Felietonowo: 2 miesiące bez tabletu, zaczynam tęsknić. „Zabawki” jednak przydatne? [#5]

Witam Was serdecznie w kolejnej części mojego cyklu autorskiego, w którym to poruszam ciekawe z punktu widzenia technologicznego maniaka tematy związane z tabletami. Nie było mnie tutaj dość długo, jednak powracam i niezmiernie się z tego cieszę. Ze mną powraca moja wrodzona skłonność do analizowania wszystkiego, co związane jest z tym, co lubię. A bardzo lubię gadżety, jeszcze bardziej modyfikacje oprogramowania. Powraca więc na łamy Tabletowo.pl Felietonowo. Były wzloty i upadki, były teksty mniej lub bardziej pieprzne – cieszy mnie, że moi Czytelnicy są uważni i mają własne zdanie dotyczące poruszanej przeze mnie tematyki. Ufam, że będzie tylko lepiej.

Dziś będzie z kolei nieco łagodniej i bardziej refleksyjnie, bowiem ostatnimi czasy coraz częściej muszę mierzyć się z problemem braku własnego tabletu. Za każdym razem, gdy mam wielką ochotę skoczyć na łóżko i solidnie odpocząć, czuję iż w moich dłoniach jest kilkaset gram rozciągniętych na kilkucalowym ekranie za mało. Od sprzedaży mojej Aurory II mijają 2 miesiące, które wypełnia mi korzystanie z jej mniejszego brata – smartfona. Mam jednak przeświadczenie, że 4 cale to w wielu przypadkach za mało. Mam przeświadczenie, że czuję jakiś rodzaj multimedialnej pustki. Bardzo odczuwam nieustanny brak wygody w konsumpcji treści. Dziś wiem, że rewolucja tabletowa ostatnich 3 lat zmieniła na stałe moje postrzeganie wygodnego obcowania ze świeżym materiałem prasowym w sieci, z dobrym filmem w podróży, z wygodnym pisaniem e-maili. Cholerka, nie idzie wygodnie delektować się tym, co najlepsze jest dziś w internecie. Nie bez tabletu.

Poruszając tę tematykę, nie sposób nie odnieść się do tego, jak dzisiaj postrzega się tablet. Mimo, że na siłę ogrom osób chce, by tablet służył do pracy, to ja uważam że jest to niemożliwe i nigdy nie będzie. Nie w wymiarze, jaki znamy dzisiaj. Swego czasu też myślałem, żeby tablet zaprząc do pracy. Takie myślenie powoduje jednak, że tracimy z oczu powód, dla którego tablet został powołany do życia. Tablet ma dawać nam radość po zakończonej pracy, pozwalać nam oderwać się od zabiegania, zgiełku, sterty papierków, rozkazów i potu na czole. Tablet ma koić nasze zszargane nerwy, gdy po całym dniu mamy wreszcie ulotny moment, w którym możemy pozwolić sobie na odpoczynek. Dlaczego z uporem maniaka wbijamy sobie do głowy, że każde z urządzeń przez nas używanych ma być uniwersalne? Niech nie będzie! Właśnie dlatego po 2 miesiącach widzę, jak wspaniałą ideą jest idea nienadającego się do pracy tworu, po którym mazianie paluchem może sprawić nam choć trochę frajdy. Tak: w tablecie to, że nie nadaje się on do niczego innego jak prosta konsumpcja, jest właśnie najlepsze! I właśnie tego konsumpcyjnego pierwiastka brak mi na co dzień od 60 dni. Pracować na czym jest, ale niestety nie ma niczego, co dałoby mi szansę na bezkompromisowe nic nierobienie. Tablet sprawdziłby się tutaj idealnie, i właśnie takiego urządzenia mi brak.

Patrząc na komentarze, widzę że dużo osób z niechęcią spogląda na kolejne urządzenia oparte o Androida. Milion jest powodów, dla których nie widzą one korzyści z posiadania takiego urządzenia, jednak najczęściej przewijają się głosy o ograniczeniach związanych właśnie z dostrojeniem urządzenia do pracy. Wręcz zadziwiają mnie fani Windowsa 8 na tabletach. Ich przywiązanie do konsekwencji tego, że z każdego sprzętu operatorzy i sprzedawcy starają się zrobić w naszych oczach wszystko mającego robota jest momentami zatrważające. Jeśli z dystansem spojrzę na pewne rzeczy, to widzę wyraźnie: tablet nigdy nie był stworzony do pracy i niech tak zostanie. Natomiast w związku z tym, że marketing to marketing, a klienta kupić trzeba, słyszymy cały czas papkę o tym, że na tablecie możemy robić to, co na PC i laptopie, z każde powierzone nam zadanie wypełnimy z uśmiechem na ustach dzięki świetnej mobilności. Otóż tak nie jest i każdy, kto miał przez dłuższy czas związek z tymi urządzeniami, w mniejszym bądź większym stopniu był w stanie się o tym przekonać. Jak wspomniałem w poprzednim akapicie: fantastyczną sprawą jest fakt, że powstało coś, co nie nadaje się do żadnych poważnych zastosowań i dzięki temu może być wspaniałą zabawką dla dużych chłopców i dziewczynek. No, nie tylko dla dużych.

Mój tablet był ze mną przez dłuższy czas i każdy z miesięcy z jego udziałem mogłem podsumować krótko: idealnie dopełniał on moją naturę bycia w ciągłym ruchu, zawsze z informacją przy sobie. Było dużo sytuacji, w których na nim pracowałem, pisząc materiały dla Tabletowo „na kolanie”. Dwa pierwsze odcinki mojego cyklu felietonów powstały zresztą właśnie na Aurorze II i do dziś miło to wspominam. Natomiast nie wyobrażam sobie, by na dłuższą metę urządzenie tego pokroju mogło mi zapewnić wygodną pracę z tekstami. Po sprzedaży tego kawałka technologii zrozumiałem jednak jedno: nic tak dobrze nie relaksowało mnie po całym dniu, jak leżakowanie z tabletem i przeglądanie ulubionych stron WWW, czytanie setek wiadomości w RSS lub pisanie na komunikatorach ze znajomymi. Bardzo często nie byłem w stanie usiedzieć przy biurku i robić czegokolwiek na notebooku, więc tablet był dla mnie zbawieniem. Nie musiałem rozstawać się z niczym, co dla mnie ważne, mogłem jednak wypocząć.

Wiele osób uważa, że tablet to takie urządzenie, które jest na rynku niepotrzebne. Podnoszą oni głos, mówiący iż wszystko to, co możemy zrobić na tablecie, możemy osiągnąć też na smartfonie, który zresztą jest dużo bardziej poręczny. Sprawdźmy. Da się pograć na smartfonie? Da. Można przeglądać internet oraz pisać wiadomości e-mail? Jasne, że tak. Można korzystać z map i nawigacji? Oczywiście. Można słuchać muzyki i obejrzeć film? Też jest to możliwe. Czy tablet zapewnia nam więc cokolwiek najmniejszy detal, który mógłby przesądzić o sensie jego istnienia na rynku? Bez żadnego zastanowienia, bez obycia z tymi urządzeniami, ktoś mógłby wypalić: tablet to przerośnięty smartfon i nie jest mi do szczęścia potrzebny. Ale tak przecież nie jest. W moim przypadku po dwumiesięcznym rozbracie z Ainolem Aurorą II dowiedziałem się o tabletach więcej, niż wtedy gdy sam owy posiadałem. Tablet posiada coś, czego nie posiada smartfon, i to właśnie ten element jest elementem kluczowym. Będzie banalnie, będzie oczywiście, ale trzeba to powiedzieć: duży ekran w tablecie to +50% do komfortowego korzystania i przyswajania treści. Ktoś, kto pomyślał o tym, by wyposażyć mobilne urządzenia w ekrany o przekątnej 7, 8 czy 10 cali był geniuszem: wymyślił tak prostą metodę, że jest ona w swojej prostocie genialną. Lekki, poręczny tablet z odpowiednio dobranym ekranem to coś, to zwiększa jakość i doznania płynące z konsumpcji i można się o tym przekonać, odstawiając go na jakiś czas na półkę. Ja po sprzedaży swojego urządzenia dowiedziałem się, że większy o 3 cale w porównaniu do smartfonu ekran tabletu jest tak naprawdę większą o 100% przyjemnością z przeżywania wolnej chwili. Gdy na biurku stoi notebook, a w kieszeni czuję smartfona, wiem, że żadne z tych urządzeń nie da mi tyle, co tablet na kanapie. Tablet to brakujący puzel w moim codziennym życiu, składającym się z obcowania z różnego rodzaju contentem. Ale chyba nie tylko w moim. Czy Wy też czasem zauważacie, że tablet wniósł w Wasze postrzeganie wygody nowy wymiar?

Nie byłbym sobą, gdybym nie wspomniał o jeszcze jednej kwestii: mając tablet pracujący pod kontrolą Androida, miałem zawsze dostęp do tego, co tygryski lubią najbardziej. Tak, do lagów też, ale mam teraz na myśli modyfikacje oprogramowania. Urządzenie dostarczało mi pod tym względem mnóstwa zabawy. Oprócz tego, zawsze wyglądało i pracowało tak, jak ja sobie tego zażyczyłem. Wszystko w nim chodziło pod moje dyktando: od zegarów procesora po multitasking. Ładnie urządzony ekran główny, ulubione aplikacje i możliwość błyskawicznego kontaktu z tym, co było dla mnie ważne. Tablet oprócz tego, że działał, to jeszcze dał mi szansę poznać arkana kolejnych kilku rozdziałów wielkiej księgi modyfikacji Zielonego Robota. Czyli, mówiąc krótko: umiejętności na plus, komfort na plus, rozrywka na plus, zmęczenie na minus. O to chodzi!

A co jest teraz? Ciężko jest mi wygodnie korzystać z ulubionych aplikacji, mając do dyspozycji jedno urządzenie z dwójki notebook i smartfon. Takie „albo-albo” jest na dłuższą metę bardzo męczące. Notebook ważący 2,5 kilograma z wielkim ekranem albo lekki, mały smartfon. Brakuje tutaj średniego urządzenia i czuję to na co dzień. Zabieranie laptopa na łóżko to naprawdę domena dawnych czasów. Tak samo czuć brak tabletu w autobusie: niegdyś próbowałem korzystać w czasie podróży z notebooka, ale dwie rzeczy szybko utwierdziły mnie w przekonaniu, że nie jest to trafiony pomysł. Gimnastyka, jakiej musiałem dokonać, oraz kłopoty z pełnym otworzeniem ekranu to największe bolączki wewnątrz pojazdu. Nie wspominam o wadze takiego urządzenia. Bynajmniej nie jest wygodnie tworzyć na urządzeniu treść, jeśli musimy najpierw z nim walczyć. Marzyłem wtedy o tablecie. Naprawdę. Oddałbym pół królestwa byleby móc wziąć w tamtym momencie leciutki, zgrabny tablet. Czasem też przypominam sobie, że przeglądanie sieci na dotykowym, lekkim ekranie o przekątnej minimum 7 cali jest naprawdę fajną sprawą. I właśnie dlatego premiera nowego Nexusa 7 zrobiła na mnie takie wrażenie. Teraz wiem, że to coś, na co trzeba urządzić polowanie. Jest w nim wszystko, czego mi trzeba by wypełnić pustkę po poprzednim sprzęcie. Nawet za dużo, ale kłopot bogactwa to nie jest żaden kłopot.

Myślę, że część z Was podziela moje przemyślenia, bo tutaj każda osoba w większym bądź mniejszym stopniu ma do czynienia z tabletami i zdołała sobie wyrobić na ich temat opinię. Tablety, mimo że nazywane bezużytecznymi zabawkami, są produktami świetnie wypełniającymi tę przestrzeń naszego życia, w której inny sprzęt po prostu nie daje sobie rady. Czy pracują one pod iOS, czy pod Androidem, czy pod Windowsem – ma to w tym momencie marginalne znaczenie. Dobry tablet to tablet idealnie dograny z naszym wolnym czasem i pasjami, więc system to kwestia indywidualna. Ja uwielbiam Androida i wiem, że niebawem będę w posiadaniu kolejnego tabletu z właśnie tym systemem. Ktoś z Was może mieć tablet z Windowsem 8 bądź z iOS, nie ma to znaczenia. Gdybym zabrał komukolwiek takowe urządzenie, stawiam w ciemno że brakowałoby go Wam w codziennym życiu. Czyż nie?

Wiem, że wolny czas to nie tylko elektronika. Wolny czas to przede wszystkim znajomi, odpoczynek, dobra zabawa. Mamy piękny okres wakacyjny i cieszmy się nim. Słońce, wspólny wypoczynek, laba na całego – tym w wolnym czasie naprawdę warto się zająć. Jednak są takie sytuacje, gdy możliwości takiej nie mamy lub mieć nie chcemy. Co zrobić – trzeba przyznać się, że tablet jest jednak w takich sytuacjach fajnym kumplem. Kumplem, który nie odrobi za nas pracy domowej, nie przygotuje obiadu, nie uzupełni dokumentacji firmowej. Kumplem, który nie będzie za nas nosił cegieł w upale czy prowadził za nas rachunkowości. Kumplem, którego wiele osób nazywa pomyłką ewolucji technologicznej. Jednak bez takiego kumpla czasem ciężko jest się obejść. To, że jest on kumplem tak nieprzydatnym w pracy, czyni zeń najlepszego towarzysza wolnego czasu. I właśnie z tego się cieszmy. Cieszmy się z tego, że tablety tak świetnie pomagają nam się relaksować. A praca? Na pracę przyjdzie czas. Cytując słowa jednej z popularnych jesienią piosenek, „baw się chłopcze, jeszcze się urobisz po łokcie”. Wszystko ma swoje miejsce i czas. Pracujmy na tym, co zostało do pracy stworzone. Bawmy się tym, co zostało stworzone do zabawy. I nie narzekajmy, że brakuje tego i tego. Braki te czasem tracą na znaczeniu, zaś liczne zalety są niepodważalne. I z nich właśnie czerpmy pełnymi garściami.

Przypominam, że wszelkie uwagi i prośby możecie przesyłać na mój adres e-mail:[email protected]. Jeżeli tylko macie jakieś pytania bądź pomysły na tematykę felietonów, piszcie śmiało, chętnie wysłucham Waszych sugestii. Tymczasem zapraszam Was do dyskusji.