Media zachwycają się Li-Fi, a tak naprawdę to nic szczególnego

Nowa, błyskawiczna, superszybka metoda przesyłu danych 100 razy szybsza od Wi-Fi” takie zdanie możemy przeczytać ostatnio na praktycznie wszystkich portalach traktujących o tematyce okołotechnologicznej. Mowa tutaj o Li-Fi, którym większość osób podnieciło się po przeczytaniu kilku wzniosłych epitetów. Według mnie przesadzonych epitetów, bo Li-Fi nie jest czymś aż tak genialnym.

Biorę pod uwagę, że ten artykuł mogą czytać osoby nie odwiedzające wielu bzdurnych portali, więc napiszę najpierw czym jest tytułowe Li-Fi. Otóż jest to technologia opracowana przez pewien start-up z Estonii – firmę nazywającą się Velmenni. W telegraficznym skrócie – cała metoda polega na transmisji sygnału w odpowiedniej częstotliwości pomiędzy żarówką LED (będącą nadajnikiem) i fotodetektorem (odbiornikiem). Nic innego jak zjawisko fotoelektryczne opracowanie przez naszego ukochanego Alberta Einsteina w 1905 roku. BTW wiedzieliście, że ze 3 dni temu przypadała dokładnie 100 rocznica opracowania przez niego ogólnej teorii względności? To taka ciekawostka na rozluźnienie.

Li-Fi-technology

Skoro już wiemy o co chodzi, to teraz możemy zacząć obalać przydatność tego rozwiązania. Pierwszą rozgłaszaną jej zaletą jest prędkość transferu, która w warunkach laboratoryjnych (czyli zupełnie niemiarodajnych w stosunku do rzeczywistości) wyniosła nawet 224 Gb/s, ale w rzeczywistości może osiągać 1 gigabit/s i tutaj nie mam nic do zarzucena, ale warto doczytać dalej, że wszędzie jest napisane, iż jest to 100 razy więcej niż może osiągać Wi-Fi… W tym momencie zrobiłem wielkie oczy czytając te bzdury. Jeżeli dobrze liczę to 1 gigabit = 1000 megabitów, a więc według tego co przeczytaliśmy Wi-Fi powinno osiągać prędkość do 10 megabitów/s. Kiedyś może tak było… w 2003 roku, kiedy standardem było Wi-Fi 802.11g z prędkością przesyłu danych 11-20 Mb/s. To dalej nie 10 Mb/s, ale przynajmniej rząd wielkości już by się mniej więcej zgadzał. Przypomnę, że od tamtego czasu mamy już standardy 802.11n z prędkością 150 Mb/s przy częstotliwości 2.4 GHz (bo o 300 Mb/s przy 5 GHz już nie wspomnę) oraz 802.11ac, który osiąga 1 Gb/s i warto pamiętać, że jest to technologia opracowana w 2012 roku, a nie „innowacyjne” Li-Fi, którego szacowany czas wprowadzenia na rynek to za jakieś 3-4 lata (nie są to dane wyssane przeze mnie z palca, tylko rzeczywiście dokopałem się do takiej informacji). Dalej standardem jest jednak 802.11n, gdyż obsługuje go wciąż większość urządzeń i faktycznie Li-Fi jest od takiego standardu szybsze, ale takie nie będzie już za te 3 lata.

Poza tym 1 Gb/s. Czy ktoś kiedyś się zastanawiał po cholerę to komu? Przecież żaden dostawca internetu nie jest w stanie tego ogarnąć, a nawet jeżeli jest to i tak niewiele osób będzie chciało z tego skorzystać, chociażby ze względu na cenę. Taki Orange chwali się, że oferuje internet światłowodowy z prędkością DO (to jest słowo klucz, bo podejrzewam, że ta prędkość jest nieosiągalna) nawet 600 Mb/s i jest to imponujące, ale czy rzeczywiście potrzebne? Film FullHD 4.5 GB w minutę, no OK, ale ja wolę mieć go w normalnej cenie w 6 minut i nie będę płakał pt. „co tak długo! :(„.

Co tam dalej mamy… aha no tak, światło nie przenika przez ściany, a więc Li-Fi też nie może i jest to spora wada względem Wi-Fi, ale pomysłodawcy wykorzystali dzisiejszą mentalność wielu osób i przekształcili to w zaletę mówiąc, że to świetny zabieg jeżeli chodzi o bezpieczeństwo naszej sieci. W dobie kiedy wszechobecna inwigilacja jest tematem tabu, takie zagranie to marketingowy majstersztyk. Nie zapominajmy jednak, że fajnie jest mieć dostęp do internetu również chociażby na dworze, co oczywiście w przypadku Li-Fi nie jest możliwe z powodu rozpraszania wiązki danych przez światło słoneczne. Ponadto zabezpieczenie swojej sieci nie jest czymś karkołomnym. Wystarczy tylko stosować protokół WPA2 i nie ustawiać haseł typu „admin1”.

Skoro już kopiemy leżącego to na koniec warto dodać, że technologia Li-Fi oczywiście nie pozwala nam stworzyć w jednym pomieszczeniu dwóch i więcej niezależnej sieci, gdyż sygnały mieszałyby się ze sobą.

Podsumowując, nie wszystko szybkie, co jest nazywane szybkim, a także skoro już jest faktycznie szybkie to nie znaczy lepsze. Po przemyśleniu wszystkich powyższych argumentów raczej rozsądnym jest stwierdzenie, że Li-Fi nie będzie niczym więcej niż pewnego rodzaju rozszerzeniem Wi-Fi dla chętnych. Na pewno nie stanie się ono standardem i nie wyprze panującego kultu Wi-Fi. Fakt, że sieci radiowe coraz gorzej dają już sobie radę, szczególnie w dużych aglomeracjach, gdzie jest router na routerze. Sygnały zakłócają się nawzajem i niewątpiliwie jest to problem, ale Li-Fi na pewno nie jest tutaj rozwiązaniem. Jest to w pewien sposób innowacja, ale trzeba ją wykorzystać w jakimś innym celu.