Obalamy mity, czyli dlaczego smartfon z Chin nie musi być złym wyborem

W dzisiejszych czasach, kiedy szeroko pojęta technika zagościła w naszych domach już na dobre, ludzie przyzwyczaili się do wygód z nią związanych. Bardzo trudno wyobrazić sobie życie bez tak oczywistych rzeczy, jak mikrofala, telewizor czy smartfon. To ostatnie urządzenie z roku na rok bardzo ewoluuje, co powoduje, że nie można zanadto przyzwyczajać się do swojego obecnego smartfona z prostego powodu — lada moment pokochamy inny, którego będziemy chcieli zakupić i ugościć w kieszeni ulubionych niebieskich jeansów.

Nie ma jednak róży bez kolców, bowiem jak wiadomo, miłość czasem potrafi zaboleć. Uściślając, w tym kontekście mam na myśli cenę nowych urządzeń, która dla kieszeni przeciętnego Kowalskiego jest zabójcza i nie do przeskoczenia. Nie od dzisiaj jednak wiadomo, że Polacy są zaradni, potrafią szybko znaleźć alternatywę, ponieważ nie ma rzeczy niezastąpionych. Dlatego też, w dłoniach Polek i Polaków coraz częściej widać egzotyczne marki smartfonów, które są atrakcyjne cenowo, oferując przy tym naprawdę spore możliwości. Nie można się temu dziwić — atrakcyjny stosunek ceny do jakości, dobra specyfikacja, a przede wszystkim świetna cena przyciąga. Sam skusiłem się na telefon chińskiej marki Xiaomi między innymi właśnie z wyżej wymienionych powodów. Jestem w stanie więc jasno powiedzieć, że nie żałuję i zostanę przy moim wyborze na dłużej. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta — mój strach przerodził się w zaufanie.

Moje zainteresowanie smartfonami wprost z Azji zrodziło się około 10 miesięcy temu. Mając wtedy HTC One M8, zacząłem zastanawiać się nad jego zmianą — ogólnie rzecz biorąc, byłem z niego zadowolony, lecz mój egzemplarz nie był pozbawiony wad. Przeszukiwałem Allegro i trudno było znaleźć mi dla niego godnego zastępcę. W pewnym momencie na jednym z zagranicznych serwisów natrafiłem na zapowiedź Xiaomi Redmi Note 3 – wtedy już wiedziałem, że to będzie mój następny zakup. Sporych rozmiarów ekran, duża pojemność baterii — wszystko zapowiadało się dobrze, lecz jednak z tyłu głowy cały czas krążyły myśli, które w pewien sposób zniechęcały mnie do zakupu. Najzwyczajniej w świecie bałem się zrobić krok w nieznane, cały czas myśląc o tym, czy aby nie będę żałować. Teraz, kiedy już użytkuję mój drugi smartfon firmy Xiaomi, mogę odpowiednio zaargumentować mój wybór i obalić kilka mitów na temat zakupu chińskiego smartfona, a także jego użytkowania.

MIT NR. 1

„Te telefony nie mają polskiego języka”

Jest to argument, który już nie ma racji bytu – z kilku powodów. Po pierwsze, samo Xiaomi zaczęło otwierać się na użytkowników wprost z Europy. Dla większości swoich urządzeń firma ta wydała oprogramowanie potocznie nazywane „Global”, które już po samej swojej nazwie pokazuje, że telefony te mają ambicję, by poprowadzić ekspansję na zachód. W skrócie jest to ROM, który zawiera w sobie wiele europejskich języków, w tym, od niedawna, język polski. Dodatkowo, mają one od razu zaimplementowane Usługi Google, które w Chinach są zakazane. Dzięki temu pobieranie aplikacji z Google Play czy synchronizacja kontaktów jest w pełni bezproblemowa. Ktoś może zapytać o sytuację, w której mamy zainstalowany standardowy chiński ROM — żaden problem, w każdej chwili możemy wgrać manualnie global ROM, pozbywając się przy tym zbędnych chińskich aplikacji, będących z mojej perspektywy wyłącznie bezużytecznym bloatwarem, przynajmniej na terenie Europy. Drugą opcją jest instalacja ROM-u xiaomi.eu, przygotowanego przez społeczność MIUI w przypadku telefonów firmy Xiaomi. Sam preferuję właśnie tą opcję, głównie z uwagi na cykliczne aktualizacje oprogramowania, które wnoszą usprawnienia, a zarazem eliminują napotkane błędy.

MIT NR. 2

„Jak Ty go niby naprawisz?”

Częste pytanie, które pada w moją stronę, dotyczy spraw związanych z gwarancją. Oficjalnie bowiem, jak wiadomo, Xiaomi nie dystrybuuje swoich urządzeń na nasz europejski rynek, z wyłączeniem bliźniaczej marki xiaoyi, produkującej kamerki Yi Action, Yi Home czy Dash Cam (ta ostatnia przeznaczona do samochodu). Użytkownicy z Europy, którzy chcą zakupić swoje urządzenie od Xiaomi, są skazani na pośredników — mamy tutaj do wyboru dwie grupy. Pierwsza z nich to pośrednicy na naszym polskim rynku, którzy kupują u pośredników w Chinach, druga to kupno bezpośrednio w chińskim sklepie z elektroniką, czyli z pominięciem polskiego „rekina biznesu”, co nieco pozwoli nam zaoszczędzić, lecz nie o tym mowa. W każdym razie są sklepy w Chinach, które oferują gwarancję na terenie Polski — idealnym przykładem jest tutaj sklep IbuyGou. Sam z takiej gwarancji korzystałem w przypadku Xiaomi Redmi Note 3 i naprawa była kwestią czterech dni. Jeśli jednak nie mamy opcji skorzystania z gwarancji na miejscu, można odesłać telefon do Chin bądź wybrać dowolny polski serwis — wbrew pozorom części zamiennych w sieci jest sporo, choćby na popularnym Allegro. Dlatego też, w sytuacji zadania mi powyższego pytania, z uśmiechem na ustach dziękuję za troskę ;).

MIT NR. 3

„Chiński telefon? Po co Ci podróbka?”

W głowach Polaków istnieje kilka dziwnych stereotypów. Jednym z nich jest myślenie, że Azjaci to ludzie lubujący się w podrabianiu wszystkiego, co popadnie, niemający żadnych lokalnych, własnych firm, stanowiących o sile swojej gospodarki. Wcale tak nie jest — Chiny to potęga gospodarcza, która nie opiera się wyłącznie na klonowaniu wszystkiego, co zachodnie. Huawei, Xiaomi, Oppo, Meizu, Leeco (dawniej LeTV) to tylko przykładowe rodzime marki z Państwa Środka na rynku różnego rodzaju smarturządzeń. Tak naprawdę tylko nazwy firm brzmią nieco obco i nieswojo — wewnątrz to telefon jak każdy inny. Znajdziemy tam układy Snapdragona, MediaTeka, soczewki Sony. Kupujemy więc niemal to samo, lecz za inną cenę, w nieco innym zewnętrznym opakowaniu.

MIT NR. 4

„Twoje dane są już wykradzione!”

Do kwestii bezpieczeństwa w sieci można podchodzić różnie. Są osoby, które dbają o nie bardziej, są też takie, dla których jest to sprawa mniejszej wagi. Faktem jest, że chińscy pośrednicy często wgrywają swoje „autorskie” oprogramowanie, w którym tak naprawdę nie mamy pewności, co się znajduje. Dlatego ja dla własnej wygody zawsze na starcie, w przypadku Xiaomi, wgrywam ROM przygotowany przez europejskich entuzjastów tejże chińskiej firmy. Wymaga to nieco zachodu, lecz jest to najlepszy sposób na osiągnięcie satysfakcji z działania smartfona. Dobrym rozwiązaniem dla nieco większych leniuchów niż ja jest wgranie wyżej wymienionego global ROM-u, który również powinien pozbawić nas wszelkich złudzeń odnośnie kwestii bezpieczeństwa naszych danych.

MIT NR. 5

„Jak Ty to później sprzedasz?”

Ta kwestia, wbrew pozorom, nie jest żadnym problemem. Telefony Xiaomi czy Meizu w ostatnich latach stały się tak popularne, że ich sprzedaż nie jest niczym nadzwyczajnym. W polskiej sieci można znaleźć aukcje, w których jest po ~100 ofert kupna, więc wyraźnie widać, że jest na nie popyt. Poza tym, w Polsce istnieje wiele firm specjalizujących się w sprzedaży takich właśnie sprowadzonych telefonów — gdyby interes nie był opłacalny, ich liczba nie rosłaby jak grzyby po deszczu. Sam ze sprzedażą Redmi Note 3 uporałem się w trzy dni, osiągając przy tym naprawdę zadowalającą mnie kwotę, która pozwoliła po części sfinansować mój obecny zakup, jakim jest Xiaomi Mi5, z którego jestem więcej niż zadowolony.

Migrują nawet najwięksi

Wbrew temu, co mogłoby się wydawać, nie tylko zwykli szarzy użytkownicy budżetowych smartfonów obierają kierunek na Azję. To samo tyczy się osób odpowiedzialnych w pewien sposób za kreowanie sprzętu, jak i samego wizerunku marki. Idealnym przykładem jest tutaj Hugo Barra, który przez kilka lat był jednym z czołowych pracowników Google, a konkretnie zespołu zajmującego się systemem Android. W 2013 roku postanowił jednak spróbować czegoś nowego, przeszedł do firmy Xiaomi, zaskakując przy tym pół technologicznego światka. Patrząc na to, jak w ciągu ostatnich trzech lat firma ta zaistniała w świadomości potencjalnego konsumenta, z pewnością nie żałuje on swojego wyboru.

Chiny to nie tylko Xiaomi

Swoje doświadczenia opieram głównie na użytkowanym przeze mnie Redmi Note 3 oraz obecnym Mi5, jednak przez moje dłonie przewinęły się na krócej również inne marki, takie jak Ulefone, Meizu czy LeTV. Wszystkie te urządzenia łączyła jedna rzecz, a mianowicie spore wzbudzanie emocji, swego rodzaju kontrowersyjność. Kilka razy spotykałem się z zarzutami, że te firmy to tylko kalka z zachodnich marek z brakiem pomysłu na autorski produkt. Zdecydowanie częściej miałem okazję jednak słyszeć pozytywne zaskoczenie po chwili obcowania z obcym dotychczas dla odbiorcy sprzętem, co poskutkowało kupnem takowego urządzenia. W moim kręgu znajomych naprawdę sporo jest osób, które bały się zaryzykować, a jednak się zadecydowały – mimo wahań. W tych smartfonach jest coś, co trudno jednoznacznie określić — mając telefon w dłoni czuć tę ambicję, chęć przyciągnięcia wzroku, uwagi — widać, że nie jest to wyłącznie produkt do portfolio producenta, a próba zawładnięcia sercem potencjalnego konsumenta i przyciągnięcie go do siebie na zawsze. Ja już zostałem uwikłany w sidła Xiaomi, a Ty?