Recenzja Angry Birds Transformers: biegnij, strzelaj i płać

W ciągu kilku ostatnich lat marka Angry Birds zdążyła przekształcić się w ogromne imperium, w którego skład wchodzą między innymi słodycze, zabawki i filmy animowane. Firma Rovio nie zapomniała jednak o tym, że fundamentem tego sukcesu są gry na urządzenia mobilne, dzięki czemu fani wściekłych ptaków mogą w miarę regularnie cieszyć się nowymi odsłonami serii.

Mimo iż większość z nich opiera się w dużej mierze na mechanice rozgrywki znanej z pierwszej części, to jednak deweloperzy z Rovio od czasu do czasu serwują nam również interesujące spin-offy romansujące z innymi gatunkami gier. Po zręcznościowych wyścigach i taktycznym RPG przyszła pora na dynamiczną strzelankę z wielkimi robotami w roli głównej. Niestety, jak na razie produkcją tą mogą cieszyć się jedynie posiadacze urządzeń z logo nadgryzionego jabłka. Wersja na tablety z systemem Android pojawi się dopiero w przyszłym miesiącu.

Transformers

Ptak-ciężarówka

Angry Birds Transformers stanowi dość nietypowe połączenie auto-runnera z nieco uproszczonym „celowniczkiem” przywodzącym na myśl produkcje ze starych konsol i automatów do gier. Wybrana przez nas postać biegnie więc cały czas w prawo, podczas gdy na horyzoncie pojawiają się świnie, pełniące jak zwykle rolę mięsa armatniego. Naszym zadaniem jest więc ustrzelenie ich zanim zdążą się nam odpłacić tym samym. Przeciwnicy są całkiem wytrzymali i zwykle posiadają druzgocącą przewagę liczebną, co zmusza nas do wyszukiwania sposobów na „hurtową” eksterminację. Przeważnie, zamiast celować bezpośrednio we wroga, strzelamy więc np. w podstawy konstrukcji, na której stoi lub znajdującą się w pobliżu skrzynkę z dynamitem. Zadanie to ułatwia nam nieco fakt, iż po jednokrotnym wskazaniu celu nasz bohater atakuje go aż do skutku, dzięki czemu nie musimy obłąkańczo stukać w ekran i możemy skoncentrować się na planowaniu ostrzału. Po awansowaniu naszych podopiecznych na wyższe poziomy doświadczenia zyskujemy też możliwość korzystania z ich umiejętności specjalnych. W sytuacjach krytycznych możemy zaś wezwać na pomoc towarzysza, który przez chwilę będzie biegł przed nami torując nam drogę. Co jakiś czas pojawiają się również przeszkody, które możemy pokonać jedynie przybierając alternatywną formę (w końcu bohaterami gry są ptaki-transformersy). Wszystko to łączy się w prostą, lekkostrawną całość, która nie jest wprawdzie specjalnie odkrywcza, ale potrafi wciągnąć… na długie minuty. Potem zwykle cała dynamika gry rozbija się o mur… zbudowany z mikropłatności.

Transformers

Cena Energonu

Pierwsze blokady czasowe (trwające od kilku minut do nawet kilku godzin) pojawiają się tutaj już po kilku minutach gry i dotyczą możliwości ponownego przechodzenia już ukończonych etapów. Czynność ta jest z kolei niezbędna do zebrania odpowiedniej ilości pieniędzy i doświadczenia, potrzebnych do odblokowania kolejnych postaci i plansz. Znienawidzone przez graczy zegary pojawiają się też, gdy chcemy awansować jednego z naszych bohaterów na wyższy poziom lub naprawić uszkodzenia odniesione przez niego w walce. Efekt jest taki, że w grze regularnie zdarzają się momenty, w których bez wydawania pieniędzy nie jesteśmy w stanie zrobić nic oprócz wpatrywania się w czasomierze. Realne pieniądze mogą posłużyć nam też między innymi do szybszego odblokowywania nowych fragmentów mapy, natychmiastowego awansowania postaci i korzystania z dodatkowych trybów rozgrywki. Dla najbardziej zagożałych (i prawdopodobnie najmłodszych) fanów wściekłych ptaków przygotowano zaś serię zabawek, które po zeskanowaniu kodu dają nam dodatkowe korzyści w grze. Oczywiście na upartego można sobie poradzić bez wydawania pieniędzy (całkiem nieźle się przy tym bawiąc), jednak trzeba się wtedy pogodzić z faktem, że to gra będzie decydowała o tym, kiedy możemy w nią zagrać.

Transformers

Magia VHS

Pierwsze zapowiedzi gry wskazywały wyraźnie na to, że jej oprawa graficzna wzorowana będzie na tzw. Generacji 1, czyli serii zabawek, komiksów i animacji wydawanych na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. W praktyce okazuje się jednak, że twórcy potraktowali materiał źródłowy dość luźno, przez co np. wygląd Soundwave’a wzorowany jest na G1, ale zmienia się on w samochód z serialu wydanego niemal dwadzieścia lat później (co nie przeszkadza mu w trzymaniu wielkiej kasety magnetofonowej na piersi). Najbardziej boli jednak fakt, iż twórcy gry zdecydowali się porzucić charakterystyczną dla serii ręcznie rysowaną oprawę graficzną (która idealnie komponowałaby się z kreskówkowym klimatem Transformers), zastępując ją nieco tandetną grafiką 3D. Kanciaste roboty biegają więc po kanciastych lokacjach, zmieniając się w kanciaste samochody i strzelając do kanciastych przeciwników. Najgorzej prezentują się jednak mapy, na których wybieramy misje do rozegrania. Pomijając fakt, iż jak już wcześniej wspomniałem, zwykle są one usiane zegarami odliczającymi czas do zdjęcia blokady, to na dodatek zostały one wykonane niezbyt szczegółowo, przez co wyglądają po prostu ubogo, zwłaszcza na tle bardziej tradycyjnych, rysowanych map z wydanego nie tak dawno Angry Birds Epic. Warto jednak zaznaczyć, że pracującym przy grze grafikom udało się umieścić w niej kilka smaczków, takich jak chociażby paski i zniekształcenia rodem ze starych magnetowidów, pojawiające się, gdy kierowana przez nas postać otrzyma zbyt dużo obrażeń.

Transformers

Podsumowanie

Angry Birds Transformers miało potencjał, by stać się jedną z ciekawszych i bardziej wciągających odsłon serii. Niestety, sprawę pokpiły po raz kolejny mikropłatności, które pod względem uciążliwości przebijają chyba wszystkie poprzednie gry z wściekłymi ptakami w roli głównej. Fani kreskówek i komiksów z tytułowymi robotami mogą zagrać z sentymentu, reszcie polecam zaś Angry Birds Epic, które nadal pozostaje jednym z najciekawszych spin-offów serii.

[button link=”https://itunes.apple.com/pl/app/id869231055″ class=”zkazdej” id=”appstore” newtab=”on”][/button]