Tabletowe ograniczenia, czyli dlaczego przyzwyczajenia to zło

Dawno nie byłam na krótkim wyjeździe. Przez ostatnie pół roku jeśli już gdzieś jechałam lub leciałam, to na dłużej. A że zawsze było coś do zrobienia w tym czasie, brałam ze sobą laptopa – ze złudną nadzieją, że to wspomniane „coś” uda mi się zrobić (oczywiście w większości przypadków kończyło się to fiaskiem). Lecąc na jedną dobę do Amsterdamu, na światową premierę World of Tanks: Blitz, postanowiłam wyjątkowo zabrać ze sobą wyłącznie tablet. Przyzwyczajenie do laptopa mnie zgubiło.

Zacznijmy od tego, że tym razem postawiłam na Nexusa 7, zamiast iPada, którego – jak może pamiętacie sprzed kilku lat – lubiłam targać ze sobą wszędzie. 7-calowy ekran na niezbyt długą podróż, wykorzystywany głównie do kontaktu ze światem, poczty mejlowej i obsługi social media, wydawał się idealny. Pisania dłuższych tekstów nie przewidywałam, ale to – jak zawsze w moim przypadku – szybko mogło się zmienić.

Poleciałam

Nexus 7 sprawdził się idealnie jako zabijacz czasu na lotnisku – do odtwarzania muzyki ze Spotify (offline) i wcześniej wspomnianych czynności. Później tak wyszło, że znalazła się chwila na napisanie newsa o cenach i dostępności w Polsce tabletów Samsunga z serii Galaxy Tab S. O ile w przypadku iPada musiałabym położyć go na kolanach lub jakiejkolwiek powierzchni, tak Nexus 7 świetnie sobie radzi podczas pisania kciukami trzymając go w pozycji portretowej (w pionie). Napisanie wiadomości zajęło mi dosłownie kilka chwil i nie mogę powiedzieć, że było to niewygodne – może z przyzwyczajenia. Byłam zadowolona z wyboru. Niestety później okazało się, że jednak nie o wszystkim pomyślałam.

Sztuka kompromisu…

Biorąc ze sobą laptopa mam pewność, że nic mnie nie zaskoczy. Wiąże się to oczywiście z kilkoma kilogramami na plecach (notebook plus odpowiednio ważący zasilacz) oraz niepotrzebnie zajętym miejscem w plecaku – a nie lubię mieć ze sobą wypchanych tobołów. Tablet jest lekki i zajmuje niewiele miejsca – na dobrą sprawę zmieści się wszędzie. Do tego nie muszę brać dodatkowego kabla lub ładowarki, bo zastosowany standardowy port microUSB umożliwia skorzystanie z tego samego kabla, co w smartfonie. Ale nie wszystko jest takie kolorowe.

Jako że w Amsterdamie byłam pierwszy raz, głowa urywała mi się od patrzenia na mające swój wyjątkowy urok i klimat kamieniczki przy kanałach (nie przeszkadzał fakt, że co chwilę ma się wrażenie, że już się to widziało, bo wszystko wygląda podobnie ;)). Robiłam sporo zdjęć. Podobnie na spotkaniu zorganizowanym przez Wargaming. Po powrocie do hotelu część z nich chciałam wrzucić na Facebooka. I w tym momencie dotarło do mnie, że nie mam jak.

Mając laptopa przy sobie wystarczy, że wyjmę kartę pamięci z aparatu i włożę do znajdującego się w nim czytnika. Ale nie tym razem – w końcu miałam tylko tablet. I wtedy dotarły do mnie ograniczenia wynikające z dokonanego przeze mnie wyboru, o których… zapomniałam.

Przeciwności

Gdyby Nexus 7 miał slot kart microSD, bez problemu mogłabym odczytać tą z mojego aparatu, bo korzystam właśnie z karty microSD, znajdującej się w przejściówce na pełnowymiarową kartę. Gdyby mój aparat oferował NFC, mogłabym przesłać zdjęcia do tabletu przez przyłożenie jednego urządzenia do drugiego. Jeżeli bym miała kartę pamięci WiFi, również bez problemu przesłałabym zdjęcia z aparatu do tabletu. Gdybym posiadała przy sobie zewnętrzny czytnik pozwalający przesłać pliki do tabletu przez stworzoną sieć WiFi, który tym razem został w domu… Istotne jest tu jedno słowo… „gdybym”. */**

Oczywiście zgranie zdjęć nie było mi w tym przypadku niezbędne, ale uświadomiło mi, że czasem nawet ja zapominam o tym, iż nie wszystko i nie na wszystkich urządzeniach da się zrobić domyślnie, bez zewnętrznych akcesoriów. Ale przecież szewc bez butów chodzi…

Mieliście może podobną sytuację?

*Warto pamiętać, że analogiczna sytuacja miałaby miejsce, gdybym zamiast Nexusa 7 zabrała iPada.
**Jasne, mając ze sobą tablet inny niż Nexus 7 lub iPad problemu w ogóle by nie bylo (większość ma sloty kart microSD).

Oczywiście ten tekst też powstał na tablecie.