iPhone 6

Czy warto być iPhonem w świecie Androida?

Apple udało się stworzyć coś, o czym wiele firm z doprawdy dziesiątek dochodowych branż dostępnych na globalnym rynku może jedynie pomarzyć: przywiązanie do marki i uczucie obcowania z produktem typu premium, który – mimo wszystko – jest jednak towarem dostępnym dla mas. Czy w 2017 roku warto być iPhonem w świecie Androida?

Historia Apple pełna jest wielu niespodziewanych zwrotów akcji, jednak Steve Jobs od zawsze starał tworzyć się produkty głęboko zapadające w pamięć, które całkiem często zmieniały zasady gry w branży. Produkt ma nie tylko wyróżniać się niezłą specyfikacją, ale przede wszystkim ma odpowiednio wyglądać, dobrze współgrać z użytkownikiem, będąc jednocześnie obiektem pożądania mas, za co – w pewnym sensie – ma też odpowiadać jego cena.

Mimo upływu lat, nadal często można spotkać się z synonimem Apple = wysoka stopa społeczna, dobrobyt, zamożność. Ten podział, umiejętnie budowany przez firmę od pierwszej generacji iPhone’a do ostatniego urządzenia sygnowanego logo nadgryzionego jabłuszka, to pewnego rodzaju wyróżnik. Drugim jest oczywiście zamknięty ekosystem, który – jeśli tylko posiadamy przykładowo MacBooka lub iPada – naprawdę potrafi rozwinąć skrzydła i uczynić nasze życie nieco prostszym. Trzecia kwestia, która w sumie od jakiegoś czasu stopniowo traci na znaczeniu, to oczywiście innowacyjność.

W czasach ekranów oporowych, topornych rysików czy wybitnie wręcz lagujących systemów operacyjnych konkurencji, kultura działania iPhone’a to było jak przesiadka ze starego, piętnastoletniego samochodu na gaz do komfortowej limuzyny. Nie powinno więc dziwić, że od wielu lat sporo firm, które są obecne na rynku smartfonów, dwoi się i troi, aby stworzyć lepszą wersję produktu od Apple, która tak samo jak iPhone pociągnie masy i zbuduje wierną społeczność użytkowników.

Wiele firm próbowało zmierzyć się z tym fenomenem na kilka różnych sposobów, pośród których wymieniłbym kilka tych zagrywek, które szczególnie zapadły nam w pamięć. Czy któraś z firm, które znacie, a być może używacie jej produktów, łapie się w ten wzorzec? Opinię pozostawiam Wam, każdy musi wyciągnąć swoje wnioski.

  • „na markę premium”,
  • „na design”,
  • „na cenę”,
  • „na wyjątkowość”,
  • „na funkcje na miarę it’s amazing”,
  • „na ekosystem”.

Oczywiście zakładam, że pewne firmy mogą łapać się w kilka z tych sformułowań, jednak nie odbieram tej inspiracji za coś złego, chcę to zaakcentować bardzo jasno. Paradoksalnie, bardzo szanuję wszystkich rynkowych graczy, którzy dwoją się i troją, aby stworzyć własny, indywidualny, produkt, który powtórzy fenomen Apple. Po wieloletniej batalii wiemy już jednak, że jest to sztuka zarezerwowana tylko i wyłącznie dla wybrańców. Zresztą, patrząc po wielkich globalnych korporacjach, które za wszelką cenę usiłowały być odpowiednikiem iPhone’a w czasach, gdy na rynku królował jeszcze model 4S, widać wyraźnie że i ten model zaczyna tracić na znaczeniu.

Na dobrą sprawę tylko jedna firma, która wielokrotnie ostro ścierała się z Apple na chyba wszystkich płaszczyznach, osiągnęła globalny sukces. Samsung, bo o nim oczywiście mowa, stworzył potężne elektroniczne imperium, osiągając taki zasięg, o jakim dzisiaj wiele firm może zaledwie marzyć. Spokojnie można wyjść tu z założenia, że to właśnie premiery tych dwóch firm to jedne z największych globalnych wydarzeń ściśle związanych z elektroniką użytkową. Jednak, jak pisałem wyżej, ten specyficzny wzorzec powoli zdaje się tracić na znaczeniu. Oczywiście, zarówno Apple, jak i Samsung, jeszcze przez wiele lat będą odcinać kupony, jednak od pewnego czasu widać, że idzie nowe. A w zdecydowanej większości to „nowe” zmierza do nas z Chin.

Jeszcze parę lat temu telefony z Państwa Środka były synonimem tandety. Mając dwa-trzy tysiące złotych spojrzelibyście na smartfon chińskiej firmy jeszcze kilka lat temu? Szczerze wątpię. A dziś, dzięki takim producentom jak Huawei, ZTE, Oppo czy Xiaomi, produkty tych właśnie korporacji podbijają serca użytkowników z całego świata, w tym z Polski. Mało tego, to właśnie mniejsze firmy zdają się mniej obawiać innowacji, wdrażając urządzenia typu Xiaomi Mi MIX, które pchnęły modę na smartfony bezramkowe na zupełnie inny poziom. Podwójna optyka aparatu? No przecież, że Huawei, które odrobiło lekcję wręcz wzorowo.

W tym samym czasie spora część „starej gwardii” boi się wyjść z jakąś szokującą kontrpropozycją, no bo przecież mają już swoje bezpieczne poletko, wykrojony kawałek torciku i zawsze lepiej mieć ten swój bezpieczny skrawek, niż przypadkowo go stracić, prezentując jakąś nowość, której rynek nie zaakceptuje. Czasem mam wrażenie, że z Ery iPhone’a powoli wkraczamy do Ery Księgowych, którzy ograniczają ilość innowacyjnych rozwiązań, windując cenę w taki sposób, aby dana firma za wszelką cenę utrzymała się na powierzchni. Ironia losu polega na tym, że zazwyczaj są to te firmy, które w erze iPhone’a 4S miały jeszcze tak silną rynkową pozycję, że mogły zdziałać prawdziwe cuda, jednak w decydującym momencie najwyraźniej zabrakło im odwagi.

Czy dziś, w 2017 roku, warto być iPhonem w świecie Androida? Szczerze mówiąc, wątpię. Apple jeszcze nie raz zaskoczy rynek, wykręci wiele fenomenalnych wyników sprzedażowych, jednak świat marek premium stał się dwubiegunowy i – nieco paradoksalnie – tym dwóm największym graczom ten układ zdaje się pasować wręcz idealnie. Wychodzę z założenia, że – czy tego chcemy czy nie – nie warto gonić straconego czasu i wiele firm musi na nowo zdefiniować swoją obecność w branży, aby nie zniknąć pod zalewem dziesiątek tańszych telefonów. Bo obecnie zwiedzając półki sklepowe coraz mniej osób patrzy już na logo. Nauczyliśmy się kupować portfelem, odrzucając sentymenty i wspomnienia o starych, poczciwych telefonach firmy „X”. A nawet jeśli jeszcze – jak ja – wzbraniacie się przed odrzucaniem swoich ulubionych „starych” marek, to wiedzcie, że najpewniej jesteśmy w mniejszości. I na dobrą sprawę nie wiem, czy to aby nie jest dobra wiadomość.