Lokowanie produktu w Marsjaninie. Z jakimi markami romansuje Matt Damon?

Wczoraj byłam na Marsie (bo wiecie, Amerykanie serio są na tyle niewyedukowani, by twierdzić, że człowiek eksplorował już Marsa – wyjaśniam: nie, nie było tak). Dokładniej rzecz ujmując odwiedziłam jordańską dolinę Wadi Rum, ale kto by się czepiał tego małego szczegółu. Zabrał mnie tam Ridley Scott i, poniekąd, Andy Weir. A tak całkiem już poważnie – byłam w kinie z moją (wspaniałą) drugą połówką (mam nadzieję, że w tym momencie nie złamałam zbyt wielu serc ;)) na kinowym hicie, jakim niewątpliwie jest „Marsjanin” – w weekend otwarcia w samych Stanach zarobił 55 milionów dolarów (więcej niż „Intelstellar” i porównywalnie do „Grawitacji”).

Zamiast w spokoju oglądać film i skupiać się na wyłapywaniu różnic pomiędzy fabułą książki (którą przeczytałam na Inkbooku, bo… swojego Kindle’a zostawiłam któregoś pięknego dnia w… samolocie) a scenariuszem filmu. Nie byłabym sobą, gdybym podczas oglądania go nie wpatrywała się w subtelne lokowanie różnego rodzaju produktów.

Ale wszystko zaczęło się od skojarzenia znajomych twarzy i jakże błyskotliwej uwagi:

jak to Zoe Barnes (a właściwie Kate Mara) gra w tym filmie, skoro Frank Underwood zepchnął ją pod nadjeżdżający pociąg metra? ;)

Wybaczcie, koniec żartów!

Nie będę recenzować „Marsjanina”, bo nie jest to blog o kulturze ani bezpośrednio o kinie. Pomyślałam jednak, że zainteresuję Was luźniejszym technologicznym podejściem do filmu. Przewija się przez niego sporo urządzeń elektronicznych, co podpada pod lokowanie produktu, którego po prostu lubię się doszukiwać. A skoro już o zboczeniach zawodowych mowa – zwróciliście uwagę, że w napisach podczas całego seansu wystąpił tylko (aż?) jeden błąd?  W jednej ze scen było, że ktoś „nie ciepi” zamiast „nie cierpi”. Takie tam… ;).

W „Marsjaninie” mieliśmy do czynienia wyłącznie z wizualnym lokowaniem produktu – widoczne były nazwy firm, ale nigdy nie zostały wypowiedziane przez żadnego z bohaterów. Uczestnicy misji Ares 3 korzystali z odpornego laptopa Panasonic i wydaje mi się, że to właśnie z tą firmą kojarzę „Marsjanina” najbardziej – logo firmy pojawiło się co najmniej kilka razy. Drugim producentem w kolejności widoczności na ekranie był AOC – monitor i telewizor, spore gabaryty, trudno, żeby nie rzuciły się w oczy. Johanssen zabrała ze sobą na Marsa laptopa Samsunga (to NASA, NASA to USA, w USA w dalszym ciągu sprzedawane są notebooki Samsunga – z Europy zostały wycofane jakiś czas temu), z kolei telekonferencje przeprowadzane były za pomocą sprzętu biurowego Cisco. Ach, no i jeszcze wszyscy członkowie załogi Hermesa chodzą w butach Nike, z kolei na ziemi pojawia się całkiem sporo samochodów Land Rover.

Najbardziej eksponowanym produktem elektronicznym w całym filmie była kamerka GoPro, przymocowana do skafandra każdego z astronautów. Co ciekawe jednak, miejsce, w którym widoczna zazwyczaj jest nazwa konkretnego modelu (np. Hero 4), było zaklejone tak, by nie móc zweryfikować, z jakim konkretnie mamy do czynienia. GoPro jest jednak tak charakterystyczne, że trudno go było nie wyhaczyć.

W kilku scenach pojawia się również hybryda Microsoftu, która w Stanach jest dużo bardziej popularna (i bardziej dostępna) niż w Polsce – Surface. Można ją poznać głównie dzięki nietypowemu wzornictwu, a konkretniej nóżce z tyłu obudowy – gdyby nie to, nie wiedzielibyśmy, z jakim urządzeniem mamy do czynienia (w tym momencie nie kojarzę, czy widoczne było logo Microsoftu, czy nie).

W filmie na kilku scenach widać też inne urządzenia, których jednak nie udało mi się zidentyfikować przez tych kilka chwil (scena trwała za krótko albo nie dało się rozszyfrować): smartfon, ekspres do kawy (wybaczcie, na nich już totalnie się nie znam ;)), zegarek analogowy oraz, wydaje mi się, tablet – służył między innymi jako panel dotykowy do zarządzania toaletą (chyba że to nie był tablet?).

Znaleźliście w „Marsjaninie” inne produkty, które mi umknęły? W ogóle – oglądając filmy zwracacie uwagę na takie rzeczy? Nie ukrywam, że bardzo mnie to ciekawi, bo u mnie jest to całkowicie naturalny odruch, nad którym nie potrafię zapanować.

Czytaliście „Marsjanina”? Oglądaliście? Chodźcie na kulturalny dywanik!

PS. Jeśli chodzi o bohaterów, moje serce skradł Rich Purnell – właśnie tak go sobie wyobrażałam czytając książkę
PS.2. Muszę częściej chodzić do kina! W najbliższym czasie zapowiada się kilka ciekawych nowości, m.in. „Zjawa”, „Obce niebo”, „Most szpiegów” czy „Steve Jobs”. Polecacie coś jeszcze?
PS.3. Idąc na „Marsjanina” warto mieć za sobą lekturę książki, na podstawie której napisany został scenariusz. Jest kilka różnic, które fajnie jest wyłapywać w trakcie!