Po Godzinach: Wirtualna rzeczywistość, dyrektywy unijne i brzmienie kolorów

Witam serdecznie w kolejnej odsłonie cyklu Po Godzinach, stanowiącego naszą weekendową odskocznie od otaczającej nas na co dzień tematyki tabletów. Miniony tydzień upłynął większości z nas pod znakiem kończących się dziś targów GDC, które jak co roku okazały się jednym z najciekawszych wydarzeń w branży elektronicznej rozrywki. W dzisiejszym odcinku nie zabraknie więc oczywiście ciekawych nowinek związanych z grami komputerowymi. Sprawdzimy też, w jaki sposób Europarlamentarzyści chcą w niedalekiej przyszłości ułatwić nam życie i poznamy historię artysty, który postanowił wykorzystać współczesną technologię do zmiany sposobu w jaki postrzega on świat.

sony_morpheus_virtual_reality_headset[1]

Dwie najważniejsze konsole nowej generacji, czyli PS4 i Xbox One, już od kilku miesięcy toczą ze sobą zawzięty bój o rzesze nadal niezdecydowanych, potencjalnych nabywców. Mimo iż na tak wczesnym etapie „pojedynku” nie da się jeszcze wyłonić jednoznacznego zwycięzcy, to jednak wszystko wskazuje na to, że już niedługo w rękach Sony pojawi się atut, który będzie mógł wyraźnie przechylić szale zwycięstwa na ich stronę. Podczas tegorocznych targów Game Developers Conference japoński gigant zaprezentował bowiem światu projekt Morpheus, czyli prototypowe okulary rzeczywistości wirtualnej zaprojektowane z myślą o współpracy z konsolą Playstation 4.

Akcesorium zostało wyposażone w ekran o rozdzielczości 1080p, oferujący kąt widzenia przekraczający 90 stopni, oraz wbudowaną kartę dźwiękową pozwalającą na kreowanie przestrzennego dźwięku. Urządzenie będzie współpracować z dwoma innymi akcesoriami firmy Sony dostępnymi obecnie na rynku: Playstation Camera (rozpoznawanie ruchów głowy) i Playstation Move (interakcja i poruszanie się w grach). Model prototypowy łączy się z konsolą za pomocą kabla, jednak autorzy projektu wierzą, że za jakiś czas uda im się stworzyć wersję bezprzewodową. Co ciekawe firma Sony już na samym wstępie ogłosiła dość twarde reguły dotyczące współpracy z potencjalnymi deweloperami gier wykorzystujących nowe akcesorium. Mówiąc krótko: akceptowane będą tylko produkcje stworzone od podstaw z myślą o wykorzystaniu wirtualnej rzeczywistości jako głównego elementu rozgrywki, co ma na celu wyeliminowanie gier w których obsługa okularów zostałaby dodana na siłę, w celu nadążenia za modą. Trzeba przyznać, że jest to całkiem śmiała decyzja, która równie dobrze może zapewnić projektowi Morpheus sukces (wyższe wymagania = lepsze gry), jak i zadecydować o jego niepowodzeniu (większe wymagania = mniej gier). Niestety, firma Sony nie zdradziła jeszcze jaka będzie cena tego akcesorium, ani też kiedy trafi ono na półki sklepowe. Wiadomo jednak, że na pewno nie stanie się to przed końcem bieżącego roku.

Nie da się ukryć, że najnowsza propozycja firmy Sony budzi natychmiastowe skojarzenia z projektem Oculus Rift, który już od niemal dwóch lat skupia wokół siebie osoby zafascynowane możliwościami oferowanymi przez wirtualną rzeczywistość. Podczas wspomnianych targów GDC zaprezentowana została najnowsza wersja deweloperska tego urządzenia, nosząca nazwę Oculus Rift DK2. Rozwiązuje ona problemy z opóźnieniami i rozmyciem obrazu, które były najczęstszymi powodami narzekań posiadaczy poprzedniego modelu (w niektórych przypadkach wywoływały one nawet chorobę lokomocyjną). Zwiększono tez rozdzielczość ekranów oraz liczbę klatek na sekundę. Okulary Oculus Rift DK2 trafią do sprzedaży już w lipcu tego roku, a ich cena wyniesie około 350 dolarów. Należy jednak pamiętać, że nadal nie jest to finalna wersja produktu, a jedynie prototyp dostępny do nabycia dla chętnych.

NSA-MC0163606

Mimo iż wtyki ładowarek przeznaczone do współpracy z jednym konkretnym rodzajem telefonu powoli stają się reliktem przeszłości, a większość producentów od dawna stosuje już w swoich urządzeniach popularne złącza micro-usb, to jednak na rynku nadal łatwo znaleźć firmy, które dość niechętnie podchodzą do tematu zmiany swoich własnych wtyczek na rozwiązania wygodniejsze dla użytkownika (patrz – Apple i złącze Lighting). Mimo iż na pierwszy rzut oka jedyną konsekwencją takiego stanu rzeczy jest konieczność spakowania do plecaka kilku dodatkowych akcesoriów, to jednak okazuje się, że taka sytuacja niesie ze sobą również inne, znacznie poważniejsze skutki. Okazuje się bowiem, że zużyte ładowarki do rozmaitych urządzeń elektronicznych w samej Europie generują rocznie ponad pięćdziesiąt tysięcy ton śmieci.

Rozwiązaniem tego problemu zajęli się niedawno członkowie Parlamentu Europejskiego, którzy w zeszłym roku rozpoczęli pracę nad dyrektywą unijną mającą na celu ujednolicenie ładowarek do urządzeń mobilnych. W minionym tygodniu efekt ich pracy poddany został pod głosowanie, które zakończyło się wynikiem 550 głosów za i 12 przeciw. Dyrektywa ta musi jednak zostać jeszcze ostatecznie zatwierdzona przez radę Unii Europejskiej. Jeśli tak się stanie, ostateczne ujednolicenie ładowarek na terenie Unii Europejskiej powinno nastąpić w 2017 roku. Nie wiadomo jeszcze jednak, jakie konkretnie złącze miałoby okazać się tym „jedynym słusznym rozwiązaniem”. Większość producentów urządzeń mobilnych stosuje obecnie wtyki typu Micro-B USB i to właśnie one wydają się być dziś najoczywistszym wyborem. Należy jednak pamiętać o tym, że pod koniec zeszłego roku rozpoczęły się prace nad złączem USB Type-C, które ma oferować znacznie większe możliwości niż obecnie stosowane rozwiązania.

hzdkvk4i3xrnj5lfewqx[1]

Większość z nas przynajmniej raz w życiu podjęła próbę zastąpienia wizyty u lekarza konsultacją z wszechwiedzącym doktorem Google. I trudno się temu dziwić, gdyż wpisanie objawów w zachęcająco puste pole wyszukiwarki jest znacznie szybsze i wygodniejsze niż wizyta u specjalisty. Niestety, wiarygodność takiej konsultacji medycznej jak na razie pozostawia jeszcze wiele do życzenia. Już niedługo sytuacja ta może jednak ulec zmianie za sprawą kilku nowych wynalazków, które może i nie zastąpią wizyty u lekarza, ale z pewnością usprawnią nieco proces samobadania.

Jednym z nich jest projekt zaprezentowany niedawno przez naukowców z Politechniki Federalnej w Lozannie. Ich pomysł ma na celu ułatwić osobom przyjmującym leki przeciwzakrzepowe przeprowadzanie badań krwi w domowych warunkach. Projekt zakłada analizowanie sposobu w jaki próbka krwi (umieszczona na specjalnej nakładce przyśpieszającej krzepnięcie) wpływa na pole elektryczne ekranu pojemnościowego. Cały proces zajmuje kilkadziesiąt sekund, a zebrane w ten sposób dane zostają natychmiast wysłane do lekarza za pomocą specjalnej aplikacji. Autorzy projektu wierzą, że ich metoda może w przyszłości wyeliminować konieczność regularnych wizyt w szpitalu. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem technologia ta powinna ujrzeć światło dzienne już w przyszłym roku.

Inny pomysł na wykorzystanie nowoczesnych telefonów do wykonywania samodzielnych badań w domowych warunkach zaprezentowali niedawno naukowcy z uniwersytetu w Houston. Opracowali oni specjalne testy na obecność bakterii i wirusów, zaprojektowane w sposób który pozwala na odczytanie i zinterpretowanie ich wyników za pomocą lekko zmodyfikowanego obiektywu smartfona. Ponieważ rozwiązanie te opiera się w dużej mierze na wykorzystaniu urządzeń które już znajdują się w naszym posiadaniu, będzie ono znacznie tańsze od dostępnych obecnie narzędzi diagnostycznych. W chwili obecnej naukowcy przewidują, że akcesorium pozwalające zmienić nasz telefon w domowy test na obecność wirusów, nie powinno kosztować więcej niż dwadzieścia dolarów. Autorzy projektu przyznają wprawdzie, że ich pomysł znajduje się jeszcze na dość wczesnym etapie rozwoju i wciąż wymaga wielu usprawnień, ale są oni przekonani, że już niedługo uda im się rozwiązać wszystkie związane z nim problemy.

Wiele wskazuje również na to, że swoje trzy grosze do tematu zdrowia planuje dołożyć także firma Apple, która już od jakiegoś czasu pracuje nad własną aplikacją monitorującą stan naszego organizmu. Healthbook, bo taką nazwę według nieoficjalnych doniesień nosi wspomniany projekt, wykorzystywać będzie dane zebrane za pomocą rozmaitych dodatkowych akcesoriów i aplikacji by na bieżąco monitorować takie parametry naszego organizmu jak waga, nawodnienie, ciśnienie czy poziom cukru we krwi. Apple nie zdradza jeszcze co prawda żadnych konkretnych informacji dotyczących swojego projektu, ale popularna plotka głosi, iż pierwsza wersja aplikacji może zadebiutować wraz z nadejściem systemu iOS 8.

Neil_Harbisson_cyborgist[1]

Achromatopsja to jedna z najrzadszych odmian ślepoty barw (mylona często z daltonizmem), która objawia się tym, że cierpiąca na nią osoba widzi świat w odcieniach szarości. Jak łatwo się domyślić jest to całkiem uciążliwa wada wzroku, która może dość skutecznie utrudniać życie… zwłaszcza jeśli posiadająca ją osoba zdecyduje się na wykonywanie zawodu związanego z szeroko pojętą sztuką plastyczną. Taką nieszablonową postacią jest właśnie Neil Harbisson, absolwent wyższej szkoły plastycznej w Darlington, który na co dzień nie widzi kolorów… za to słyszy je bardzo wyraźnie.

Kilka dni temu przeszedł on bowiem operacje wszczepienia implantu, który odczytuje kolory za pomocą niewielkiej kamery umieszczonej na głowie użytkownika, po czym zamienia je na dźwięki przekazywane do ucha wewnętrznego przez drgania kości czaszki. Każda z barw ma przypisaną własną wysokość dźwięku (Czerwone są najniższe, fioletowe najwyższe. Nasycenie koloru wpływa na głośność i brzmienie), dzięki czemu Harbisson może rozpoznawać znajdujące się przed nim kolory. Ta nietypowa zdolność nie jest wprawdzie dla niego niczym nowym, gdyż przez ostatnie kilka lat korzystał on z zewnętrznego urządzenia działającego na zbliżonej zasadzie, jednak wszczepiony niedawno implant pozwolił mu rozwinąć swój pomysł o kilka dodatkowych funkcji. Jedną z nich jest moduł Bluetooth, który pozwala artyście rozpoznawać kolory nie tylko poprzez wspomnianą kamerę, ale też obiektywy wszystkich kompatybilnych urządzeń, takich jak np. telefony komórkowe (co teoretycznie daje mu również możliwość rozpoznawania barw niewidzialnych dla ludzkiego oka). Ta sama technologia pozwala mu zresztą wykorzystywać implant do odbierania połączeń głosowych lub odtwarzania muzyki wewnątrz własnej głowy. Dla samego zainteresowanego najważniejsze jest jednak to, że zdolność do rozpoznawania barw wreszcie stała się czymś wszczepionym w jego ciało na stałe, a nie dostarczanym przez zewnętrzne urządzenia. Nie oznacza to jednak, że Harbisson postanowił spocząć na laurach. Już teraz ma on w planach kolejne modyfikacje swojego nowego nabytku, tym razem mające na celu wykorzystanie energii produkowanej przez jego własne ciało do zasilania implantu znajdującego się w jego czaszce.

cubestormer-3-820x420[1]

A skoro mowa o kolorach… Każdy kto chociaż raz w życiu próbował ułożyć popularną łamigłówkę jaką jest kostka Rubika wie zapewne, że jest to zadanie wymagające odrobiny czasu (spędzonego na planowaniu ruchów lub losowym obracaniu elementów). Są jednak na świecie ludzie, którzy opanowali tą sztukę do tego stopnia, że  cały proces zajmuje im zaledwie kilka sekund. Jednym z nich jest Michał Pleskowicz, któremu w 2012 roku udało się pokonać wspomnianą układankę w nieco ponad 6 sekund.

Niestety, nawet nasz rodzimy mistrz nie jest w stanie konkurować z rywalem jakim jest Cubestormer 3 – robot, który kilka dni temu ustanowił nowy rekord świata w układaniu kostki Rubika. Maszynie, stworzonej w całości z klocków Lego Mindstorms i telefonu Samsung Galaxy S4, zajęło to zaledwie 3.253 sekundy, co wydaje się być barierą niemożliwą do przekroczenia dla ludzkiego zawodnika. Poprzedni rekord, należący do wcześniejszej wersji tego samego robota, wynosił 5.27 sekund. Dla porównania: najlepszy wynik osiągnięty oficjalnie przez człowieka to 5.55 sekund. Wygląda więc na to, że właśnie znaleźliśmy kolejną dziedzinę, w której ludzkość została oficjalnie pokonana przez wytwory własnej pomysłowości.

I to by było tyle na dziś. Miłego weekendu i do zobaczenia za tydzień!