Essential Phone

Kup smartfon w przedsprzedaży, mówili. Ale nie mówili, że wysyłka opóźni się aż tak

Prywatnie uważam – oczywiście nie urażając nikogo – za głupotę kupować drogi (flagowy) smartfon w przedsprzedaży. Wyjątkiem są sytuacje, w których producent daje jakiś bardzo wartościowy gift, który można spieniężyć, żeby trochę grosza się zwróciło (jak Sony przy Xperii XZ Premium lub Play z LG G6). Ale tylko wtedy. Wyjątkowymi pechowcami są jednak osoby, co zamówiły w pre-orderze Essential Phone.

Smartfon został zaprezentowany dokładnie 30 maja. Tego samego dnia wystartowała przedsprzedaż. Pierwsze egzemplarze miały trafić do klientów w ciągu 30 dni od premiery, czyli maksymalnie 29 czerwca. Dziś mamy 21 lipca, a wciąż ani jedna osoba nie dostała jeszcze swojego egzemplarza Essential Phone. Sytuacja zaczęła być więc niepokojąca.

Gdyby to był jakiś chiński no-name, to najprawdopodobniej klienci mogliby przestać już czekać i pożegnać ze swoimi pieniędzmi. Essential Phone jest jednak „dzieckiem” Andy’iego Rubina, zwanego także „Ojcem Androida”, więc raczej koleś nie chce wszystkich w spektakularny sposób… oszukać. Mimo to, ewidentnie ma problem z wypełnieniem swoich obietnic. Ale dziś złożył kolejną.

Na oficjalnych profilach w popularnych serwisach społecznościowym Andy Rubin opublikował informację, że on i jego ekipa w pocie czoła pracują, żeby dopiąć wszystko na ostatni guzik i w końcu wypuścić Essential Phone na rynek. Smartfon aktualnie przechodzi też wszystkie niezbędne testy oraz procesy certyfikacyjne. Klienci mają otrzymać swoje egzemplarze w ciągu kilku tygodni.

Gdybym był osobą, która zamówiła Essential Phone w przedsprzedaży, taki komunikat wcale by mnie nie uspokoił. „Kilka tygodni” może bowiem oznaczać zarówno dwa, czy trzy (co da się jeszcze przeboleć), ale też sześć, siedem, osiem, a nawet dziewięć, co w praktyce równa się kolejne dwa długie miesiące oczekiwania. Andy Rubin wyjątkowo wystawia na próbę cierpliwość klientów, którzy mu zaufali i oddali swoje 699 dolarów.

Oczywiście Essential Phone to dość „ekstremalny” przypadek, ponieważ większość producentów wyrabia się na czas. Lecz mimo wszystko i tak uważam kupno smartfona w przedsprzedaży za głupotę. OK, może nie głupotę, ale za decyzję wysokiego ryzyka z niekoniecznie dobrym zakończeniem. Szczególnie, że często od premiery do wysyłki mija kilka tygodni, podczas których może zadebiutować coś ciekawszego z jakimś killer feature’em – i wtedy można żałować.

Źródło: @Essential; Share Icon