Kto jest największym zwycięzcą wczorajszej premiery? Smartfon od Samsunga, ale nie jest to S8 ani S8+

Kurz powoli opada. Ostatni blogerzy albo już myślami są w domu, albo też niebawem wsiądą w samoloty, które ich tam dowiozą. Pewnie otwarto wczoraj nie jedną butelkę z szampanem, jednak odnoszę nieodparte wrażenie, że zwłaszcza polski oddział Samsunga otworzy ich niebawem znacznie więcej. Kiedy? Gdy spłyną raporty podsumowujące drugi kwartał obecnego roku.

O Samsungu Galaxy S8 i jego większym bracie wiemy wszystko. Na dobrą sprawę, większość możliwości urządzenia poznaliśmy jeszcze przed jego premierą, jednak przez wzgląd na genialnego prowadzącego konferencję Samsunga, nie zamierzam nic odejmować firmie z Korei Południowej, która zorganizowała konferencję tak dobrą, że nawet Apple mogłoby poczuć się zagrożone.

Co zapamiętaliście o nowych Samsungach? To przecież zawsze jest wyznacznik tego, czy produkt będzie kojarzony na wskroś pozytywnie, czy też jego ocena będzie do pewnego stopnia chłodna, sceptyczna. No to tak na szybko: jaki procesor napędza Galaxy S8? Jaki jest maksymalny zoom dla aparatu? Czy telefon posiada głośniki stereofoniczne? A może pamiętacie, co się stało z „klikalnym” przyciskiem Home?

Wy, jako nasi czytelnicy, pewnie odpowiecie na wiele z tych pytań. I to jest świetne, jednak wszyscy ci, którzy wiedzieli tylko i wyłącznie tyle, że Samsung pokazuje nowe flagowce – a zapewniam Was, takich osób jest całkiem sporo – zapamiętają najpewniej ze dwie-trzy rzeczy: S8 jest drogi, S8 ma zagięty ekran, S8 ma duży ekran. Z dość dużą dozą prawdopodobieństwa można założyć taki właśnie scenariusz, choć chciałbym się mylić.

Te trzy cechy tworzą dla mnie pewnego rodzaju wspólny mianownik dla premiery Samsunga Galaxy S7 Edge. Powstrzymam się tutaj z ocenami do czasu, aż S8 wpadnie mi w ręce, jednak mimo oczywistych różnic garść podobieństw jest aż nadto widoczna. I tutaj docieramy do sedna tego felietonu, bowiem nagle wyłania nam się zupełnie niespodziewany kandydat na najczęściej kupowanego smartfona w drugim kwartale tego roku.

Czym kierują się przeciętni polscy konsumenci? Ceną. A precyzując, relacją ceny do jakości. S7 Edge to nadal mokry sen wielu internautów, sam od jakiegoś czasu myślę nad tym urządzeniem i jestem więcej niż pewien tego, że tuż po rozpoczęciu sprzedaży ósmego Galaxy S, jego starszy braciszek zacznie szybko tanieć. Tym samym, w cenie niższej o paręset złotych niż obecnie będzie można nabyć rewelacyjnego S7 Edge, który wydaje się wcale tak bardzo nie ustępować nowemu smartfonowi od Samsunga.

Na dobrą sprawę, nie rozpatruję tego nawet w kategoriach przypadku czy tym bardziej potknięcia Samsunga, jakiegoś niespodziewanego efektu, który zauważyłem jako pierwszy. To bardzo rozsądnie przemyślana taktyka, którą z powodzeniem od lat realizuje Apple. Przypomnę Wam, że najlepiej sprzedającym się iPhonem w 2016 roku był iPhone 6S. Nie iPhone 7, który jest urządzeniem nowszym, a jednocześnie nieco lepszym.

Przyjmując taką taktykę Samsung odnosi podwójne zwycięstwo i zaczyna stąpać po wypróbowanym modelu, który jego największy rywal dopracował niemal do perfekcji: nie ważne, że nie stać Cię na nasz super-ekstra-najnowszy smartfon? Nie szkodzi, mamy w ofercie taki super-ekstra, ale bez „najnowszy”. Jest sprzed roku, wygląda podobnie a jest zauważalnie tańszy. Zostaw pieniążka, weź telefon i ciesz się z tego, że wyrwałeś go w okazji swojego życia!

Ta, jasne. Okazja życia. Za rok będzie kolejna, potem jeszcze jedna i następna. Choć szczerze mówiąc, nie wiem, czy aby nie zagram z Samsungiem w tę grę. A jak Wy uważacie? Największym zwycięzcą dzisiejszej premiery jest S7 Edge czy też wskazalibyście raczej na jakieś inne urządzenie, na przykład od konkurencji?