Fot: Pixabay

Kiedy po raz ostatni wzięliście aparat na wycieczkę? Precyzując: taki prawdziwy, pełnoprawny aparat

Końcówka maja. Ciepło. Miejsce popularne wśród osób z różnego przedziału wiekowego. A bo zarówno rozrywka dla najmłodszych, jak i dla tych nieco starszych. Tak samo dla miłośników próżnego łażenia i rozglądania się na lewo i prawo, jak i dla sportowców, tych wszystkich, którzy na siłę chcą być fit. Wspólny mianownik? Aparaty, a raczej ich brak.

Jak zawsze subiektywny wstęp

Lubię takie te prawdziwe aparaty, które swoje na szyi ważą. W domu pałęta się Lumix, który jednak raczej służy mi do nagrywania, jest też jakiś poręczny mały Canon, ale na dobrą sprawę nawet nie mam pojęcia, gdzie go szukać. Po prostu podczas porządków mijałem ostatnio pudełko, stąd prawdopodobny wniosek, że urządzenie znajduje się na metrażu.

Aparat ma swój urok, ma styl, czasem imponujące możliwości rozbudowy, jednak dokonująca się właśnie rewolucja mobilna nie bierze jeńców: to właśnie aparaty stanowiły prolog do tego, co teraz dzieje się z komputerami klasy PC, choć te drugie jeszcze usiłują się bronić. Załóżmy tu prosty scenariusz: jedziecie sobie na jakiś rekreacyjny wyjazd i ktoś daje Wam ofertę nie do odrzucenia: możecie zabrać albo Waszego smartfona, albo niezły aparat. Co wybierzecie? Jestem pewien, że większość postawi na telefon, bo jego możliwości – w ogólnym rozrachunku – są nieporównywalnie większe.

Człowiek z lustrzanką to przysłowiowy biały kruk

Ostatni raz fascynowałem się fotografią gdzieś tak w okolicach studiów. Miałem sporego fizia na punkcie astronomii i wymyśliłem sobie, że połączę teleskop z aparatem i będę błyszczał fotkami księżyca (a z czasem innych obiektów, a jak!), które dosłownie wyrwą z kapci. Plany były wielkie, wyszło mi z tego może kilka co ciekawszych ujęć, które następnie trzeba było wywołać w punkcie foto.

Fajna zabawa, jednak trudno mi tutaj napisać, żeby ta pasja utrzymała się u mnie dość długo. Kilka lat później, za sprawą znajomego, zainteresowanie aparatami z prawdziwego zdarzenia odżyło na nowo. Ów znajomy po prostu jeździł sobie ze swoją ekipą i fotografował plenery i pejzaże. Doszedł daleko, bo o ile wiem, jego fotografie pojawiały się nawet w zagranicznych serwisach tematycznych. Takich, które trudno kupić w pierwszym lepszym punkcie z prasą. Słowem, profesjonalista, który jednak musiał włożyć w ten sprzęt naprawdę bardzo dużo kasy.

Fot: Pixabay

Ostatecznie, w pewnym sensie, jestem uzależniony od aparatu, jednak tylko i wyłącznie podczas nagrań swoich materiałów na YouTube. Tutaj docieramy do sedna. W obecnych czasach lustrzanka, a nawet zwykły kompakt, to widok do pewnego stopnia niezwykły. Czasem każdy z nas minie taką osobę, jednak wątpię, aby wielu z Was zamierzało od razu podpytywać taką osobę o to, jaki aparat poleca i za ile można go kupić. To już nie te czasy, jakkolwiek smutno to czasem brzmi.

Przeważnie wracamy do swojego małego, 5-calowego świata, włączamy aplikację aparatu i też sobie strzelimy jakieś zdjęcie, może mimochodem uważnie przyglądając się temu, jak robi to osoba z aparatem na szyi. Mamy tryb pro, mamy coraz to ciekawsze bajery jak mechaniczne zmienne przesłonySuperSlowMotion czy niebagatelne filtry i tryby nocne i, na dobrą sprawę, można zapomnieć o tym, że jakiś czas temu mało kto wyobrażał sobie wyjazd na urlop bez aparatu i karty SD.

Zmieniła się branża czy może jednak ludzie?

Tutaj docieramy do sedna. Fakty są takie, że nawet średnio zaawansowany aparat potrafi zrobić cudne i o wiele bardziej szczegółowe zdjęcie, aniżeli większość smartfonów. Specyfikacja, przesłona i rozmiar całego urządzenia, które nie musi jednocześnie dzwonić, informować o powiadomieniach czy być narzędziem do słuchania muzyki po prostu działa na korzyść aparatu i ten stan rzeczy nie zmieni się jeszcze długo.

Ja o tym wiem, zakładam, że wielu z Was także. I co? I nic. Na wakacje większość weźmie swój telefon, może nawet na tę okazję kupi nowy, bo chce cieszyć się dobrej jakości fotkami. Wydaje się, że w imię własnego komfortu wiele osób dobrowolnie zadowala się fotkami „po prostu dobrymi, przeciętnymi”. Zawsze mamy je pod ręką, od razu możemy wysłać w chmurę danych lub na maila ważnych dla nas osób czy media społecznościowe i niech się dzieje.

Aparat w smartfonie wystarcza? /Fot: Pixabay

Komfort i ta wielozadaniowość porwała wiele osób i jak najbardziej rozumiem wszystkich tych, którzy będą strzelać zdjęcia smartfonami. Sam będę, więc również jestem z tych wygodnickich, którym nie chce się dodatkowo targać ze sobą pokaźnego aparatu. Mimo tego, że – jak pisałem w pierwszym akapicie – lubię te prawdziwe, ciężkie aparaty.

Chciałem zapytać Was dzisiaj o dwie rzeczy: co musiałoby się stać, żebyście na nowo wrócili do aparatów fotograficznych, bez względu na to, czy mówimy o kompaktach czy lustrzankach? Ich cena musiałaby dość znacząco spaść? A może jest już za późno? No i najważniejsza kwestia – czy różnica w jakości zdjęć jest dla Was odczuwalna, czy też może te wszystkie lata ewolucji smartfonów przyniosły efekty i fotki z Waszych smartfonów po prostu są dla Was satysfakcjonujące?

Dajcie znać w komentarzach :)

zdjęcie główne z: Pixabay