fot: Pixabay

Ile wynosi „uczciwa marża” na flagowym smartfonie?

Rynek smartfonów wart jest fortunę. I nie jest to wcale nadużycie czy zbyt wygórowane mniemanie przysłowiowego Janusza o cenach, jakie trzeba zapłacić, aby wkrótce po premierze cieszyć się z topowego urządzenia. Chcesz flagowca? No to szykuj się na niemały wydatek. Czy można rozegrać to inaczej?

Jak zawsze subiektywny wstęp

Do napisania tego felietonu skłoniła mnie odważna oraz przyjazna z punktu widzenia konsumenta, decyzja Xiaomi. Producent, który umacnia swoją pozycję na większości rynków, w tym i na tym naszym, rodzimym, zaledwie kilka dni temu zaskoczył branżę płomienną deklaracją: Xiaomi nie chce wydrenować naszych portfeli. Firma zadeklarowała, że dołoży wszelkich starań, aby ich marża nie przekraczała wartości pięciu procent. To mało, naprawdę mało. Na dobrą sprawę, taka decyzja producenta brzmi do pewnego stopnia abstrakcyjnie, jeśli spojrzymy na branżę mobilną nieco szerzej. Trudno o tanie flagowce.

Wycena flagowców – czy tego chcemy czy nie – obrała raczej dość przewidywalny kierunek. Coraz więcej i więcej. Owszem, są gratisy, są też niebagatelne promocje koło których trudno przejść obojętnie, jednak co tak na dobrą sprawę zmieniło się na przestrzeni ostatnich kilku lat, że ta technologia ciągle drożeje? Przecież koszta produkowania kolejnych modułów raczej nie wzrosły jakoś diametralnie. Procesor to nadal procesor, RAM to nadal RAM, a wielkich nowości raczej w obecnym roku raczej jeszcze nie zobaczyliśmy. Trudno mi też pojąć, że „notch” czy zmodyfikowany moduł aparatu może wywindować ceny na takie, a nie inne poziomy.

iPhone X /Fot: Tabletowo

Nie zrozumcie mnie źle. Wiem, że zawsze mogę sobie kupić urządzenie tańsze. Mamy od groma ciekawych opcji przykładowo za tysiąc złotych, a w ofertach za dwa tysiące można dosłownie przebierać. Chodzi jednak o coś, co górnolotnie nazwę sobie tutaj „zasadami”. Jeśli damy sobie wejść na głowę i będziemy kupować kolejne urządzenia już nie za trzy, ale za niemal cztery tysiące złotych, to gdzie w końcu zostanie postawiona granica? Pięć tysięcy? A może już wkrótce siedem, bo cyfry nieparzyste wyglądają na sklepowych tabliczkach lepiej?

To niestety pytanie, na które nie potrafię udzielić odpowiedzi. Mogę tylko zgadywać, że już za rok, może dwa, wiodące marki zawołają sobie jeszcze wyższe kwoty za swoje topowe urządzenia. Bo – w pewnym sensie – sami daliśmy im na to przyzwolenie.

Rycerz w lśniącej zbroi kontra smok

W tym ujęciu, jakie nieco szerzej zarysowałem Wam we wstępie, deklaracja Xiaomi brzmi jak powiew nowej jakości. Ktoś uczciwie przyznał, że zadowoli się pięcioma procentami marży. Zobaczcie, nikt nie płacze nad kosztami technologii, nie ma gorzkich żali i bólu tego miejsca, gdzie plecy szlachetnie kończą swój bieg ;) Nie ukrywam, że bardzo ciekawi mnie, czy w ślad za Xiaomi ruszą inne marki. Tak samo ciekawi mnie jeszcze jedna kwestia.

Ile tak naprawdę kosztuje produkcja urządzenia? W sumie możemy operować głównie cenami za podzespoły, bowiem tego typu informacje raz na jakiś czas także można przeczytać w internecie. W tym i u nas. Tu macie cenę podzespołów do iPhone’a X, a tutaj dla Samsunga Galaxy S9 Plus. Mały spojler: są to kwoty niższe niż 400 dolarów amerykańskich. 400 zielonych to mniej więcej 1400 złotych. A teraz zobaczcie sobie na rynkowe ceny tych urządzeń.

fot. Xiaomi

Można domniemywać, że inne marki także mają zbliżony procentowo przychód na swoich flagowych modelach. Może większy, może mniejszy. To zależy już od danego producenta. Są to kwoty niebagatelne. Za co tak na dobrą sprawę płacimy? Jeśli zerkniecie sobie w ten link, zobaczycie, że wyżej wymieniona kwota uwzględnia już montaż i testy. Rozumiem, że technologia kosztuje krocie, tak samo, jak spokojnie akceptuję fakt, że prestiż, czyli „podatek od logo”, to naturalna kolej rzeczy. Pytanie brzmi, gdzie leży granica?

Nie rozumiem jednak tego, dlaczego z roku na rok te ceny i tak rosną, skoro od 2017 roku naprawdę trudno doszukiwać się wielkich, przełomowych zmian, które tchnęłyby w smartfony coś extra. „Kołnierzyk”, czyli Notch, to pewnego rodzaju bajer, ale nie definiuje on smartfona na nowo. Zabezpieczenia biometryczne są świetne, ale czy są warte takich pieniędzy? No to może matryce OLED? Owszem, to przyszłość, ale mało która firma zdecydowała się wdrożyć tę technologię na szerszą skalę. Aparaty? Są. Tyle, że udoskonalone, wychuchane, ale czy innowacyjne?

Refleksyjne zakończenie

Widzicie często posty danych firm w mediach społecznościowych? A może w przerwach reklamowych raz za razem pojawiają się reklamy poszczególnych produktów? A może gdy idziecie z psem na spacer, to gdzieś w tle majaczy wielki, gigantyczny billboard z nowym telefonem firmy X czy Y? Zastanawiam się, czy wszyscy już poniekąd nie staliśmy się pewnego rodzaju udziałowcami w tych markach. Jednak myliłby się każdy, kto powiedziałby, że taki udziałowiec to osoba, której producenci nieomal usługują.

Na dobrą sprawę, wydaje się, że jesteśmy takimi udziałowcami, którzy – czy tego chcą, czy nie – biorą udział w tych wszystkich kampaniach. Mamy je oglądać, mamy je klikać, mamy kupować te produkty i tak raz za razem. Od flagowca, do flagowca. Czasem uda się coś ugrać, czasem nie. Można zwątpić w to, czy kiedyś uda się wyjść z tego koła, bowiem model jest powtarzany z uporem godnym lepszej sprawy i chyba już trochę weszło nam to wszystko w krew.

Fot: knowyourmeme.com

Xiaomi maluje się tutaj na bohatera, który decyduje się na włożenie metalowego pręta w rozpędzone koło roweru. Tak samo w życiu, jak i w tym skrócie myślowym, możliwe są tylko dwa rozwiązania tej sytuacji: albo konstrukcja się zatrzyma, a pechowiec, który znajdował się na pojeździe będzie mógł zrobić sobie z zębów wisiorek, albo pręt zdoła się w jakiś sposób prześlizgnąć i wypadnie. Konstrukcja trochę się zachwieje, ale po chwili strachu, będzie można jechać dalej.

Samo Xiaomi świata nie zmieni. Jeśli jednak podobne działania podjęłoby nieco więcej firm, to kwestia daleko idących zmian w polityce cenowej stałaby się nieco bardziej realna. Z ulgą dla naszych portfeli. Mam też takie wrażenie, że rozwój branży mobilnej wcale by jakoś diametralnie nie wyhamował i nie wrócilibyśmy do ery kamienia łupanego. Nie w tych czasach. Mało tego, sądzę, że kasy dalej wystarczyłoby na badania, oprogramowanie, magazynowanie, reklamy czy nowe siedziby.

Pozwolę sobie zakończyć ten tekst ankietą. Ile – dla Was – wynosiłaby „uczciwa cena” za flagowego smartfona w 2018 roku?

Ile wynosi dla Was "uczciwa cena" za flagowego smartfona w 2018 roku?