fot. Pixabay

Świat się kończy? 7-letni, wygenerowany cyfrowo chłopiec dostał w Japonii prawo stałego pobytu

Niedawno świat obiegła informacja, że humanoidalny robot dostał obywatelstwo Arabii Saudyjskiej. Wiele osób do tej pory nie potrafi tego „ogarnąć”, a tymczasem w Tokio, w Japonii, prawo stałego pobytu otrzymał 7-letni chłopiec. Nie byłoby w tym nic specjalnego, gdyby nie fakt, że nie istnieje on naprawdę, gdyż jest wygenerowanym cyfrowo botem.

Shibuya Mirai – bo tak się nazywa ów siedmiolatek – dołączył tym samym do liczącej około 224 tysięcy członków populacji dzielnicy Shibuya. Jego miejscem zamieszkania – jeżeli tak to można w ogóle nazwać – jest aplikacja Line. Jak tłumaczą pomysłodawcy tego przedsięwzięcia, zdecydowano się na taki krok, aby przybliżyć się do społeczności i lepiej odpowiadać na jej potrzeby. Ludzie będą bowiem o wiele chętniej rozmawiać z siedmiolatkiem i opowiadać mu, co im się podoba w ich dzielnicy, a co nie niż z władzami. W dodatku dzięki swego rodzaju prywatności i poczucia „intymności” relacji, mieszkańcy mogą być o wiele bardziej szczerzy i otwarci. Szczególnie, że – jak możecie zobaczyć poniżej – dzieciakowi naprawdę dobrze z oczu patrzy.

Żeby jak najbardziej „uczłowieczyć” wygenerowanego cyfrowo bota, postanowiono wymyślić mu zainteresowania i hobby. Shibuya Mirai kocha rozmawiać z ludźmi, a oprócz tego uwielbia także ich obserwować. Do tego lubi też robić zdjęcia. Przy okazji warto dodać, że mirai w języku japońskim oznacza przyszłość – lepszego „imienia” („nazwiska”?) nie można było wymyślić, wszakże pomysł naprawdę wyjęty jest z przyszłości.

Muszę przyznać, że szczerze zastanawia mnie, po co ta cała szopka z przyznawaniem – oficjalnie, z papierami – wygenerowanemu cyfrowo botowi prawa stałego pobytu w realnym świecie. Z drugiej strony możliwe, że jest to celowy zabieg, aby nieco „uczłowieczyć” Shibuya Mirai – w przeciwnym wypadku mieszkańcy dzielnicy Shibuya mogliby podchodzić do niego z większym dystansem. A tak jest to „zwykły 7-latek”, jakich wiele biega na ulicach. Tylko ten mieszka akurat w smartfonie.

Źródło: Newsweek, Daily Mail