Po Godzinach: Neutralność sieci, naręczny komunikator i Tango w kosmosie

Witam serdecznie w kolejnej odsłonie cyklu Po Godzinach, stanowiącego naszą weekendową odskocznię od otaczającej nas na co dzień tematyki tabletów. W dzisiejszym odcinku sprawdzimy między innymi, czy w temacie inteligentnych zegarków da się jeszcze wymyślić coś oryginalnego i jakie zagrożenia niesie ze sobą nowy projekt ustawy proponowany przez komisję FCC. Dowiemy się też, po co robotom pracującym na stacjach kosmicznych telefony komórkowe. Najpierw jednak przyjrzymy się postępom w pracy nad pewną nietypową przeglądarką, która ma ambicje wyrwać się ze sztywnych ram ekranów komputerów.

surroundweb-1-803x420[1]

Na początku zeszłego miesiąca projektanci z firmy Microsoft Research zaprezentowali światu koncepcję Surroundweb – futurystycznej przeglądarki internetowej, wykorzystującej projektory do wyświetlania dodatkowych treści na płaskich powierzchniach znajdujących się w mieszkaniu użytkownika. W minionym tygodniu do sieci trafiła natomiast pierwsza prezentacja, pokazująca jak pomysł ten, wzbogacony o kilka nowych udoskonaleń, sprawdza się w praktyce.

Jedną z najciekawszych nowości jest możliwość współpracy Surroundweb z sensorem Kinect, który pozwoli między innymi na wykorzystanie stołu w roli dużego panelu dotykowego czy tez rozpoznawanie postawionych na nim obiektów i wyświetlanie powiązanych z nimi informacji. Twórcy projektu rzucili też nieco światła na kwestie zachowania prywatności podczas korzystania z przeglądarki w połączeniu z urządzeniem, które jakby nie patrzeć  nieustannie skanuje wszystko wokół nas. Okazuje się, że strony stworzone z myślą o współpracy z tą nietypową aplikacją nie będą bezpośrednio otrzymywać danych zebranych przez wspomniany sensor. Zamiast tego zostaną one wyposażone w zestaw „zdarzeń”, odpalanych automatycznie po spełnieniu określonych warunków (np. położeniu na stole konkretnego produktu), nie otrzymując jednak od przeglądarki informacji o tym, czy i kiedy dane „zdarzenie” zostało uaktywnione przez konkretnego użytkownika.

Nadal nie wiadomo jednak, czy projekt Surroundweb zostanie kiedykolwiek udostępniony do testów szerszemu gronu internautów, czy też do końca pozostanie on jedynie produktem koncepcyjnym, tak jak to miało miejsce chociażby w przypadku jego poprzednika – Illumiroom.

Connected-world[1]

A skoro mowa już o sposobach w jakie korzystamy z internetu… Neutralnośc sieci to termin, który od jakiegoś czasu coraz częściej pojawia się w serwisach informacyjnych całego świata (i to nie tylko tych związanych z nowinkami technologicznymi). Mianem tym określa się zasadę, mówiącą iż każdy rodzaj danych przesyłanych w sieci powinien być traktowany jednakowo zarówno przez rząd jak i dostawców usług internetowych. To właśnie ona sprawia, że np. korzystanie z naszego ulubionego serwisu społecznościowego, czy usługi strumieniowania wideo wygląda (przynajmniej w teorii) tak samo, niezależnie od tego czy podpisaliśmy umowę z firmą A czy B. Jak na razie neutralność sieci zapewniają nam rozmaite regulacje prawne. Wiele wskazuje jednak na to, że w niedalekiej przyszłości sytuacja ta może ulec dość poważnym zmianom.

Wszystko za sprawą nowych regulacji zaproponowanych w minionym tygodniu przez amerykańską Federalną Komisję Łączności (FCC), według których właściciele rozmaitych serwisów mogliby legalnie płacić dostawcom usług internetowych za priorytetowe traktowanie udostępnianych przez nich treści. Oznacza to, że po podpisaniu umowy z konkretnym dostawcą, mogłoby się okazać, że np. materiały wideo w jednym serwisie ładują się zauważalnie szybciej niż w innym, a internetowa gra jednego wydawcy działa znacznie płynniej niż tytuł konkurencji. Mimo iż na pierwszy rzut oka może się wydawać, że zmiana praw na innym kontynencie nie będzie miała wpływu na „naszą” część internetu, to jednak należy pamiętać, że mowa tu o kraju, z którego wywodzi się większość najpopularniejszych obecnie serwisów internetowych. Rozwiązania tego typu mogą więc na dłuższą metę przyczynić się do drastycznego spowolnienia rozwoju sieci, gdyż jeszcze bardziej utrudnią one nowym, innowacyjnym serwisom walkę o klienta z panującymi obecnie gigantami rynku. By uzmysłowić sobie skalę problemu wystarczy pomyśleć o tym, że gdyby regulacje te weszły w życie ledwie dekadę temu, firmy takie jak Facebook czy Youtube nie miałyby praktycznie żadnych szans na przebicie się na rynku.

O tym czy nowe regulacje wejdą ostatecznie w życie zadecyduje głosowanie, zaplanowane na piętnastego maja.

Edited-820x420[1]

Panująca obecnie moda nakazuje twórcom inteligentnych zegarków upodabnianie swoich produktów do bardziej tradycyjnych modeli czasomierzy. „Prawidłowy” kształt naręcznego zegarka wrył się bowiem w świadomość użytkowników tak mocno, że ciężko im sobie wyobrazić noszenie na nadgarstku czegoś zupełnie odmiennego. Z konwencją tą postanowiła zmierzyć się firma Rufuslabs, czego efektem jest ich najnowszy gadżet – Rufus Cuff.

Akcesorium te zrywa z tradycyjnie przyjętym, kompaktowym kształtem zegarka, umieszczając na nadgarstku użytkownika ogromny, jak na obecne standardy, ekran o przekątnej trzech cali, przez co urządzenie te staje się ponad dwukrotnie szersze niż konkurencyjne Galaxy Gear czy Pebble. Wszystko to sprawia, że Ruffus Cuff bardziej niż zegarek przypomina akcesorium wyjęte z filmów Science-Fiction, co zauważyli też twórcy, nadając mu miano „naręcznego komunikatora”. Wszystko wskazuje jednak na to, że w tym szaleństwie jest metoda. Nie da się bowiem ukryć, że pomijając wszelkie walory estetyczne, wyświetlacz tej wielkości daje dużo większe możliwości niż miniaturowe ekrany stosowane w produktach konkurencji. Warto wspomnieć chociażby o tym, iż w odróżnieniu od typowych inteligentnych zegarków, które opierają się głównie na współpracy z posiadanym przez nas smartfonem, Rufus Cuff może funkcjonować również jako w pełni autonomiczne urządzenie działające pod kontrolą systemu Android Kit Kat, pozwalające użytkownikowi w miarę wygodnie wysyłać wiadomości, korzystać z aplikacji czy surfować po sieci. Możliwości oferowane przez projekt firmy Rufuslabs przypadły najwyraźniej do gustu potencjalnym nabywcom, o czym świadczy chociażby fakt, iż kampania finansowania projektu w serwisie Indiegogo zebrała fundusze potrzebne na rozpoczęcie produkcji już na miesiąc przed planowanym terminem.

Nie da się ukryć, że Rufus Cuff może przetrzeć szlaki dla całkiem nowej kategorii urządzeń mobilnych, i chociaż jak na razie raczej ciężko mówić o „zmierzchu ery inteligentnych zegarków” i „nadejściu epoki naręcznych komunikatorów”, to jednak trzeba przyznać, że przyszłość tak zwanych „wearable technologies” z miesiąca na miesiąc zapowiada się coraz ciekawiej.

ossia[1]

Mimo iż ładowarki bezprzewodowe dostępne są na rynku od ładnych kilku lat, to jednak nie udało im się jak na razie zaskarbić zbyt wielkiej sympatii ze strony użytkowników urządzeń mobilnych. Sytuacja ta wynika głównie z faktu, że mimo iż akcesoria tego typu nie wymagają od nas łączenia ich z telefonem/tabletem za pomocą kabla, to jednak do prawidłowego działania niezbędne jest położenie posiadanego przez nas gadżetu na powierzchni ładowarki, co jest wprawdzie nieco wygodniejsze niż metoda tradycyjna, jednak nie na tyle, by usprawiedliwić wysoką cenę akcesoriów tego typu.

Nad rozwiązaniem tego problemu od kilku lat pracuje firma Ossia, która w miniony wtorek zaprezentowała światu najnowsze efekty swoich badań. Stworzona przez nich ładowarka bezprzewodowa, nosząca nazwę Cota, potrafi zasilać urządzenia znajdujące się w promieniu dziewięciu metrów, nie przejmując się przy tym przeszkodami takimi jak ściany czy drzwi. Co więcej, ładowanie może działać jednocześnie dla kilku urządzeń, niezależnie od tego, czy leżą one spokojnie na biurku, czy też znajdują się aktualnie w ruchu. Projekt zakłada bowiem instalowanie w urządzeniach specjalnych nadajników, informujących ładowarkę o swoim położeniu, dzięki czemu tworzy ona w wybranych miejscach „kieszenie energetyczne”, wykorzystywane następnie przez odbiorniki połączone z baterią. Co ciekawe, producent twierdzi, iż zastosowana technologia jest całkowicie bezpieczna dla zdrowia użytkowników, gdyż siła sygnałów emitowanych przez ładowarkę i odbiorniki nie jest większa niż ta, jaka otacza nas na co dzień pod postacią sieci Wi-Fi czy komórkowych.

W swoim oświadczeniu prasowym firma Ossia zapewniła, iż ładowarka Cota jest już w pełni skończonym produktem, co oznacza, że o jego przyszłości zadecyduje najprawdopodobniej zainteresowanie (lub jego brak) ze strony producentów urządzeń mobilnych. Autorzy projektu nie wykluczają jednak, że opracowana przez nich technologia może znaleźć zastosowanie również w innych dziedzinach, takich jak chociażby medycyna.

iss018e005214.0_standard_2040.0.0_standard_640.0[1]

W miniony piątek odbył się udany start prywatnego statku Space X Dragon, który wyruszył z misją zaopatrzeniową w kierunku międzynarodowej stacji kosmicznej ISS. Jedna z plotek dotyczących tej wyprawy głosiła, iż wśród całej gamy nowoczesnego sprzętu mającego ułatwić astronautom życie w przestrzeni kosmicznej, w jego ładowni znalazło się również miejsce dla kilku sztuk projektu Tango – eksperymentalnego telefonu nad którym pracują obecnie projektanci z firmy Google. Mimo iż w ostateczności okazało się, że wszystkie istniejące obecnie egzemplarze wspomnianego aparatu pozostały jak na razie na Ziemi, to jednak i w tej plotce znalazło się również ziarno prawdy.

Kilka dni temu firma Google potwierdziła bowiem oficjalnie, iż wspólnie z agencją kosmiczną NASA pracuje ona nad wysłaniem projektu Tango w przestrzeń kosmiczną. Nietuzinkowe smartfony nie trafią jednak bezpośrednio w ręce astronautów. Zamiast tego zostaną wykorzystane przez SPHERES – roboty zdolne do swobodnego poruszania się przy braku grawitacji, zajmujące się wykonywaniem drobnych prac konserwacyjnych na stacji kosmicznej. Dzięki zaawansowanemu technologicznie skanerowi przestrzennemu, stanowiącemu główną cechę wyróżniającą Tango na tle innych telefonów, wspomniane jednostki zyskają możliwość rozpoznawania i śledzenia znajdujących się wokół nich obiektów, a co za tym idzie, w pełni autonomicznego poruszania się po stacji. Co ciekawe, poprzednia wersja SPHERES wykorzystywała w podobnym celu telefony Nexus S. Można więc powiedzieć, że jeśli chodzi o wykorzystanie komórek na stacjach kosmicznych, jak na razie „wszystko zostaje w rodzinie”.

I to by było tyle na dziś. Miłego weekendu i do zobaczenia za tydzień!