Apple i IBM łączą siły – piekło zamarzło

Pamiętacie jak w latach 80-tych ubiegłego wieku Apple wypowiedziało wojnę IBM-owi? Pewnie nie. Ja też nie. W tamtych czasach byli to jednak wielcy konkurenci, którzy waliczyli ze sobą używając mało wybrednych słów i metod.

Decyzja nowego prezesa, Tima Cooka, o strategicznej współpracy z IBM na rynku mobilnych rozwiązań korporacyjnych w symboliczny sposób kończy erę Steve’a Jobsa. Apple bardzo mocno działa na rynku konsumenckim, ale sektor korpo jak dotąd nie był przez nich głęboko spenetrowany – głównie z uwagi na brak rozwiązań ze strony gotowego oprogramowania, baz danych, „big-data” czy bezpieczeństwa.

Owocem współpracy obu firm ma być ponad 100 aplikacji korporacyjnych, któe trafią na iPhone’y i iPady. Nie jest to na razie plan zastąpienia Windowsa na urządzeniach stacjonarnych, ale furtka do bardzo zyskownego świata rozwiązań enterprise. Według Tima Cooka, pracownicy chcą w pracy korzystać z tych samych urządzeń co w domu – czyli jego zdaniem z iPhonów i iPadów. Idea BYOD (Bring Your Own Device – przynieś własne urządzenie) bardzo szybko rozwija się szczególnie w USA gdzie Apple ma znaczny udział w rynku smartfonów i tabletów.

ibm

Już teraz w krajach zachodnich urządzenia z jabłuszkiem często są wykorzystywane przez kadrę zarządzającą, dyrektorów i kierowników, ale do tej pory rozwiązania w formie końcowych aplikacji klienckich nie były optymalne. Jeśli dzięki IBM, firmie Apple udałoby się zadomowić w korpo, niewykluczone, że w przyszłości Cook chciałby zawalczyć również o rynek desktopów i laptopów w tym segmencie.  Do tej pory, 93% komputerów osobistych pracowników średniego szczebla to urządzenia z Windows.

Niektóre media „branżowe” wpadły w histerię i zaczęły obwieszczać śmierć Microsoftu. Analitycy są jednak dużo ostrożniejsi w swoich prognozach, co odbiło się na notowaniach giełdowych. W trakcie pisania tego wpisu, wyniki Appla na Wall Street spadły o 1,2%, a IBM o 0,8%. „Skazany na zagładę” Microsoft zyskał 0,7%. Nie taki diabeł straszny jak go malują?