fot. TechCrunch

Producenci powinni dać nam nielimitowaną przestrzeń na dane w „chmurze”

Praktycznie każdy z większych producentów urządzeń mobilnych oferuje specjalne miejsce w chmurze, abyśmy mogli przechowywać tam swoje prywatne dane i pliki. Problem jest tylko taki, że ilość miejsca dostępnego za darmo jak na obecne czasy jest wręcz… absurdalnie niska.

“Chmura” – to określenie w odniesieniu do miejsca, w jakim możemy przechowywać swoje pliki oraz dane stało się na przestrzeni ostatnich lat bardzo popularne. Na rynku znajdziemy całą masę usług, które różnią się parametrami, jednak temat integracji danych z internetową platformą stał się również popularny w środowisku producentów smartfonów i urządzeń mobilnych. Apple ma swoją chmurę, Google ma swój Dysk i Zdjęcia, a do stawki śmiało można także dorzucić Samsunga czy Huawei. Każda z wymienionych marek oferuje pewne bazowe konfiguracje, które można w łatwy sposób rozszerzyć i powiększyć – oczywiście za odpowiednią opłatą. Problem jest tylko taki, że w 2018 roku te podstawowe wartości powinny być znacznie wyższe…

Osobiście używam obecnie trzech różnych usług i do każdej z nich mam inne podejście. Dysk Google i darmowe 15 gigabajtów oferowanych przez amerykańską firmę to platforma, która zastępuje mi pendrive’a i znajdują się na niej najważniejsze informacje, do których chciałbym mieć dostęp z każdego miejsca na każdym świecie: póki co, to wszystko się sprawdza. Zdjęcia Google to kolejna świetna rzecz i nie wyobrażam sobie nie robić backupu wszystkich swoich zdjęć oraz materiałów multimedialnych właśnie tam – szczególnie biorąc pod uwagę fakt, iż Google zapewnia nieograniczone miejsce (ale niestety tylko na multimedia), jeśli zdecydujemy się poddać wgrywane pliki kompresji. O ile czasami jej nie widać, tak przy bardziej szczegółowych filmach czy fotografiach, wszystko wychodzi na wierzch. No cóż, coś za coś.

https://youtu.be/aEK37MBTUPk

Ostatnim, trzecim rozwiązaniem chmurowym, którego używam, jest Apple iCloud. Nie da się nie korzystać z tej opcji przy posiadaniu smartfona z jabłkiem w logo. Platformę iCloud traktuję jako przedłużenie smartfona i swoistą kartę microSD w sieci, z której będę mógł skorzystać w razie przywrócenia urządzenia do urządzeń fabrycznych lub po prostu innego problemu.

O ile na Dysku Google zajętej mam około 50% przestrzeni, a Zdjęć nie da się policzyć, bo miejsce jest nieograniczone, tak w przypadku iCloud sprawa wygląda już kiepsko. Mając smartfona ponad miesiąc, z darmowych 5 gigabajtów został nieco ponad gigabajt. Specjalnie postanowiłem sprawdzić, co oferuje w tym temacie konkurencja i okazuje się, że jest… bardzo podobnie.

Ilość darmowej pamięci i dopłaty to rozczarowanie

Patrząc na to, że mamy 2018 rok i w smartfonach nosimy praktycznie całą swoją zapasową rzeczywistość, nie jestem w stanie zrozumieć dlaczego producenci oferują nam tak małą ilość przestrzeni na backup. Pięć, a nawet sześć lat temu, kiedy tego typu usługi wchodziły szerzej na rynek, to wszystko było dla mnie zrozumiałe. Wraz z upływem czasu pamięci zaczęły jednak tanieć, a darmowe limity pozostają ustalone na sztywno.

W przypadku Apple, producent daje 5 gigabajtów darmowego miejsca. Za 50 B przestrzeni trzeba zapłacić 3,99 zł miesięcznie (około 48 zł rocznie), za 200 gigabajtów 11,99 zł miesięcznie (około 145 zł rocznie), a za 2 terabajty już 39,99 zł miesięcznie, czyli około 480 zł rocznie. Pozytywnym aspektem w całej tej przykrej sytuacji jest fakt, iż firma z Cupertino pozwala skorzystać z tak zwanej „Chmury rodzinnej”. Oznacza to po prostu tyle, że po dodaniu dodatkowych osób (rodziców, rodzeństwa) opłata za miejsce zostanie podzielona między odpowiednią liczbę użytkowników. To samo jednak dzieje się z pamięcią, jednak mimo wszystko niektóre pakiety można ugrać po prostu taniej.

fot. Tabletowo.pl

U Google’a nie jest wcale lepiej. Co prawda na Dysku mamy 15 gigabajtów za darmo, ale skorzystanie ze 100 GB miejsca kosztuje już 8,99 zł za miesiąc (około 108 zł rocznie), a pakiet o wielkości 1 TB kosztuje już 46,99 zł za miesiąc, czyli mniej więcej 565 złotych rocznie. W opcjach znajdziecie także większe przestrzenie dyskowe, ale dla przeciętnego użytkownika i tak nie mają one znaczenia – są po pierwsze za duże, a po drugie za drogie.

Jak jest u Huawei? Bardzo podobnie, jak w przypadku Apple. 5 gigabajtów na start, a większe pojemności już odpowiednio płatne. Za 50 gigabajtów trzeba zapłacić 0,99 euro (4,23 zł na moment pisania tekstu), za 200 GB 2,99 euro (12,70 zł na moment pisania tekstu), a za pakiet 2 TB już 9,99 euro miesięcznie (42,70 zł na moment pisania tekstu). Chińczycy nie mają póki co “sztywnie” ustawionych cen, tak więc sama oferta wypada przeciętnie – jest ona bowiem zależna od obecnego kursu euro. Raz może być lepiej, a raz gorzej.

fot. Tabletowo.pl

Pora na Samsunga. Koreańczycy udostępniają użytkownikom 15 gigabajtów miejsca za darmo, a pakiet 50 GB i 200 GB jest odpowiednio płatny. Nie znajdziemy tu również nic większego od 200 gigabajtów – przynajmniej na ten moment. Robienie kopii zapasowych u Koreańczyków kosztuje więc odpowiednio 4,99 zł miesięcznie za 50 GB i 12,99 zł miesięcznie za 200 GB.

fot. Tabletowo.pl

Warto zwrócić też uwagę na Xiaomi. Chińska firma oferuje kilka pakietów, które różnią się od siebie specyfikacją, jednak bazowa wartość pojemności na dane użytkownika wynosi standardowo już 5 GB.

Ceny nie wskazują więc na to, kto jednoznacznie wygrywa na przestrzeni miesiąca:

Apple:

5 GB – za darmo
50GB – 3,99 zł
200 GB – 11,99 zł
2 TB – 39,99 zł

Google:

15 GB – za darmo
100 GB – 8,99 zł
1 TB – 46,99 zł

Huawei:

5 GB – za darmo
50 GB – 0,99 euro
200 GB – 2,99 euro
2 TB – 9,99 euro

Samsung:

5 GB – za darmo
50GB – 4,99 zł
200 GB – 12,99 zł

Jeśli miałbym mieć jakieś małe marzenie związane z infrastrukturą chmurową, to chciałbym, aby minimalna, darmowa pojemność, została ustalona przez wszystkich na około 50 gigabajtów. Każdy większy pakiet mógłby być płatny, jednak wspomniana przeze mnie ilość miejsca jest już odpowiednią na to, aby bez zmartwień pomieścić swoje pliki. Płacąc kolosalne pieniądze za flagowe smartfony i te urządzenia ze średniej półki cenowej można owszem dopłacić za dodatkowe miejsce, ale jednak przydałoby się nam lepsze traktowanie, prawda?

Jak można by to rozwiązać?

Nawet, jeśli producenci nie chcieliby zrezygnować z dopłaty za miejsce przez użytkowników, to całą sprawę da się załatwić nieco inaczej. Google idzie w tym przypadku w dobrą stronę oferując użytkownikom smartfonów Pixel dodatkowe miejsce na konkretny czas. Swego rodzaju “wypożyczenie” przestrzeni w ramach urządzenia również nie byłoby złym pomysłem. Jak mogłoby to działać w praktyce?

Przykładowo: kupujemy najnowszego iPhone’a. Apple daje na okres 24 lub 36 miesięcy 500 gigabajtów darmowego miejsca w chmurze. Jeśli zdecydujemy się po tym okresie zmienić urządzenie na inne (na przykład na smartfon z serii Galaxy S), wtedy też wspomniana wyżej wartość wraca do bazowej ilości miejsca. Jeśli jednak wymienimy iPhone’a na nowszy model, wtedy też automatycznie mamy prawo do zachowania 500 gigabajtów, jakie dostaliśmy na start.

Trudno ugryźć tę sprawę i załatwić ją w taki sposób, aby zarówno klient, jak i producent stali na wygranej pozycji. Mój pomysł opisany wyżej wydaje się jednak być sensowny i logiczny.

fot. Pexels.com

Gdzie i czy warto szukać alternatyw?

Owszem, na rynku znajdziecie mnóstwo alternatyw, które zapewne w niektórych przypadkach będą oferowały lepszy stosunek miejsca do jakości i finalnej ceny. Usługi chmurowe producentów mobilnych traktuję jednak jako integralną część smartfona i rzecz, na którą zawsze możemy liczyć – niezależnie od tego czy zgubimy sprzęt czy zdecydujemy się zalogować na nowym smartfonie lub tablecie.

Ktoś może odpowiedzieć: po co płacić, skoro wystarczy zainwestować raz i kupić dysk zewnętrzny? To oczywiście prawda i sam się do tego przymierzam. Zgranie plików raz na jakiś czas w dużej porcji nie jest niczym wymagającym, jednak poczucie, że wszystkie dane, zdjęcia i hasła aktualizują się na bieżąco i są zawsze dostępne niezależnie od miejsca oraz tak naprawdę bez fizycznego nośnika jest znacznie… wygodniejsze.

Mam nadzieję, że któraś z firm w końcu zauważy ten problem i zdecyduje się na odważną zmianę, która zostanie doceniona przez użytkowników. Jeśli tak się stanie, to za pierwszym ochotnikiem pójdą także inni i i pamięć na wszystkie dane o wielkości starej, zużytej “empetrójki” odejdzie w zapomnienie.

Póki co bowiem, całą tę nielimitowaną przestrzeń da się z grubsza zapełnić w mniej niż kwadrans.