem tej pierwotnej.

Ale na początku rzućmy okiem na parametry techniczne Samsunga Galaxy S6:

Wzornictwo na szóstkę z plusem

Gdybyście mnie zapytali jeszcze kilka miesięcy temu, czy chciałabym kupić flagowca Samsunga, odpowiedziałabym głośnym i wyraźnym „NIE!”. Wszystko przez to, że koreańskie nowości z roku na rok nie przekonywały mnie do siebie pod względem wzornictwa (cóż, kobiety „kupują wzrokiem”), TouchWiz nie powalał pod względem działania, a i cena nie zachęcała. Zmieniło się to w momencie premiery Galaxy S6 w Barcelonie podczas targów MWC 2015. Galaxy S6 (i Edge) jest pierwszym smartfonem Samsunga, którego naprawdę chciałabym mieć (nie wykluczam zamiany mojego Note’a 4 na SGS6). I pierwszym, który wreszcie wygląda jak pełnoprawny przedstawiciel najwyższej półki. I chyba się ze mną zgodzicie.

Ładnie wyprofilowane, aluminiowe krawędzie charakterystycznie zaoblone na rogach, dobrze dopasowane szklane tafle pokryte Gorilla Glass zarówno na froncie, jak i na tyle, ale i ten nieszczęsny wystający obiektyw aparatu… Całokształt jednak zdecydowanie może się podobać. Elegancja i styl – te dwa słowa idealnie opisują wzornictwo Galaxy S6. Choć oczywiście nie może być tak pięknie do końca.

Podczas wspomnianych targów w Barcelonie wszyscy (łącznie ze mną) wieszali psy na Samsungu o zastosowanie szkła z tyłu obudowy, które wprost uwielbia zbierać odciski palców. Okazuje się, że to, co przeszkadzało mi i irytowało podczas krótkiego obcowania z telefonem, zupełnie nie grało roli korzystając z niego na co dzień. Owszem, odciski w dalszym ciągu są widoczne, ale gdy się o nich nie myśli, nie sprawiają już takiego (negatywnego) wrażenia. Oczywiście problem ten można też obejść – kupując dedykowane etui.

taki jestem piękny! wystarczy jedno dotknięcie…

Po wyjęciu telefonu z pudełka można popaść w zachwyt – telefon naprawdę świetnie się prezentuje i w pierwszej chwili trudno oderwać od niego wzrok. Ale ten moment trwa bardzo krótko – chwilę później trzeba „zejść na ziemię” i zacząć korzystać z urządzenia jak ze smartfona przystało, a nie obchodzić się z nim jak z jajkiem.

Spis treści:
1. Przydługi, ale potrzebny wstęp. Wzornictwo
2. Po czterech miesiącach… obudowa i działanie
3. Aparat i porównanie zdjęć zrobionych S6 i S6 Edge (ISOCELL Samsunga vs IMX240 Sony)
4. S Health. Powrót do Galaxy Note 4. Co mi się nie podoba w Galaxy S6?

Po czterech miesiącach…

Nie ukrywam, że – podobnie zresztą jak sporo z Was – obawiałam się o to, jak Galaxy S6 będzie wyglądał po kilku tygodniach użytkowania, a co dopiero po kilku miesiącach. Okazuje się, że chyba nieco na wyrost. Mam to szczęście, że mogę Wam przekazać, w jakim jest stanie po czterech miesiącach. I muszę przyznać, że jest bardzo dobrze. Zacznijmy może od tego, że w dalszym ciągu jest w jednej bryle ;). A wspominam o tym nie bez powodu – telefon jest śliski i łatwo może wypaść z dłoni lub ześlizgnąć się z płaskiej powierzchni. Na szczęście taka sytuacja w przypadku mojego egzemplarza nie miała miejsca.

SGS6 przetrwał próbę czasu. Muszę tu od razu zaznaczyć, że korzystałam z niego dokładnie tak samo, jak ze wszystkich innych smartfonów – nie traktowałam go bardziej delikatnie i nie nosiłam w etui/pokrowcu. Zdecydowanie nie miał taryfy ulgowej.

Na pierwszy rzut oka trudno dostrzec, że obudowa w jakikolwiek sposób ucierpiała podczas spędzonego ze mną dość długiego czasu. Dopiero, gdy przyjrzymy się bliżej, bardziej uważnie, ujrzymy bardzo niewielkie ryski: na jednym z rogów telefonu oraz na krawędzi obudowy. Podobnie, jak ma to miejsce w Galaxy Note 4, także i tutaj widać bardzo delikatne porysowanie ściętej ramki na froncie dookoła ekranu (podobnie jest na ramce wokół obiektywu aparatu). Wszystkie defekty, które wymieniłam do tej pory, trudno jest jednak dostrzec, jeśli się nie wie, gdzie konkretnie patrzeć. Poważnie!

Bardziej widoczne natomiast są ryski na szklanych partiach Galaxy S6 – pod warunkiem, że przetrzemy je z naszych odcisków palców, które świetnie je maskują. Z tyłu, w dolnej części obudowy, tuż przy krawędzi, widać wyraźnie skupisko mniejszych i większych zadrapań. Mniejsze są również, gdzieniegdzie w środkowej i górnej części obudowy, ale te nie rzucają się w oczy. Na froncie sytuacja jest bardzo podobna – można tu dostrzec sporo mniejszych lub większych rysek, które jednak są widoczne dopiero po wygaszeniu ekranu (i znów – pod warunkiem, że ten wytarty jest z odcisków palców). Te najbardziej widoczne jednak są bezpośrednio na przycisku Home.

Obcowanie z Galaxy S6

Galaxy S6 mnie rozleniwił. Jestem typem użytkownika smartfonów, który zamyka otwarte aplikacje dopiero wtedy, gdy mu się przypomni, że wypada to zrobić lub gdy telefon zaczyna mulić. Wielokrotnie okazywało się po kilku dniach korzystania z SGS6, że na liście jest otwartych od kilkunastu do nawet kilkudziesięciu programów (15 to standard), a smartfon dalej działał bez zająknięcia. Może to brzmieć absurdalnie dla osób, które korzystały z wcześniejszych telefonów Samsunga z ciężkim i lagującym TouchWizem, ale tak faktycznie jest w rzeczywistości – można zapomnieć o zamykaniu aplikacji na bieżąco. W kulminacyjnym momencie miałam otwartych ponad trzydzieści programów, a telefon dalej działał sprawnie i szybko. Tak, też byłam zaskoczona. Ale nie obeszło się bez kilku spięć na linii – tester-Galaxy s6. O ile przez lwią część testów działanie smartfona nie pozostawiało wiele do życzenia, podobnie jak miało to miejsce zaraz po wyjęciu z pudełka, tak przez jakiś czas (ostatnie tygodnie) było wprost fatalnie.

Któregoś dnia, tuż po moim powrocie z urlopu, tak jakby telefon wyczuł, że najchętniej bym nie wracała, Galaxy S6 masakrycznie zwolnił (to jest naprawdę łagodne określenie). Ładowanie zdjęć w galerii trwało wieki, aplikacja aparat przez dwukrotne kliknięcie Home włączała się dopiero po kilku sekundach zamiast natychmiastowo, podobnie, czyli z bardzo dużym opóźnieniem, działał również czytnik linii papilarnych, o którym wcześniej nie mogłam powiedzieć złego słowa. A jeśli nie wierzycie, że taka sytuacja miała miejsce, zapytajcie Krzyśka z Galaktyczny.pl, z którym miałam okazję się widzieć, gdy S6 miał swoje najgorsze chwile – też był zaskoczony, że S6 może tak fatalnie działać. Winowajcy nie trzeba było długo szukać.

Jak wspomniałam na początku, zapełniłam pamięć wewnętrzną. A to, jak pokazuje doświadczenie, jest gwoździem do trumny każdego urządzenia z Androidem. W przypadku pamięci montowanych w sprzęcie mobilnym mamy do czynienia z sytuacją, w której usunięcie danych z pamięci nie jest równoznaczne z jej faktycznym zwolnieniem. Owszem, użytkownik widzi wolną przestrzeń, ale kontroler NAND w dalszym ciągu interpretuje ją jako zajętą. Co więcej, usuwa pozostałości po skasowanych danych dopiero bezpośrednio przed zapisaniem nowych danych w to miejsce. I to jest właśnie podłoże problemu mulących androidów z zapełnioną pamięcią. Z pomocą przychodzi TRIM, który odpowiada za czyszczenie pamięci z pozostałości po skasowanych plikach zanim zaistnieje potrzeba zapisania czegoś nowego w to samo miejsce, dzięki czemu cały czas możemy cieszyć się pełną szybkością pamięci – nie każdy telefon jednak oferuje to rozwiązanie domyślnie. Całość świetnie opisał Mieszko na PCLab, więc jeśli interesuje Was ten temat – koniecznie zajrzyjcie pod ten link.

Rzućmy okiem na wyniki uzyskane przez Galaxy S6 w Androbench tuż po wyjęciu z pudełka i po czterech miesiącach użytkowania:

– szybkość ciągłego odczytu danych: 318,71 vs 303,41 MB/s
– szybkość ciągłego zapisu danych: 121,12 vs 15,07 MB/s
– szybkość losowego odczytu danych: 76,19 vs 74,27 MB/s
– szybkość losowego zapisu danych: 17,69 vs 3,61 MB/s

Po przywróceniu do stanu fabrycznego i wyczyszczeniu z wszelkich danych telefon znowu zacznie działać jak młody bóg. Warto pamiętać, by zawsze zostawiać sobie ok. 20% wolnej przestrzeni dyskowej i/lub wykorzystywać dobrodziejstwa aplikacji takich jak LagFix (znany wcześniej jako fstrim; do jego działania potrzebny jest root), które zapobiegają sytuacjom zwalniających androidów.

Dla ciekawych – testy syntetyczne – wyniki uzyskane w benchmarkach na początku testów i po 4 miesiącach:
Quadrant: 37187 (33325)
AnTuTu: 69065 (po 2,5 miesiąca: 69013, po 4 miesiącach: 53650)
An3DBenchXL: 50114 (31023)
3D Mark:
Ice Storm: max
Ice Storm Extreme: max
Ice Storm Unlimited: 22059 (12563)

Idźmy dalej

Galaxy S6 ma wyśmienitą matrycę. Jest to oczywiście Super AMOLED o przekątnej 5,1” i rozdzielczości 2560 x 1440 pikseli. Zastosowana rozdzielczość sprawia, że czcionki są ostre jak żyleta i trudno ekranowi cokolwiek zarzucić. Spostrzegawcze oko zauważy jednak rzecz charakterystyczną dla tego typu matryc stosowanych przez Samsunga – patrząc na ekran pod odpowiednio dużym skosem widać niebieskawe lub kremowe przebarwienia. Nie jest to w żaden sposób defekt telefonu i nie przeszkadza podczas użytkowania – z kronikarskiego obowiązku muszę jednak o tym wspomnieć.

Pozostając jeszcze przy ekranie muszę stwierdzić, że klawiatura wirtualna jest bardzo dobra, a o słowniku mogę się wypowiadać w samych superlatywach. Wprowadziłam za jej pomocą niezliczoną ilość znaków i naprawdę uważam, że to jedna z lepszych klawiatur ekranowych w około 5-calowych smartfonach.

Jak spisuje się akumulator – to z pewnością jest jedno z pytań, na które chcecie znać odpowiedź. W moich rękach Galaxy S6 działał od niecałych 10 godzin bardzo intensywnego użytkowania do 24 godzin średniego, z czego średnio na włączonym ekranie (SoT – Screen on Time) 2,5 godziny – rzadko kiedy udawało mi się ten pułap przeskoczyć, o czym możecie się przekonać patrząc na załączone poniżej screeny. I mowa tu o działaniu z włączonym LTE, WiFi (gdy byłam w domu) i automatyczną jasnością ekranu (najczęściej w dolnych granicach skali) – bez GPS czy Bluetooth.

Co ciekawe, w Galaxy S6 Edge akumulator działa odczuwalnie dłużej – średnio ok. 3,5 godziny na włączonym ekranie.

Spis treści:
1. Przydługi, ale potrzebny wstęp. Wzornictwo
2. Po czterech miesiącach… obudowa i działanie
3. Aparat i porównanie zdjęć zrobionych S6 i S6 Edge (ISOCELL Samsunga vs IMX240 Sony)
4. S Health. Powrót do Galaxy Note 4. Co mi się nie podoba w Galaxy S6?

Aparat zasługuje na osobną podstronę

Co tu dużo mówić: jest genialny. 16 Mpix z tyłu i 5 Mpix z przodu – oba „robią robotę”. Zrobiłam nimi w sumie 2300 zdjęć. Fotografii, z których jestem naprawdę zadowolona, jest całe mnóstwo. Zwłaszcza tych zrobionych w trybie „profesjonalnym”, który daje naprawdę spore możliwości zmian ustawień parametrów.

Ale w przypadku zdjęć obraz wyraża więcej niż tysiąc słów, zatem odsyłam Was do mojej galerii. Poniżej zamieściłam wyłącznie trochę przykładów, natomiast pod tym linkiem (Flickr) znajdziecie dużo więcej zdjęć mojego autorstwa wykonanych oczywiście Galaxy S6.

Dobry przykład pokazujący jak dobrze działa HDR:

Przednia kamerka:

Poniżej natomiast znajdziecie tekst przygotowany dla mnie przez znajomego fotografa, który porównał aparat w Galaxy S6 – Samsung ISOCELL i Galaxy S6 Edge – Sony IMX240 (dzięki, Szkielu!):

Niejaka Katarzyna groźbą i obietnicami zmusiła mnie do ocenienia dwóch aparatów w telefonach. Jako że do aparatu w smartfonie podchodzę jak audiofil do pliku mp3, do całego testu podszedłem z wielkim dystansem.

Na co dzień zajmując się fotografią zdaje sobie sprawę, że są pewne rzeczy „nie do przeskoczenia” przez producentów telefonów. Są to fizyczna wielkość matrycy (nie mylić z ilością ciasno upchniętych pikseli) i optyka. Przy czymś, co ma wielkość ograniczoną wymiarami telefonu, nie bardzo da się poszaleć. Podstawową zaletą tych aparatów jest to, że mamy je przy sobie w kieszeni.

Przezornie zacząłem od zdjęć statycznych – i tu jest OK. Fajne kolory, dobra ostrość. Zastanawiająca jest tylko kolorystyka. O ile S6 w miarę naturalnie (porównanie z tym, co widziałem) oddał kolor, o tyle S6 Edge starał się wybielić kartki książki. Teoretycznie temu służy balans bieli. Ale S6 Edge usuwając żółtawe zabarwienie uciekł tak daleko z kolorem, że książka wyraźnie się zaniebieściła. A nie miał trudnego zadania – stałe światło z okna. Niby drobiazg a denerwuje… Niebieska cera to raczej nie jest marzenie kobiety, której robisz zdjęcie. Ale co kto lubi, fanom Smerfów i Avatara będzie się podobać ;).

Przy zdjęciach w plenerze oba aparaty radziły sobie ładnie – kolor kwiatów czy trawy jak najbardziej realny. Dzięki jasnym obiektywom udało się uzyskać małą głębię ostrości, co bardzo ładnie odcinało obiekty z pierwszego planu od tła.

Ku mojemu zaskoczeniu dużo gorzej było przy dużej różnicy oświetlenia pierwszego i drugiego planu. S6 poradził sobie od pierwszego razu. S6 Edge udało się to dopiero przy trzecim podejściu. Podobnie było przy jednolitym motywie – zielone kulki na tle zielonych liści. Tu również S6 Edge się namęczył, ale w końcu trafił. I to w punkt. S6 trafił za pierwszym strzałem… Niestety to, co wyglądało super na wyświetlaczu telefonu, na monitorze komputera okazało się ostrością bardzo pozorną. S6 poszedł na łatwiznę i zamiast w zadanym punkcie – kuleczce w centrum kadru – ustawił ostrość na liściach za nią.

Jeszcze gorzej było przy próbie sfotografowania biegnącego psa. Oba aparaty poległy. S6 – świetnie wyostrzył całą łąkę… oprócz psa. S6 Edge miał więcej szczęścia – trafił w kij, którym pies się bawił. Także raczej do sportów dynamicznych zostaje tylko tryb szybki ruch… i szczęście.

Każdy z aparatów ma swoje wady – czy odczuwalne dla użytkownika? Jeżeli ktoś korzysta systematycznie z tego samego aparatu uczy się omijać jego słabości. W sumie nie tak dawno sport fotografowano aparatami z manualnym ustawianiem ostrości… i było dużo dobrych zdjęć.

Spis treści:
1. Przydługi, ale potrzebny wstęp. Wzornictwo
2. Po czterech miesiącach… obudowa i działanie
3. Aparat i porównanie zdjęć zrobionych S6 i S6 Edge (ISOCELL Samsunga vs IMX240 Sony)
4. S Health. Powrót do Galaxy Note 4. Co mi się nie podoba w Galaxy S6?

S Health

Aplikacja S Health doczekała się solidnego odświeżenia. I choć raczej z niej nie korzystam, podczas urlopu postanowiłam sprawdzić jak liczy kroki i porównać z jedyną opaską, jaką miałam wtedy pod ręką, czyli Xiaomi Mi Band. Co ciekawe, wyniki były całkowicie różne. Według S Health z Galaxy S6 (telefon w kieszeni) przeszłam w sumie 78,29 km. Co ciekawe, Mi Band (noszony na lewym nadgarstku) pokazał spoooro mniej – 56,27 km. Niestety, nie jestem w stanie w żaden sposób zweryfikować, które pomiary były bliżej prawdy, bo włóczyłam się po Budapeszcie, Bratysławie, Wiedniu i Pradze (i kilku mniejszych miastach) bez włączonego Endomondo ;), w dodatku różnymi drogami, których późniejsze odnalezienie na mapie, żeby dystans określić choćby „na oko” graniczy z cudem.

Później miałam możliwość pospacerowania po Paryżu z Galaxy S6 w kieszeni i Gear S na lewym nadgarstku. Oba urządzenia towarzyszyły mi w tym samym momencie, przez co można idealnie porównać wyniki z nich obu:
Galaxy S6 vs Gear S:
1 dzień: 12245 kroków ~ 9,24 km; 10187 kroków ~7,31 km
2 dzień: 19328 kroków ~ 14,55 km; 16435 kroków ~11,8 km
3 dzień: 18029 kroków ~ 13,53 km; 15174 kroki ~10,81 km
4 dzień: 26237 kroków ~ 19,55 km; 22806 kroków ~16,37 km

Po korzystaniu z S6 powrót do Galaxy Note 4 jest dość… specyficzny

Nie jest tajemnicą, że prywatnie jestem posiadaczką innego smartfona Samsunga, Galaxy Note 4. I choć jest dla mnie duży, to w połączeniu z Gear S tworzą świetny duet. Niemniej, na czas testów Galaxy S6 odstawiłam mój „multimedialny notatnik” i na ponad kwartał praktycznie zapomniałam o jego istnieniu. Powrót okazał się dość specyficzny.

Po pierwsze – wielkość. Jestem przyzwyczajona do sprzętu z ekranami o przekątnej 5-5,2” i SGS6 wyłącznie utwierdził mnie w przekonaniu, że jest to wielkość dla mnie optymalna.

Po drugie – działanie skanera linii papilarnych. Czytnik jest bezbłędny, działa fenomenalnie. I o ile w Galaxy Note 4 trzeba przejechać palcem po czytniku (przycisku Home) z góry na dół, tak w Galaxy S6 wystarczy przyłożyć palec do czytnika. Jest on na tyle dokładny, że potrafi odczytać linie niezależnie od kąta, pod którym położymy palec. To rozwiązanie sprawiło, że przekonałam się do blokowania ekranu metodą skanera linii papilarnych, bo najnormalniej w świecie stało się dużo bardziej wygodne i przyjazne. Wystarczy bowiem przycisnąć przycisk Home, by włączyć ekran blokady i nie odrywając od niego palca przytrzymać nieco dłużej, by go odblokować – całość trwa maksymalnie dwie sekundy.

Po trzecie – przechodzenie do aplikacji aparat po dwukliku na przycisk Home – ten, kto to wymyślił, powinien dostać jakąś nagrodę dla kreatywnych. Serio, aparat uruchamia się w mgnieniu oka i już po chwili gotowy jest do robienia zdjęć. Będąc na urlopie wielokrotnie uchwyciłam na fotografiach te sceny, które wymagały natychmiastowego zrobienia zdjęcia. A dzięki SGS6 było to możliwe – nawet zdjęcia robione z jadącego samochodu wychodzą bardzo dobre.

Ale spokojnie, nie wszystko mi się tu podoba – nie ma róży bez kolców

Chyba najbardziej odczuwalną dla mnie wadą Galaxy S6 jest jego grzanie się. Czuć to niesamowicie korzystając z niego jako nawigacji samochodowej (GPS ma naprawdę świetny!) w upalne dni, co jest normalne i można zrozumieć. Ale czuć również podczas zwykłego użytkowania telefonu niezależnie od temperatury na zewnątrz. Wystarczy dłużej rozmawiać przez telefon, przeglądać zawartość internetu, nie wspominając o oglądaniu YouTube czy graniu – a obudowa smartfona szybko się nagrzewa.

Kolejna kwestia to brak slotu kart microSD, która osobiście zaczęła mi doskwierać dopiero po czterech miesiącach użytkowania. O ile jednak dla mnie nie jest to wielki problem – zgram zdjęcia do Google Drive i mogę je wyrzucić z pamięci telefonu, o tyle dla osób, które nie korzystają z chmury, może to być cios poniżej pasa. Idąc dalej – brak wymiennego akumulatora, brak radia FM i, co mnie konkretnie zabolało, brak inteligentnego budzika, znanego z Galaxy Note 4 czy Galaxy Alpha (kilka minut przed właściwym alarmem włącza się delikatna muzyczka mająca wybudzić ze snu… super sprawa, a tu tego brak).

I choć Galaxy S6 jest naprawdę świetnym smartfonem, to jeszcze nie wszystkie drobne wady, które w nim znalazłam. Do powyższych muszę jeszcze dodać wystający obiektyw aparatu, podatność obudowy na zbieranie odcisków palców i niewielkich rysek, jak również ślizganie się na wszelkiego typu powierzchniach oraz fakt, że całość nie spełnia żadnej normy IP, jak to miało miejsce w przypadku Galaxy S5 i staje się coraz popularniejsze wśród high-endowej konkurencji. Średni czas pracy telefonu jestem w stanie mu wybaczyć, bo oferuje szybkie ładowanie – pełny cykl naładowania trwa ok. godzinę i 20 minut.

Na koniec zostaje też cena. W momencie premiery trzy tysiące, teraz, po kilku miesiącach, ok. 2500 złotych w oficjalnej dystrybucji. To wciąż sporo. Na szczęście na portalach aukcyjnych nówki-sztuki można kupić naprawdę spoooooro taniej.

Warto też pamiętać, że w ramach Galaxy Gifts można otrzymać wartościowe gratisy. Mi do gustu najbardziej przypadło kilkadziesiąt złotych do wydania w aplikacji SkyCash i voucher na spędzenie dwóch nocy w hotelu wybranym z oferty HRS (wystarczy pobrać aplikację HRS z Galaxy Apps i się zalogować).

No dobrze, moją opinię odnośnie Galaxy S6 już znacie. A jak sprawuje się Wasza eS-szóstka po tych kilku miesiącach? A jeśli jesteście posiadaczami innych produktów – jak one działają po dłuższym czasie? I czy jesteście zadowoleni z dokonanego jakiś czas temu wyboru czy, mogąc cofnąć czas, zdecydowalibyście się na jednak inny produkt? Chętnie poznam Waszą opinię.

Dziękuję zaprzyjaźnionemu sklepowi X-KOM za ogrom cierpliwości. Wybaczcie, drodzy. Jesteście super!:)

Spis treści:
1. Przydługi, ale potrzebny wstęp. Wzornictwo
2. Po czterech miesiącach… obudowa i działanie
3. Aparat i porównanie zdjęć zrobionych S6 i S6 Edge (ISOCELL Samsunga vs IMX240 Sony)
4. S Health. Powrót do Galaxy Note 4. Co mi się nie podoba w Galaxy S6?

[wpsm_column size=”one-half”][wpsm_pros title=”Plusy:”]

[/wpsm_pros][/wpsm_column][wpsm_column size=”one-half” position=”last”][wpsm_cons title=”Minusy:”]

[/wpsm_cons][/wpsm_column]

Exit mobile version