Być może gdyby Google tak się nie ociągało, całej afery z rekordową karą w ogóle by nie było

4,3 mld euro – tyle Google będzie musiało zapłacić w ramach kary nałożonej przez Unię Europejską. Co prawda gigantowi z Mountain View przysługuje prawo odwołania od tej decyzji, z którego jak wiemy firma ma zamiar skorzystać, ale gdyby reakcję podjęto wcześniej, być może teraz nie trzeba byłoby nerwowo zgrzytać zębami. Przynajmniej tak wynika z wypowiedzi przedstawiciela europejskich władz.

Blady strach padł na przedsiębiorstwo już podczas poprzedniej, nałożonej przez organy europejskie kary. Google chyba zdało sobie wtedy sprawę, że i kolejne postępowanie może się zakończyć podobnie i nie dość, że przyniesie kolejne straty finansowe, to na dodatek jeszcze bardziej pogorszy stosunki z Unią Europejską.

Prawnicy Google postanowili więc w jakiś sposób zareagować i spróbować porozumieć się z władzami. Do przedstawicieli Unii Europejskiej trafiło więc pismo, w ramach którego firma zobowiązała się do zmiany swojej polityki, tak aby dopasować się do stawianych przed nią oczekiwań.

Problem polega jednak na tym, że owe pismo pozbawione było w swej treści jakichkolwiek szczegółów i konkretów. Firma zapewniała jedynie, że jest w stanie wprowadzić dwa sposoby dystrybuowania swojego systemu operacyjnego wśród producentów. Nie określiła jednak, o co dokładnie ma chodzić.

fot. pixabay.com

Brak konkretów to jedno, a drugie to wspomniany czas reakcji. Jak stwierdziła w rozmowie z serwisem Bloomberg Margrethe Vestager, komisarz europejski, oczekiwano od firmy podjęcia działań natychmiast po przekazaniu zastrzeżeń, a to miało miejsce już w 2016 roku. Tak się jednak nie stało, jak wspomniałem na początku, prawdopodobnie dopiero nałożenie pierwszej, również dość wysokiej kary, podziałało na wyobraźnię ludzi z Mountain View.

Wskutek tego, na przesłany list Google nie otrzymało nawet żadnej odpowiedzi. Kontakt UE nawiązała dopiero po to, aby poinformować, że polubowne załatwienie sporu nie jest już możliwe.

Czy tak faktycznie było, trudno powiedzieć. Zdaję sobie sprawę z tego, że zdania w tej sprawie są podzielone. Sam mam mieszane odczucia co do wyjaśnień składanych przez przedstawicieli Unii Europejskiej. Z jednej strony trudno nie zgodzić się z tym, że Google odkładając reakcję na zastrzeżenie, niejako zlekceważyło powagę sytuacji i samych urzędników. Z drugiej jednak strony, skoro gigant był skłonny do ugody, być może jednak organy europejskie powinny zasiąść do rozmów, tak aby obie strony były zadowolone.

*Grafika wyróżniająca pochodzi z serwisu pixabay.com

Źródło: Bloomberg