Rynek topowych urządzeń – powolna ewolucja zamiast rewolucji?

Gdy kiedyś wspomniałem o końcu epoki krzemu, nie miałem na myśli urządzeń mobilnych. Jednak coraz częściej obserwując ten rynek, dochodzę do wniosku, że tak naprawdę mimo medialnego szumu wokół topowych jednostek, niewiele się dzieje. Ciągle te same układy SoC z niewielkim przyrostem mocy, powtarzalne technologie, słabe ogniwa akumulatorów i wodoodporność zamiast odporności na wstrząsy. Czy kiedyś doczekamy się upragnionych zmian?

W latach 2008-2012 rynek urządzeń mobilnych przeżywał prawdziwy rozkwit. Urządzenia, ich układy, możliwości i nowe technologie im towarzyszące rozwijały się w tempie przekraczającym wyobrażenia przeciętnego śmiertelnika. Będąc cały czas w środku tego zgiełku, oczarowany dokonaniami inżynierów największych korporacji produkujących elektronikę nie sądziłem, że wszystko skończy się tak szybko. Tak szybko, jak się zaczęło…

Jak było wcześniej?

IPad_&_iPhone

Na początku był iPhone. Choć to moment kluczowy nie będę rozpisywał się o dokonaniach Jobsa w nieskończoność. Kierunek i tok myślenia wyznaczony przez giganta z Cupertino rozpoczął ekspansje urządzeń komputerowych wielkości zwykłej komórki. To mogło się podobać. W szybkim tempie Amerykanie zdobyli swoich wiernych wyznawców. Za Apple podążył odwieczny konkurent – Google. Podłapując ideę zaszczepioną przez lokalnych rywali, stworzył system, o którego potędze można by napisać osobny artykuł. Początki były ciężkie, a dziś już niewiele osób pamięta, że Android w wersji Donut czy Eclair był po prostu słabym tworem, który momentami potrafił doprowadzić do szewskiej pasji. W tym samym czasie iOS święcił swoje triumfy, rozprzestrzeniając się jak zaraza. Wszystko jednak szło w dobrym kierunku. W przypadku układów SoC początki również były ciężkie. Nie było czterordzeniowych procesorów, a taktowanie zegara ograniczało się do maksymalnie 1 GHz. Tak naprawdę nieliczni byli w stanie przekonać się do smartfonów, nie mówiąc już o tabletach. Przychodzi mi na myśl koniec 2009 roku. Bezcenny widok, gdy jadąc pociągiem, oglądałem film na Nokii 5800, a wszyscy, dosłownie wszyscy, mijający mnie pasażerowie przecierali oczy ze zdumienia. Część z nich wpatrywała się w malutki 3,2 calowy ekranik razem ze mną. Taka nic nieznacząca chwila, ale uzmysłowiła mi, jak nieprawdopodobne rzeczy dzieją się na dynamicznie rozwijającym się rynku mobilnym. Wtedy topowe modele producentów odznaczały się coraz lepszymi podzespołami, a ich następcy prezentowali duży przeskok technologiczny względem poprzednika.

Jak jest teraz?

sony-xperia-z2-tablet-tabletowo-recenzjaa-03

Obecnie rynek mocno się nasycił. Choć producenci biją kolejne rekordy sprzedaży, o nowego klienta jest już znacznie trudniej. Gdy obecność urządzeń mobilnych spowszedniała, a na ulicach coraz częściej możemy ujrzeć przechadzające się osoby w towarzystwie tabletu czy smartfona, ciężko o element zaskoczenia. W 2013 roku naprawdę rewolucyjnym urządzeniem można było nazwać jedynie fablet – LG G Flex. Zasłynął z naprawdę giętkiego ekranu (który można delikatnie wygiąć pod odpowiednim naciskiem) oraz samoregenerującej się obudowy (w temperaturze pokojowej). Nie był to model pozbawiony wad, jednak niejedną osobę mógł zaskoczyć. Reszta to jedynie udani, bądź mniej udani sukcesorzy poprzednika. Jeśli chodzi o flagowe modele, sytuacja jest identyczna. Te, które z reguły są na ustach wszystkich obserwatorów i ciągną wyniki sprzedaży każdej z korporacji, to sprzęt po delikatnym liftingu. Dobrym przykładem może być tutaj Sony Xperia Z i Z2 Tablet. Na pierwszy rzut oka, gdy spojrzymy na oba, ciężko nie ulec wrażeniu, że są łudząco podobne. No dobra, można je rozróżnić, ale nawet ludzie nie interesujący się tematem, będą w stanie zauważyć pokrewieństwo.

Ewolucja bardziej niż rewolucja

LG_G_Flex_(2)

Naprawdę nie pamiętam, kiedy ostatnio widziałem rewolucyjnego flagowca. Poza wspomnianym Flexem ciężko o jakąkolwiek rewolucję. Jednak koreański produkt nie zrobił oszałamiającej kariery, a POLED na razie jest traktowany bardziej jako ciekawostka, niż wynalazek przyszłości. Pewnie poprzecie mnie w tej tezie. Tym bardziej, że wielu z Was ma nadzieję na kupno jakiegoś ciekawego urządzenia, a chęć na nie nadchodzi wraz z kolejnymi zapowiedziami o następcach flagowych konstrukcji. Niestety wraz z premierą i oczekiwaniami słychać jedynie jęk zawodu i potoki krytyki skierowanej w stronę producenta. Bacznie obserwuje komentarze pod wpisami o nowych premierach tych najbardziej znanych urządzeń. Często mam wrażenie, że rozjuszony tłum, któregoś pięknego dnia wedrze się do siedzib największych korporacji i wyperswaduje błędne decyzje inżynierów i projektantów odpowiedzialnych za dany produkt. To oczywiście tylko moja wybujała fantazja, a szara rzeczywistość jest taka, że dziś mamy do czynienia z delikatnym liftingiem, zamiast z godnym następcą topowego urządzenia. W całym tym zamieszaniu zdecydowanie nie rozumiem klientów, którzy pozwalają nabijać się w butelkę (bo przecież skądś te wyniki się biorą). Skoro rynek jest już nasycony to dlaczego urządzeń mobilnych z roku na rok sprzedaje się więcej? Jedną z przyczyn jest obniżająca się cena końcowa produktu. Drugi argument jest jednak mniej optymistyczny. Działa po prostu dobry marketing i wmawianie nieistniejącej potrzeby zmiany swojego sprzętu na ten nowszy. Nowszy, który praktycznie nie wnosi nic ciekawego i nie poprawia wydajności. De facto ciężko nie zgodzić się z tezą, że ubiegłoroczne topowe modele są w stanie zapewnić wszelkie potrzeby najbardziej wymagających użytkowników. Oczywiście typowych gadżeciarzy nie zadowoli, ale pozwoli na płynną pracę z aplikacjami i wykorzystanie wszystkich dobrodziejstw internetu. Oczywiście nie licząc braku wtyczki flash, która od dłuższego czasu jest traktowana po macoszemu przez głównych graczy.

Na chwilę przed IFA 2014

sony xperia z3 tablet compact

Patrząc na nadchodzące premiery, wpadłem w sporą zadumę. Być może po samych targach humor nieco mi się poprawi. Jednak obecnie zapowiedzi tych urządzeń, które mają błyszczeć na tle ogółu, są po prostu kiepskie. Nie zrozumcie mnie źle, to wciąż te same topowe, najlepsze pod względem specyfikacji urządzenia. Problem w tym, że optymalnie działał już układ sprzed roku. Przykładem może być Xperia Z3 czy Galaxy Note 4. Widać, że producenci, oprócz kilku poprawek programowych i detali samego urządzenia nie mają zamiaru inwestować w żadną niespodziankę. Bo jak można nazwać czymś przełomowym przeskok taktowania zegara CPU i GPU o kilkaset Mhz? Coraz głębsza ingerencja w przecieki oraz brak samodyscypliny w szeregach korporacji, również potęgują efekt powtarzalności i zaprzepaszczają resztki elementu zaskoczenia. Oczywiście miłym zaskoczeniem może stać się miniaturowa wersja tabletu od Sony – Xperia Z3 Tablet Compact, ale jeśli w ogóle takie urządzenie się pojawi, to prócz różnicy w samej przekątnej niewiele wniesie. Fakt faktem, w portfolio Sony brakuje małego tabletu na Androidzie, ale to o wiele za mało niż oczekuje dziś klient zorientowany na swoje potrzeby (nie mówię o takich, którzy chłoną reklamy nałogowo). Być może zobaczymy więcej nowych smartfonów, fabletów i tabletów o różnych przekątnych oraz porównywalnej specyfikacji. Zapewne pojawi się kilka inteligentnych zegarków oraz inna inteligentna galanteria. Czy jednak klienta to satysfakcjonuje? W pewnym sensie każde wydarzenie niesie ze sobą dozę ekscytacji, jednak gdy emocje opadają, niewiele jest powodów, by zachwycać się urządzeniami tak, jak kiedyś. Tak jak przy pierwszej wodoodpornej „Zetce” czy protoplaście z serii Note, który zdeklasował konkurencję obecnością stylusa…

 

Czy zobaczymy jeszcze przełomowe urządzenie?

Flexible_display

To bardzo ciężkie pytanie, na które dziś nie odpowiem. Oczywiście tak samo jak Wy, pożądam takich terminali. Niestety producenci mimo sporych możliwości przyzwyczaili się do dawkowania progresu, a kolejne zapowiedzi przełomowych technologii są na długo przed ich oficjalną premierą, w kolejnych generacjach topowych urządzeń. Kiedyś robiono sprzęt, który potrafił pracować, jeśli nie 10-20 lat to chociaż te kilka sezonów. Dziś taki system produkcyjny jest mało opłacalny. Gdyby producent tworzył sprzęt, który możliwościami wystarczyłby na, chociażby 5 lat w przód ze wszystkimi „fajerwerkami”, nie zarobiłby na tym biznesie. Zatem proceder umieszczania tylko lekko podkręconego układu, delikatnego liftingu obudowy czy zmiany przekątnej, to najczęstsze zabiegi, jakie możemy ujrzeć. W dodatku topowe konstrukcje, zamiast kosztować mniej, są coraz droższe albo nie zmieniają swojej ceny. I trudno w tym wszystkim winić samych producentów, bo póki jest popyt, jest też podaż. Myślę jednak, że coraz śmielsza ekspansja chińskich producentów oraz rosnące nasycenie tego typu sprzętem, w którymś momencie zweryfikują sytuację na rynku. Mobilne Eldorado kiedyś się skończy, jak skończyło się to PC-towe. A wtedy topowi producenci, aby zachęcić klienta będą musieli użyć zasobów, jakie mają w zanadrzu, a nie tylko inwestować coraz większe pieniądze w marketing, który omamia klienta.