Jedna aplikacja sprawiła, że nieświadomie wszedłem w cały ekosystem

Czyli jak dałem się oczarować jednemu producentowi

Do niedawna nie mogłem odnaleźć swojego miejsca w świecie. Wiecie, tym technologicznym. Wszystko przez prosty fakt — jeszcze niedawno cała moja rodzina, w tym ja, aktywnie korzystaliśmy z nieodżałowanego Windows Phone. W ostatnim czasie jednak wiele się zmieniło.

Korzystając z Windows Phone zdawaliśmy sobie sprawę, że jesteśmy niszą, ale system był intuicyjny, oferował pokoje rodzinne, świetną integrację z plikami OneDrive, cudowną nawigację samochodową i do tego działał naprawdę płynnie w każdej kategorii sprzętowej. I żyło nam się dobrze, każdy był szczęśliwy do dnia, w którym pojawił się Windows 10 Mobile.

Pamiętam słowa Stephena Elopa o płonącej platformie

Wypowiedział je, gdy Nokia wchodziła w mobilne okienka. Drugi raz były tak bardzo aktualne właśnie przy premierze Windows 10 Mobile. Ucieczka od platformy w rodzinie nastąpiła praktycznie natychmiastowo i trochę chaotycznie. Większość (w stosunku 12:1) przesiadła się na Androida, wybierając bardziej lub mniej udane modele. Żona i ja opieraliśmy się dość długo przed zmianą, dryfując wśród telefonów po drugim lub czasem nawet trzecim użytkowniku. Świadomie, bowiem chcieliśmy rozeznać się w sytuacji i kupić coś, z czego będziemy zadowoleni. W międzyczasie uznaliśmy (w sensie, żona uznała), że zbliża się okres grzewczy i czas odpowietrzyć bojler. Tłumacząc — mam schudnąć.

I tak oto na moim telefonie wylądowała znana wam zapewne doskonale aplikacja Samsung S Health.

Biegaj ze mną. I jeszcze ty i ty a najlepiej i ty

I tak zacząłem z nią biegać i spacerować. Na początku szło ciężko, aż nie wiedząc kiedy — samymi tylko spacerami robiłem po 100 km w tydzień. Potem po 25 km… jednego dnia. Wakacje słoneczne, więc pozytywnie nastrajały do sportu.

Momentalnie wciągnąłem w zabawę małżonkę, a potem jeszcze dwójkę naszych znajomych. Dzięki temu miesięczne wyzwania, obserwowanie się wspólnie na mapie, stały się prawie turniejem między nami.

Tyle, że o ile ja brałem telefon wszędzie, gdzie się dało, by tylko trochę podkręcić wynik, tak moja małżonka nie lubi go nosić ze sobą. Stąd mimo podobnej liczby kroków, w rankingach zaczęła znacząco spadać względem reszty.

Smartwatche? Nie dziękuję

To w sumie nie są problemy pierwszego świata, ale doskonale to obrazuje prosty mechanizm — przynęta rzucona, zaczęło nas wciągać. Jestem przeciwnikiem wszelkiej maści smartwatchy. Słaba bateria i w sumie niewiele wnoszą do codziennego życia. Jakby tak obiektywnie spojrzeć, to nawet nie rozwiązują żadnego problemu, tylko wręcz dokładają kilka nowych.

Mimo to pierwszy zakup właśnie trafił do żony. Zdecydowała się na Samsunga Gear Fit. Jak uznała, jest całkiem kobiecy, nie udaje zegarka (przykro mi, ale żaden obecny smartwatch nie może udawać prawdziwego zegarka), do tego ma wszystko to, czego potrzebujemy. Pokazuje godzinę, powiadomienia, można z nim ćwiczyć i słuchać muzyki. Żyć, nie umierać.

Gdy zatem przyszla w końcu pora na zakup telefonu – naturalnym wyborem stał się Samsung.

W końcu nic lepiej nie działa z S Health niż jego macierzysta platforma. Do tego design Samsunga Galaxy S8 był w dniu premiery zwyczajnie kosmiczny. Niewielkie ramki, stosunkowo cienki, bardzo wydajny, z pięknym ekranem i jeszcze lepszym aparatem.

Od tamtego dnia minęło blisko pół roku i nadeszła pora na zaopatrzenie w sprzęt mnie. Teoretycznie gama urządzeń jest naprawdę szeroka i nie miałbym żadnego problemu ze znalezieniem analogicznego urządzenia. Jednak rozglądając się po mieszkaniu dostrzegam, że przez jedną, prostą aplikację, w zasadzie siedzimy w całym samsungowym ekosystemie. Na ścianie wisi telewizor Samsunga ze Smart TV, małżonka już od jakiegoś czasu na sprzęcie od Koreańczyków. I pewnie miałbym wątpliwości czy to naprawdę rozsądny ruch, gdyby nie jedno wydarzenie z wakacji.

Rozbić telefon w 15 dni po zakupie? Zdarza się

Zaraz po zakupie wspomnianego telefonu, moja druga połówka ruszyła z nim do Chorwacji. I tam, pierwszego dnia trochę przez nieuwagę, trochę przez przypadek, wylądował on na skalistym wybrzeżu.

Jak się domyślacie — widok nie był zbyt zachęcający, a i rozpacz była duża. Tym większa, że nie załapaliśmy się na promocję Guard S8+, która obejmowała darmową wymianę wyświetlacza.
Dlatego tym większy mam szacunek do firmy, że zechciała podjąć się naprawy urządzenia. Wymieniono nam wyświetlacz, boczną ramkę oraz klawisze funkcyjne tak, by zachować wodoodporność urządzenia, jak w dniu zakupu.

Firma z sercem przyciąga klientów

W momencie, gdy zanosiłem telefon do serwisu, mocno rozważałem zakup dla siebie LG G6. Jednak właśnie fakt, że już częściowo jestem w ekosystemie Samsunga, do tego widząc jakość i normalne, ludzkie podejście firmy do użytkownika, a także regularne aktualizacje zarówno opaski, jak i telefonu, na dziś nie mam złudzeń.

Lada dzień Kasia opublikuję recenzję Gear Fit 2 Pro. Idąc analogiczną ścieżką — to będzie mój pierwszy zakup. Z telefonem poczekam do premiery Galaxy S9, bo czasu do jego prezentacji niewiele zostało, a jednak wsparcie będzie ciut dłuższe.

I sypie głowę popiołem. Wcześniej zwyczajnie nie rozumiałem, jak ludzie nie chcą wyjść z ekosystemu jabłkowego sadu. Dziś, nawet nie wiedząc, kiedy i jak to się stało, jestem częścią innego i ani widzi mi się go opuszczać.

Dobrze mi tutaj.