fot. Pixabay

Płacę wysoki abonament, jednak już (chyba) ostatni raz

Jest takie zjawisko, jak przyciąganie. Jednych ciągnie do nowości w świecie smartfonów za wszelką cenę, innych przyciągają ogromne ilości gigabajtów, a przedstawicieli obu tych grup z dziwną, magnetyczną wręcz siłą kuszą oferty abonamentowe, które na samą myśl wywołują uśmiech i szybsze bicie serca u konsultantów. Ostatecznie, w grę wchodzi kasa. Nieraz całkiem duża i – co najważniejsze – nasza.

Geneza zjawiska

Jestem przekonany o tym, że niemal nikt z Was nie odczuwa przyjemności w płaceniu wysokich rachunków. Płacimy za usługi, jednak dokonująca się w ostatnim roku mała rewolucja w branży abonamentowej stawia przed nami wiele ważnych pytań. Ironia losu, odpowiedzi jest stosunkowo niewiele, a nawet jeśli się już pojawiają, to nie zawsze są one dla wielu z nas satysfakcjonujące. Zatem, dlaczego wiele osób, które nie prowadzą działalności, decydują się zostawiać u operatorów niemałe kwoty?

Podejrzewam, że każdy klient to inna historia. Może jest to historia, którą można streścić w słowach „dobry deal”, może jest to opowieść o przedsiębiorczym Januszu biznesu i jego pobieżnej lekturze umowy, a może jest to poruszająca opowieść o babci, która wzięła na siebie wysokie zobowiązanie, bo wnuczek bądź wnuczka chcieli mieć drogi smartfon i tak było najłatwiej? Myślę, że każda z tych historii gdzieś i kiedyś mogła się przytrafić, ale w tym wpisie mogę Wam opisać wyłącznie studium własnego przypadku. Wasze historie chętnie przeczytam w komentarzach, także jeśli ktoś chce się wygadać  – zapraszam ;)

Wracamy do sedna sprawy. Od lat deklaruję się, że to już ostatni raz, kiedy dana sieć kupuje sobie moje wysokie rachunki dając mi w zamian wypasiony smartfon. Niestety, kiedy przychodzi ta trudna decyzja wyboru, kiedy już wiesz, że dosięgnąłeś samego szczytu, gdy ofertę przedstawia Ci nie szeregowy pracownik, ale ktoś z działu, który odpowiada za utrzymanie klienta, wiele osób pęka i akceptuje propozycję.

Fot: Pixabay

Wynika to ze stosunkowo prostej zależności psychologicznej. Nawet nie do końca „nasza” oferta wydaje się nam być tą wręcz wymarzoną, wyśnioną, bo wcześniej już odrzuciliśmy kilka innych, które nam nie pasowały. To pewnego rodzaju sztuka negocjacji i kompromisów, które dobrze określa stwierdzenie „spotkamy się gdzieś pośrodku drogi”.

Sieć zarobi, Ty masz tańszy smartfon albo więcej gigabajtów lub nieco więcej zrabatowanych usług. Wygrałeś, wyrwałeś rozmówcy te rzeczy z gardła i z radością podpisujesz dokumenty o przedłużeniu umowy. Rabaty i nowy, zafoliowany telefon potęgują uczucie zwycięstwa. Podejrzewam jednak, że w tym samym czasie co bardziej zaradni konsultanci też mają powody do zadowolenia. Zatem, kto tak naprawdę wygrał? 

Światełko w tunelu

Mam swój wymarzony telefon. Dużo internetu, naprawdę dużo. Potrzebuję go do pracy i po prawdzie tylko te ekstra gigabajty, które dostałem w niskiej cenie zadecydowały o tym, że płacę, ile płacę. LTE to genialny wynalazek i nie ukrywam, że pożeram dziesiątki GB transferu miesięcznie. Ma to związek z  YouTubem oraz usługami VOD i szczerze mówiąc, nie wyobrażam sobie, że nagle znowu musiałbym wrócić do epoki internetu z drewna i prosić się o transfer lub wysyłać jakieś dziwne SMS-y.

Jeszcze rok temu poważnie wahałbym się nad tym, czy taki tekst ma sens. Jest w nim nieco chaosu, nie podaję kwot, ani nawet nazwy operatora, a póki co dowiedzieliście się tylko tego, co już wiecie – że nieraz płacimy dużo. To nawet nie jest wpis sponsorowany, więc teraz nie mogę Wam objawić cudownej i jedynej prawdy, że oto operator bądź wirtualny operator (tu można dopisać sobie dowolną nazwę) ma lek na całe zło, ocali Wasze portfele, a jego pracownicy w wolnych chwilach walczą z niesprawiedliwością.

Nie ma idealnej oferty dla każdego i należy to stanowczo zaakcentować. Wątpię, żeby wielu przedsiębiorców narzekało na oferty operatorskie dla firm, bo te potrafią być naprawdę świetne. Niestety jednak, dla typowego gościa z ulicy, który chce dużo internetu i fajny smartfon, oferta abonamentowa musi swoje kosztować.

Muszę natomiast z dużym poczuciem ulgi zauważyć, że coraz więcej ofert bez telefonu wreszcie zaczyna dla mnie wyglądać ciekawie i atrakcyjnie. Kończy się era śmiesznych paczek danych, a wraz ze wprowadzeniem kumulowania GB i ich systematycznego wzrostu, tego typu rozwiązania zaczynają dla mnie nabierać sensu. Genialną sprawą jest też to, że na dobrą sprawę większość operatorów wirtualnych bazuje na nadajnikach wiodących telekomów. Dla mnie oznacza to absolutnie priorytetową sprawę – pozostanie w zasięgu LTE i korzystanie z szybkiego przesyłu danych.

Ale że jak, bez telefonu?!

Od zawsze abonament był dla mnie półśrodkiem wiodącym do zakupu nowego smartfona. Muszę jednak zauważyć, że na przestrzeni ostatniego roku moja opinia o nowych smartfonach uległa pewnego rodzaju zmianie. Naturalnie dalej fascynują mnie nowości i dalej chcę je mieć. Nauczyłem się jednak ostatnio korzystać z tabeli danych i kalkulatora. Zrozumiałem też całkiem ciekawą rzecz, jaką są promocje w sklepach z elektroniką użytkową.

Szczerze mówiąc, jeśli i tak płacę w abonamencie pewną kwotę za smartfon, to dlaczego nieraz nie płacić mniej, decydując się przykładowo na zakup urządzenia w systemie ratalnym? Rozwiązanie zyskuje na popularności i już pobieżna lektura for dyskusyjnych pokazuje, że jest to rozsądny sposób na uwolnienie się od wysokiego abonamentu. Mało tego, możemy wybierać pośród naprawdę dużej puli urządzeń, w tym nieraz i tych, których dany operator nie posiada. Genialne i – od pewnego czasu – całkiem proste.

Subiektywne, zaskakująco krótkie zakończenie

Na ten moment mam jeszcze do końca mojej umowy nieco czasu. Naturalnie, zamierzam się z niej wywiązać. W między czasie dalej będę śledził oferty, które skupiają się na transferze oraz szerokich możliwościach jego rozbudowy. Skoro już dzisiaj oferta wygląda całkiem atrakcyjnie, to kto wie, może na przestrzeni najbliższych miesięcy stanie się ona jeszcze lepsza?

A może operatorzy znacząco zmodyfikują swoje oferty? Zwłaszcza te, w których oferują flagowce w niezbyt odległym od premiery, terminie? Nie ukrywam, że byłoby miło. I na dziś dzień, chyba tylko tego typu zabieg mógłby zmienić moją decyzję. Czekam już długo, kilka miesięcy nie robi mi wielkiej różnicy.

A, i jeszcze jedno. Nie odbierajcie tego felietonu w taki sposób, że oferty operatorskie to całe zło tego świata, bo tak po prostu nie jest, to byłoby nieuczciwe. Znam wiele osób, które są ze swoich abonamentów zadowolone i jest to dla mnie budujące. Zmierzam raczej do tego, że akurat dla mnie, a być może i dla części pozostałych klientów, trudno znaleźć rozwiązania, które łączą atrakcyjne pakiety operatorskie z flagowcami, zwłaszcza w krótkim czasie po ich premierze.

Jeśli Wasza oferta operatorska Was satysfakcjonuje, szczerze mnie to cieszy. Nie powstała i najpewniej nigdy nie powstanie oferta, która pogodzi oczekiwania wszystkich klientów i – chcąc, nie chcąc – zdaję sobie z tego sprawę. 

Polecamy również:

https://www.tabletowo.pl/2018/01/27/zoptymalizowalem-koszty-dzieki-czemu-wydaje-na-telefon-srednio-5-zlotych-miesiecznie-jak-to-zrobilem/