Czego potrzebuje HTC, żeby wrócić do gry? Smartfona czy marketingu?

HTC to dość ciekawa firma. Z jednej strony, nie sposób odmówić im znaczącego wkładu w rozwój smartfonów, które w dość dużym stopniu odcisnęły piętno na rozwoju branży mobilnej, z drugiej zaś strony – nie wiedzieć czemu – rozpoznawalność marki spadła w ostatnim czasie do bardzo niskiego poziomu, także wśród ofert operatorskich.

Na początku muszę Wam się przyznać, że jestem zakochany w designie urządzeń od HTC od wielu, wielu lat. To, jak niesamowicie wykonany jest HTC 10, to naprawdę najwyższa światowa półka. Od zakupu tego urządzenia odciąga mnie tylko nakładka HTC Sense, która jakoś tak po prostu nigdy nie spasowała mi wizualnie, mimo że wiele rozwiązań tam zawartych to istny majstersztyk. Poziom, do którego wiele firm zdołało dobić dopiero po dłuższym czasie.

Mamy więc dość ciekawą sytuację. Z jednej strony, piękny flagowiec, funkcjonalna nakładka, ale jednak od dłuższego czasu gdzieś na Tajwanie zębatki tego mechanizmu nie działają do końca tak, jak powinny. Pojawiła się korozja, niektóre elementy sprawiają wrażenie zaledwie przeciętnych zamienników, a do niedawna można było odnieść wrażenie, jakby zarząd firmy miał to wszystko w głębokim poważaniu, myśląc że „jakoś to będzie”.

Trudno znaleźć mi ten właściwy punkt odniesienia, kiedy nagle z firmy, która miała status marki premium i wyznaczała standardy, HTC stało się w oczach wielu osób zaledwie „solidną firmą” z niezbyt rozbudowanym marketingiem. Owszem, gdzieś w zakamarkach sieci można było doszukać się jakichś reklam kolejnych urządzeń, jednak odnoszę nieodparte wrażenie, że niemały kapitał firmy został w dużej mierze wydany na zbędne działania, które raczej utrudniały, a nie pomagały w powrocie do elity.

HTC to zresztą nie jedyna firma, która w ostatnich latach dość mocno obniżyła loty. Do pewnego momentu wydawało się, że spośród starej gwardii, to Sony jest bliżej odpuszczenia sobie rynku mobilnego. Do czasu, aż rok temu, podczas premiery Xperii XZ, CEO firmy nie wyszedł na scenę i po ludzku nie przyznał się – w imieniu korporacji – do popełnienia błędów. Mało tego, na dziś dzień wiele wskazuje na to, że skazywane na pożarcie Sony naprawdę wyciągnęło odpowiednie wnioski.

W tym samym czasie, na wcale nie tak bardzo oddalonym od Japonii, Tajwanie, ktoś nabrał przysłowiowej wody w usta. Na szczęście dla branży mobilnej, Google wzięło swojego wiernego sojusznika w opiekę, a ciepłe przyjęcie Pixeli bez dwóch zdań pomogło firmie przetrwać trudne czasy i rynkowe zawirowania. I chyba po cichu, bez afiszowania się, ktoś z HTC obejrzał wystąpienie CEO Sony i doszedł do wniosku, że trzeba jednak coś w HTC zmienić.

U, czyli ostatni gwizdek

Na dobrą sprawę, można powiedzieć, że ostatnia nadzieja firmy na rynkowy byt została ubrana w literę, której do tej pory nie zdążył zagospodarować żaden z graczy. Firma potrzebuje jednak czegoś więcej, aniżeli ładnej literki i kolorowych, reagujących na dotyk ramek. Odnoszę takie nieodparte wrażenie, że HTC dzięki swojej własnej polityce wpadło w pułapkę zaszufladkowania, efektem czego nawet gdyby pokazali smartfon, który będzie umiał lewitować, będzie on odebrany jako rynkowy średniak. Paradoksalnie, jeśli za kilka miesięcy ktoś nieudolnie powieliłby pomysł HTC i stworzyłby smartfon zdolny do lewitacji przez 3 sekundy, sprzeda go lepiej i z wyższym zyskiem.

Gdzieś po drodze powściągliwi Tajwańczycy pogubili się w marketingu i promocji swoich urządzeń, najzwyczajniej w świecie zostając w tyle. Niezmiernie cieszy mnie, że HTC nie składa broni, jednak nawet gdyby udało im się z laboratorium Qualcomma wydobyć Snapdragona 855, dogadać się z NASA na zakup przełomowej matrycy, które będą instalowane na satelitach, a także stworzyć autorską technologię optymalizacji baterii, która zapewni 5 dni pracy na jednym ładowaniu, to firma musi wreszcie nauczyć się sprzedawać swoje produkty w skali globalnej.

Na dobrą sprawę, nie wiem czy HTC stać na to, aby walczyć ceną, jednak patrząc po cenach innych flagowców, można tutaj spokojnie stwierdzić, że stopa zwrotu za HTC U i tak będzie przynosić firmie pewne dochody. Oczywiście przy założeniu, że firma z Tajwanu odrobi zadanie domowe i przestanie myśleć, że po pokazaniu urządzenia i zapewnieniu mu aktualizacji, jej rola się kończy. Jak na ironię, raczej dopiero wtedy zaczyna się ta nudna, mozolna robota i jeśli firma nie przekona do linii U nowych użytkowników – bo nie ma co się oszukiwać, „stara gwardia” i tak kupi te telefony – to obawiam się, że ten wielki i zasłużony dla branży gracz może popaść w duże tarapaty. HTC, zróbcie to jak należy! Trzymam za Was kciuki.