Recenzja Adata i–Memory AI920 – pendrive’a podwójnego zastosowania z Lightning

Recenzowanie sprzętu takiego jak pendrive to zajęcie wyjątkowo niewdzięczne. Co bowiem można napisać o urządzaniu praktycznie całkowicie bezobsługowym? Sprawdziłem to dla was na przykładzie Adata i-Memory AI920 ze złączem Lightning.


Przyznaję się jednak do nieczystej gry, gdyż opisywany dziś pendrive Adata i-Memory AI920 to tak naprawdę dwa urządzania w jednym. Ale zacznijmy od początku.

To już cały komplet

Adata i-Memory AI920 się przedstawia

Niewielkie kartonowe pudełko z zawieszką kryje niezwykle wprost bogatą zawartość (Jasiu, zapisz sobie, że to jest dowcip), gdyż poza pendrivem w kolorze różowego złota, którego każdy by się spodziewał, znajdziemy w nim także miniaturową przywieszkę z paskiem, wykonanym prawdopodobnie ze sztucznej skóry. Bliższe oględziny urządzenia wykażą obecność portu Lightning pod plastikową ruchomą klapką – gdyby była to dla kogoś niespodzianka, której nie domyśliłby się po grafice na pudełku. Poza klapką plastiku jest niewiele (jeszcze osłonka wtyczki Lightning), a całość jest dobrze wykonana i sztywna.

Jam jest pendrive twój

i-Memory i PC

Od strony komputera jest to klasyczny pendrive, pracujący w oparciu o port USB 3.1 Gen. 1 (dawniej po prostu USB 3.0). Nieco nietypowy jest jedynie domyślny system plików exFAT, zamiast najczęściej spotykanego niemłodego FAT32. Jest to bardzo dobra decyzja producenta, gdyż użycie exFAT zapewnia obsługę plików o wielkości większej niż 4 GB oraz bezproblemową współpracę zarówno z Windows, jak i macOS, który nie potrafi domyślnie zapisywać NTFS.

Prędkość odczytu jest w porządku, ale zapisu mogłaby być lepsza

Wydajność AI920 jest przyzwoita, co nie znaczy, że rewelacyjna. O ile odczyt jest na dobrym poziomie, to zapis wyraźnie kuleje, nieznacznie przekraczając jedynie 30 MB/s. Trochę szkoda – tanie pendrive’y Sandisk Ultra Flair i Ultra Fit, których używam na co dzień, osiągały prędkości odczytu na poziomie 120-130 MB/s i zapisu przekraczające 70 MB/s. W urządzeniu, którego cena zbliżona jest do 200 złotych, chyba jednak nie powinno się oszczędzać na użytych pamięciach.

Testy przeprowadziłem tylko w systemie Windows, gdyż mój MacBook Pro jest jednostką na tyle starą, że ma wyłącznie USB 2.0.

Druga strona medalu

Adata i-Memory AI920 i iPhone

Kupno pendrive’a za prawie 200 złotych, gdy nie wyróżnia się szybkością albo pojemnością może uzasadniać tylko wartość dodana w postaci dodatkowych funkcji. W przypadku AI920 jest to złącze Lightning i współpraca z iOS. Wymaga to oczywiście dodatkowego oprogramowania, które należy zainstalować z AppStore – nie trzeba go ręcznie wyszukiwać, gdyż telefon sam zaproponuje pobranie po wykryciu podłączonego pendrive’a. Jeśli chodzi o funkcjonalność aplikacji, to potrafi ona prawie tyle, na ile pozwala system. W aplikacji wprost uzyskujemy dostęp do kontaktów, wideo oraz zdjęć. Dokumenty innych typów natomiast można wysyłać z urządzenia do iPhone’a i z powrotem za pomocą systemowego modułu udostępniania – aplikacja i-Memory na szczęście dodaje tam swój wpis. Brakuje niestety integracji z systemową aplikacją Pliki – szkoda, sporo by to ułatwiło.

Jedną z ciekawszych funkcji urządzenia jest możliwość backupu zawartości. Co prawda, jest on ograniczony do zdjęć, filmów i kontaktów, ale to najczęściej właśnie na tych danych zależy użytkownikom najbardziej. Podobne założenia przyświecały twórcom testowanego kiedyś przeze mnie SanDisk iXpand Base, który oferował taki autobackup. W przypadku i-Memory proces należy jednak zapoczątkować ręcznie, wybierając wcześniej kategorie, które zostaną skopiowane. Za to z moich obserwacji wynika, że tworzenie kopii bezpieczeństwa przebiega dużo pewniej niż w SanDisku, co ma niebagatelne znacznie.

Kolejną ciekawą funkcją jest możliwość zrobienia zdjęcia wprost do pamięci Adaty – godna uwagi zwłaszcza tam, gdzie ze względu na braki w dostępie do internetu nie możemy się posłużyć do tego chmurą. Aparat jest bardzo prosty i nie oferuje praktycznie żadnych ustawień poza wyborem rozdzielczości (aczkolwiek już po zrobieniu zdjęcia można też nałożyć parę filtrów), ale w końcu to jest rozwiązanie awaryjne – komu tego mało, może przecież zrobić zdjęcie inną aplikacją i następnie przegrać ręcznie potrzebny plik.

Na razie pusto tu trochę, ale zaraz to się zmieni

Aby nie wyszło, że wszystko jest takie doskonałe – aplikacja nie jest przystosowana do pracy z ekranami wysokiej rozdzielczości dużych iPhone’ów. Jej włączenie aktywuje emulację ekranu 1334×750, co powoduje, że wszystko na ekranie jest zbyt duże. Zauważyłem w czasie testów kilka braków w spolszczeniu menu aplikacji (zamiast nich są chińskie krzaczki) – pod jedną z pozycji jak się okazało kryje się rejestrator dźwięku, pod innymi dość kulawa integracja z Google Drive, Dropboxem i Flickrem. Wątpię, by okazała się przydatna, w sytuacji, gdy natywne aplikacje okazują się o wiele lepsze.

Coś wystaje :)

Osobne kilka słów chciałbym poświęcić szyfrowaniu. A raczej „szyfrowaniu” – jak widać na zrzucie ekranu, jest to możliwość zablokowania urządzenia czterocyfrowym kodem. Bezpieczeństwo tak krótkiego klucza jest żadne, ale to i tak bez znaczenia, gdyż podanie w aplikacji kodu odblokowuje urządzenie permanentnie, pozostawiając dane odsłonięte dla każdego, niezależnie czy podepnie pena pod własnego iPhone’a czy pod PC. Od strony komputera działanie blokady sprowadza się do ukrycia partycji przez wścibskimi, o pełnym szyfrowaniu zapisanych danych i tak mowy na pewno nie ma, bo włączenie blokady trwa sekundy, a nie minuty. Trudno w tej sytuacji traktować to jako poważne zabezpieczenie czegokolwiek. Jeśli potrzebujemy rozwiązania do przechowywania poufnych danych, lepiej skorzystać z innych rozwiązań.

Podsumowanie

Mimo kilku niedoróbek urządzenie zdaje się pełnić swoją główną rolę zupełnie nieźle. O ile na co dzień wolę współpracę różnych urządzeń przez chmury iCloud i OneDrive, to w warunkach braku szybkiego internetu taki pendrvive może okazać się nieoceniony, gdy pojawi się konieczność przeniesienia dużych plików (np. wideo!). Współpraca z iPhonem była poprawna przez cały czas. Tworzenie backupów działało bez zarzutu. Szkoda, że sama aplikacja wygląda na napisaną nieco niedbale i przy minimalnym poziomie wysiłku. Żaden z braków nie jest właściwie kluczowy dla funkcjonowania pendrive’a, ale po zebraniu ich do kupy zostaje nienajlepsze wrażenie – zwłaszcza, gdy ktoś uwierzy w „szyfrowanie”.

Czy w tej sytuacji warto kupić Ai920? Osobiście uważam, że tak – za parę dni znajdę się w warunkach, w których mój typowy setup oparty na iCloud i OneDrive będzie zdecydowanie mniej sprawny niż zwykle i i-Memory będzie dla mnie cennym wsparciem. Jeśli nie lubisz lub nie możesz polegać na chmurze – warto mieć alternatywę.

Recenzja Adata i–Memory AI920 – pendrive’a podwójnego zastosowania z Lightning
Zalety
ciekawy wygląd
solidna konstrukcja
Dobra szybkość odczytu
exFAT jako domyślny system plików
Możliwość przenoszenia praktycznie dowolnych plików przez systemowe udostępnianie
Backup zdaje się działać niezawodnie
Wykonywanie zdjęć prosto do pamięci urządzenia
Wady
Przeciętna prędkość zapisu
Pozorne „szyfrowanie”
Brak możliwości użycia dłuższego i bardziej skomplikowanego niż 4 cyfry kodu blokady, że o TouchID nie wspomnę
Nie można zabezpieczyć urządzenia na stałe, wprowadzenie kodu wyłącza całkowicie blokadę
Aplikacja nie obsługuje ekranów HiRes
Niechlujne spolszczenie
Brak współpracy z aplikacją Pliki
Cena
7
OCENA