Recenzja Huawei Mate 20 Lite. W teorii ma wszystko, by stać się najlepszym wyborem do 1600 złotych. A w praktyce?

Jeszcze zanim pojawił się na rynku, został okrzyknięty pretendentem do miana najciekawszego i najlepszego smartfona dostępnego na rynku w cenie do 1600 złotych. Wszystko za sprawą tego, że zostały w nim usunięte najważniejsze wady i braki poprzednika – zamiast microUSB jest USB typu C, a moduł NFC wreszcie jest obecny na pokładzie. Mowa oczywiście o Huawei Mate 20 Lite, w którym przed rozpoczęciem testów pokładałam spore nadzieje. A co o nim sądzę po dwóch tygodniach intensywnej eksploatacji?

Mate 20 Lite vs Mate 10 Lite – co się zmieniło?

Zerknijmy najpierw na parametry techniczne obu modeli:

parametry Huawei Mate 20 Lite Huawei Mate 10 Lite
ekran IPS 6,3" 2340×1080 19,5:9 5,9" 2160×1080 18:9
screen to body ratio 81% 76,5%
procesor Kirin 710 z Mali-G51 MP4 Kirin 659 z Mali-T830 MP2
RAM 4 GB 4 GB
system Android 8.1 Oreo z EMUI 8.2 Android 7.0 Nougat z EMUI 5.1
pamięć 64 GB 64 GB
aparat 20 Mpix + 2 Mpix 16 Mpix + 2 Mpix
kamerka 24 Mpix + 2 Mpix 13 Mpix + 2 Mpix
NFC tak nie
USB typu C microUSB
akumulator 3750 mAh 3340 mAh
wymiary 158,3 x 75,3 x 7,6 mm 156,2 x 75,2 x 7,2 mm
waga 172 g 164 g
WiFi 2,4&5 GHz 2,4 GHz
ładowarka w zestawie 9V2A 5V2A
cena w dniu premiery 1599 złotych 1499 złotych

Testowany smartfon kupicie w Media Expert.

Gdyby chcieć na szybko wypisać różnice pomiędzy dwudziestką a dziesiątką trzeba zwrócić uwagę przede wszystkim na: wcięcie w ekranie (nowszy model ma notcha, starszy nie), szklaną obudowę (w poprzedniku jest aluminiowa), NFC (na korzyść Mate 20 Lite) oraz różnicę w portach – USB typu C vs microUSB. Jasne, różnic jest jeszcze więcej: aparaty, procesor, pojemność akumulatora czy nawet waga, ale dla końcowego użytkownika aspekty wymienione wcześniej sądzę, że są bardziej istotne. Faktem jest jednak, że w tym wszystkim duże znaczenie ma też cena – pomiędzy obiema generacjami Mate’a zmieniło się sporo, tymczasem cena wzrosła (chciałoby się powiedzieć “tylko”) o 100 złotych.

Ale zostawmy porównywanie Mate’ów, a skupmy się na najnowszym modelu, który jest pierwszym przedstawicielem serii Mate 20. Dla przypomnienia dodam, że Mate 20 i Mate 20 Pro zostaną zaprezentowane 16 października w Londynie – oczywiście będę obecna na premierze, więc już dziś zapraszam Was na obszerne pierwsze wrażenia związane z nowościami od Huawei.

Wzornictwo, jakość wykonania

Patrząc z przodu nie sposób powiedzieć cokolwiek innego, jak to, że Mate 20 Lite wygląda jak sporo innych smartfonów z tego roku. Na froncie duży, bo aż 6,3-calowy wyświetlacz z wcięciem (notchem), a wokół niego dość wąskie ramki – telefon jakich wiele. Sytuacja nieco zmienia się, gdy rzucimy okiem na jego tył. Tutaj urządzenie to prezentuje się już o wiele lepiej, czego zasługą może być połączenie dwóch odcieni niebieskiego (w przypadku testowanej wersji) – jaśniejszej na prawie całej powierzchni obudowy i ciemniejszej (w postaci pionowych pasków), wokół podwójnego aparatu i czytnika linii papilarnych. Zagranie to wizualnie wygląda po prostu dobrze, a dodatkowo może przywoływać na myśl zeszłoroczny najdroższy model z oferty Huawei, tj. Mate 10 Porsche Design.

W mojej opinii Mate 20 Lite wygląda świetnie niezależnie od wersji kolorystycznej, a do tego, dzięki obłym krawędziom, dobrze trzyma się go w dłoni. Trzeba jednak mieć świadomość tego, że jest dość duży i obsługa jedną ręką może być utrudniona – zwłaszcza w przypadku osób o mniejszych dłoniach. Na minus wystające nieco ponad obudowę aparaty, które nie dość, że łatwo zbierają odciski palców, to jeszcze mogą się rysować (mogą, ale nie muszą). Podobnie zresztą jak sama szklana, dość śliska obudowa, która jednak podczas moich testów przetrwała próbę czasu bez szwanku.

Układ poszczególnych przycisków i portów jest standardowy. Na prawym boku mamy przyciski do regulacji głośności i włącznik; na lewym – szufladkę na dwie karty nanoSIM, spośród których jedna jest wymienna ze slotem na microSD (dual SIM hybrydowy). Na dolnej krawędzi umieszczono port USB typu C, 3.5 mm jack audio, jeden z mikrofonów oraz głośnik mono, natomiast u góry – drugi mikrofon.

Z tyłu, w górnej części, umieszczono nieco poniżej poziomu obudowy skaner linii papilarnych, a nad nim – wystające dwa aparaty z diodą doświetlającą. Z przodu z kolei, nad 6,3-calowym ekranem, znajdziemy (w notchu) obiektyw kamerki, głośnik do rozmów telefonicznych, czujnik światła oraz niewielką diodę powiadomień, którą niestety często można łatwo przeoczyć.

Podsumowując, Mate 20 Lite wykonany jest z dbałością o szczegóły i zdecydowanie może się podobać. Jakość zastosowanych materiałów oraz sam design trudno określić mianem “lite”.

Wyświetlacz

Duży, 6,3-calowy wyświetlacz, rozdzielczość 2340×1080 pikseli (Full HD+), zagęszczenie pikseli na poziomie 409 ppi, proporcje 19,5:9, notch, panel IPS – to najważniejsze rzeczy, jakie musicie wiedzieć na temat ekranu Mate’a 20 Lite. Pod względem użytkowym mam dwa zastrzeżenia, o których przeczytacie dalej. Z całą pewnością natomiast muszę stwierdzić, że reakcja na dotyk jest bezproblemowa, kąty widzenia bardzo dobre, a same czcionki wyświetlane na ekranie ostre i czytelne.

Dla nikogo nie będzie zaskoczeniem, że Mate 20 Lite ma czujnik światła – w obecnych czasach trudno jest spotkać smartfon nawet z najniższej półki, w którym by brakowało tego dodatku. Muszę jednak zwrócić Waszą uwagę na fakt, że automatyczna regulacja ekranu, za którą ów czujnik odpowiada, jest dla mnie zbyt agresywna. Oznacza to, że często zbyt mocno podbijał jasność ekranu w ciągu dnia, przez co zdecydowałam się przestawić na jasność ustawianą ręcznie. A jeśli już przy niej jesteśmy, jasność minimalna jest OK, podobnie jak maksymalna – w pełnym słońcu bez większego trudu można korzystać z tego ekranu.

Jakie dodatki związane z wyświetlaczem znajdziemy w ustawieniach? Jak to w przypadku smartfonów Huawei bywa – dużo. Począwszy od możliwości manewrowania temperaturą barwową i trybem koloru (zwykłe lub bardziej nasycone), przez tryb światła niebieskiego (tutaj jako: ochrona wzroku) i ukrywanie notcha, na zmianie rozdzielczości ekranu (z HD+ na Full HD+) i stylu ekranu głównego (z szufladą aplikacji lub bez) skończywszy.

Jednej rzeczy w ekranie Mate’a 20 Lite bardzo nie lubię, a mianowicie faktu, że w okularach polaryzacyjnych przeciwsłonecznych nic nie widać w pionie – w poziomie już jak najbardziej tak (sprawdzane na dwóch parach okularów, więc trudno tu mówić o przypadku).

Fajną rzeczą jest natomiast to, że do zestawu z telefonem producent dorzuca folię na ekran, którą polecam od razu nakleić. Ja tego nie zrobiłam na testowym egzemplarzu, by zobaczyć, jak ten będzie wyglądał po kilku tygodniach użytkowania i muszę przyznać, że przetrwał próbę czasu – poza jedną widoczną i dość głęboką rysą po prawej stronie notcha (głęboką, bo da się ją wyczuć paznokciem) nie zauważyłam innych mankamentów.

Działanie

Po testach Pocophone F1 kosztującego 1500 złotych poczułam się rozpieszczona. Smartfon ze średniej półki, który dzięki Snapdragonowi 845 działa jak złoto, to ewenement i rzecz, która po prostu się nie zdarza (tak, pozostali producenci zdecydowanie powinni brać przykład). Przesiadając się na Mate’a 20 Lite z Kirinem 710 i Mali-G51 MP4 poczułam znaczną różnicę. Naprawdę – znaczną. Szybko bowiem okazało się, że urządzenie to jest najnormalniej w świecie mniej wydajne i wolniejsze.

Mate 20 Lite na każdym kroku dawał mi znać, że nie bez powodu ma dopisek “lite” w nazwie. Często zdarzały mu się przycinki, widoczne były spowolnienia np. podczas przesuwania dymku czatu po ekranie, a i lagi przy przełączaniu się pomiędzy aplikacjami nie były niczym miłym. Łącząc to wszystko ze sobą muszę stwierdzić, że momentami działanie najnowszego średniaka Huawei powodowało u mnie małą irytację i testowało moją cierpliwość – a wierzcie mi, że wcale nie miałam wygórowanych oczekiwań co do jego działania. Cóż, jest szansa, że być może choć trochę aspekt ten zostanie poprawiony w kolejnych aktualizacjach, ale póki co warto mieć na uwadze, że do najwydajniejszych smartfonów Mate’a 20 Lite zaliczyć niestety nie można.

I to jest chyba idealny moment, by rzucić okiem na wyniki uzyskane przez ten model w testach syntetycznych. A zatem najpopularniejsze benchmarki poniżej:

AnTuTu: ok. 110 tys. punktów
Quadrant:
single core: 1597
multi core: 5548
3DMark:
Ice Storm Extreme: max
Ice Storm Unlimited: 20531

Dla spokoju sumienia (lub z kronikarskiego obowiązku, jak kto woli) muszę wspomnieć, że Mate 20 Lite potrafi się znacznie nagrzać, ale tylko w konkretnych okolicznościach. Odpalając bardziej wymagającą grę czy benchmarki, obudowa w górnej części przy lewym rogu staje się gorąca – osiąga do nawet 42 stopni. Jeśli jednak jesteście graczami tylko niedzielnymi, a testy syntetyczne nieszczególnie Was interesują, kwestia grzania obudowy nie będzie Was dotyczyła – podczas typowego użytkowania telefonu, jego obudowa nie osiąga wysokich temperatur.

Spis treści:

1. Porównanie z poprzednikiem. Wzornictwo, jakość wykonania. Wyświetlacz. Działanie
2. Oprogramowanie. Audio. Biometria. Akumulator. Aparat. Podsumowanie