Fot: Pixabay

Przerost formy nad treścią czy realna ocena sytuacji: ile GB pamięci RAM powinny oferować smartfony?

Mieliśmy już w branży mobilnej wiele ciekawych wojen podjazdowych. Na wyświetlacze, na aparaty, na system operacyjny czy na aktualizacje. O ile jednak – poza wieczną rywalizacją na aparaty – spora część tych konfliktów odeszła do lamusa, o tyle jest jeszcze jeden, który tli się od lat z mniejszą bądź większą siłą. Chodzi naturalnie o idealną ilość pamięci RAM w smartfonie.

Jak zawsze subiektywny wstęp

Pamiętam, że kiedyś śmiałem się z tego, że jeśli w mojej starej, wysłużonej skrzyni, w pełni wystarczają mi 4 GB pamięci RAM, to taka ilość powinna wystarczyć smartfonom na dobre pięć lat. Wystarczyły dwa lata, aby rynek bardzo szybko zdołał mnie z tego błędu wyprowadzić. Bardzo płynnie przeszliśmy z 2 GB pamięci RAM do czterech, a za sprawą azjatyckich potentatów, mamy już nawet pierwsze przymiarki do 12 GB pamięci RAM w smartfonie. W urządzeniu, które spokojnie mieści się w kieszeni.

W zasadzie nie wiem, czy mnie to jeszcze bawi czy już przeraża. Szybki research dość jasno podpowiada, że 12 GB RAM to ilość, która nawet w laptopach pojawia się dopiero po przekroczeniu kwot zbliżonych do około trzech tysięcy złotych. Naturalnie, nie zawsze, jednak to dość często spotykany scenariusz. Co jednak warto zauważyć, w tym samym czasie, półki w sklepach z elektroniką użytkową aż uginają się pod ilością laptopów, które zadowalają się ośmioma, a nieraz i czterema gigabajtami. I wiecie co? Te urządzenia też nieraz działają płynnie.

W pewnym sensie fascynuje mnie więc to, że tak łatwo udaje się kreować modę na cyferki. O ile można w jakiś w miarę rozsądny sposób obronić tezę, wedle której te 6 GB pamięci RAM nieraz faktycznie może się przydać, o tyle dwa razy więcej, to już brzmi zgoła dziwnie. Jeszcze dziwniejszym jest natomiast to, że globalnie dostępne firmy rzekomo przejawiają taką ilością pamięci zainteresowanie.

Dużo RAM-u jest dla tych, którym nie chce się optymalizować?

Są takie dwie-trzy firmy, które nie potrzebują bawić się w cyferki. Dwie z nich działają w ekosystemie Androida, i w tym roku – idąc pod prąd – wypuściły flagowce z 4 GB pamięci RAM. Trzecia z tych firm to Apple, który zdaje się stać w totalnej opozycji do drastycznego zwiększania cyferek tylko po to, aby przypodobać się klienteli.

Przez wiele lat firma z Cupertino nie dość, że dopieściła iOS-a niemal do perfekcji, to jeszcze umiejętnie unikała przepychania się i kopania z rywalami po kostkach. Pewnego rodzaju ciekawostką, która nasuwa mi się z perspektywy już ponad półtorarocznego użytkowania ex-flagowego smartfona jest to, że nawet rzekomo bardzo lagująca po dłuższym czasie nakładka graficzna, u mnie dalej śmiga aż miło.

Fot: Pixabay

Pamięć urządzenia zapchana w 89%, jakieś sto zainstalowanych aplikacji, garść zaawansowanych graficznie gier, w które gram dość często, do tego dochodzi dokładnie 4102 zdjęć i naprawdę, nie narzekam. Telefon lekko przyciął może z kilka razy, jednak gdyby ktoś zapytał mnie, czy to urządzenie potrzebuje 12 GB RAM, zaprzeczyłbym. 

Pobieżna lektura listy popularnych aplikacji w Google Play też pokazuje, że tak horrendalna ilość pamięci pozostanie w większości niewykorzystana. O ile szereg aplikacji ma w opisie informację o tym, że 4 GB pamięci może się przydać, o tyle nie udało mi się trafić na aplikacje, które wołałyby o 6 czy 8 GB pamięci RAM. O dwunastu gigabajtach przez grzeczność nie wspomnę. Zatem, po co?

A może lepiej postawić na dłuższe wsparcie producenta?

Wiecie, jaki jest główny problem z rynkiem mobilnym? Że sprzedaż musi się kręcić. Że kasa musi się zgadzać. Moim zdaniem, można to osiągnąć na dwa zasadnicze sposoby. Po pierwsze, horrendalnie wysoką ceną. Po drugie natomiast, polityką pozornych nowości, przy których niemal ta sama wizualnie wersja smartfona sprzed roku zdaje się wyglądać po prostu staro. Staro i nienowocześnie.

Fot: Pixabay

Mam czasem takie wrażenie, że gdyby jakaś firma ze świata Androida powiedziała wprost, że da nam czteroletnie wsparcie techniczne, wliczając w to aktualizacje Androida, to konkurencja albo by dopasowała się do nowych reguł gry, albo by tę firmę zaszczuła, dążąc do zmarginalizowania jej roli na rynku. To tylko moja teoria, ale naprawdę, nie byłbym zdziwiony takim obrotem spraw.

Apple jest w doskonałej sytuacji, bowiem w swoim własnym ekosystemie samo może ustalać reguły gry. I w tych regułach nikomu nie wadzi iPhone 6, który dostaje nowego iOS’a 12. Przypomnę, że ten smartfon debiutował pod koniec 2014 roku. Mówimy więc o wsparciu technicznym dla czteroletniego produktu. Ktoś z Was zdoła mi wskazać jakiś smartfon pracujący na Androidzie, który dostawałby pełne, oficjalne wsparcie przez tak długi czas?

Podsumowanie raczej nie będzie optymistyczne

Pora kończyć. Wypada w tym miejscu, zgodnie z zasadami, przywołać kontekst, od którego zaczęliśmy. Wojna na megapiksele – była. Wojna na światło w aparatach – nadal trwa w najlepsze. Do tego dochodzą nam zakończone lub chwilowo wygaszone konflikty o rozdzielczość, format ekranu czy tworzywo, z którego dany producent wykonuje swoje urządzenia.

W zdecydowanej większości z tych wojenek chodziło o cyferki. Bo ludzie nauczyli się kupować nie według skali lepsze-gorsze, ale według skali „ten ma więcej, a ten mniej”. Mówiąc szczerze, nie nastawiam się na to, że kolejny konflikt, tym razem eksponujący wielkość pamięci RAM, będzie rozgrywany na innych zasadach. Ot, za jakiś czas wszyscy ruszymy na zakupy, mając w głowie jedną myśl – kupić nowego smartfona.

I coś mi podpowiada, że niewielki procent użytkowników uśmiechnie się ironicznie na myśl o tym, że dobrze uzbrojony laptop lub pecet będzie miał mniej pamięci RAM czy mniej rdzeni procesora, aniżeli malutki, mieszczący się w kieszeni prostokąt, który służy do dzwonienia, kontaktu ze znajomymi, grania w mobilne gry czy robienia zdjęć.

A Wy, jak uważacie? Ilość pamięci RAM faktycznie jest tak ważna, że 12 GB RAM można jakoś usprawiedliwić? Dajcie znać w komentarzach :)

zdjęcie główne: Pixabay