Po Godzinach: Karta Swobód Internetu, zabezpieczenia biometryczne i inteligentne tabletki

Witam serdecznie w kolejnej odsłonie cyklu Po Godzinach, w którym jak w każdy piątek staramy się odpocząć nieco po pełnym wrażeń tygodniu, przyglądając się jednocześnie rozmaitym ciekawostkom ze świata współczesnych technologii. W dzisiejszym odcinku przyjrzymy się nowoczesnym formom zabezpieczeń, które już niedługo mogą zagościć w naszych ulubionych gadżetach, poznamy kilka nowinek z tegorocznych targów motoryzacyjnych w Genewie i sprawdzimy w jakie nowoczesne funkcje naukowcy chcą wyposażyć stare dobre tabletki. Najpierw jednak zatrzymamy się na chwilę przy wydarzeniach związanych z pewną dość ważną dla nas wszystkich rocznicą.

web25-significant-white[1]

 

W ostatnią środę minęło bowiem dokładnie 25 lat od dnia w którym sir Tim Berners-Lee oficjalnie rozpoczął pracę nad projektem, który dziś wszyscy znamy pod nazwą World Wide Web. Od tamtego momentu jego pomysł nieustannie rozrastał się i ewoluował, by dotrzeć w końcu do formy, w jakiej możemy oglądać go dziś za pomocą przeglądarek internetowych zainstalowanych na naszych komputerach, tabletach i telefonach komórkowych. Okazuje się jednak, że „ojciec chrzestny internetu” nie jest zachwycony obecną kondycją globalnej sieci, a w szczególności tym, do jakich celów jest ona wykorzystywana przez władze i korporacje. Postanowił on więc wykorzystać dwudziestą piątą rocznicę narodzin WWW, by zwrócić nasza uwagę na najważniejsze problemy internetu i jego propozycje dotyczące ich rozwiązania. W swoim oświadczeniu dla brytyjskiego dziennika The Guardian zaapelował on o stworzenie czegoś w rodzaju Wielkiej Karty Swobód Internetu, która w sposób formalny regulowałaby uprawnienia wszystkich użytkowników tego medium. Zdaniem Berners’a jest to jedyna szansa, by sieć nie zatraciła kompletnie ideałów, które stały u podstaw jej stworzenia, takich jak wolność, neutralność i bezpieczeństwo użytkownika.

Jakby na potwierdzenie jego słów tego samego dnia w sieci pojawiły się kolejne doniesienia dotyczące metod wykorzystywanych przez NSA do szpiegowania internautów. Wśród nich największą uwagę mediów przykuła informacja, jakoby amerykańska agencja bezpieczeństwa podszywała się pod popularny serwis społecznościowy Facebook, w celu instalacji złośliwego oprogramowania na komputerach niczego nie podejrzewających użytkowników. Na wieści te natychmiast zareagował Mark Zuckerberg, założyciel wspomnianego portalu. W swoim oświadczeniu dla prasy napisał między innymi, iż nigdy nie spodziewał się, że Facebook będzie musiał pracować nad zabezpieczeniami chroniącymi użytkowników przed ich własnym rządem. Zuckerberg skontaktował się już w tej sprawie z prezydentem Obamą, jednak sam przyznaje, że nie wierzy w szybkie działania ze strony władz. Głos w sprawie zajęło również samo NSA, w którego oświadczeniu prasowym możemy przeczytać, że ostatnie doniesienia dotyczące ich metod działania są najzwyklejszym w świecie kłamstwem.

ubic[1]

Osobiste numery identyfikacyjne PIN są obecnie najpopularniejszą metodą zabezpieczania kart płatniczych przed wykorzystaniem przez niepowołane osoby. Mimo całego szeregu zalet mają one jednak kilka słabych punktów, z których najbardziej problematycznym jest… sam użytkownik. Wielu z nas nie dba bowiem zbytnio o bezpieczeństwo swojego PIN-u, zapominając go, lub, co gorsze, zapisując w telefonie komórkowym, notatniku lub na kartce trzymanej w portfelu, co czyni życie kieszonkowca znacznie łatwiejszym, niż mogłoby się wydawać.

Ciekawe rozwiązanie tego problemu zaproponowali niedawno niemieccy naukowcy, którzy do zwiększenia bezpieczeństwa naszych oszczędności postanowili wykorzystać coraz popularniejszy gadżet jakim jest Google Glass. Ich pomysł zakłada wykorzystanie unikatowego podpisu cyfrowego, przypisanego do każdej pary inteligentnych okularów, w celu wstępnej identyfikacji klienta. Po jej przeprowadzeniu na ekranie bankomatu pojawia się odpowiedni kod QR, możliwy do odczytania tylko za pomocą tego konkretnego egzemplarza Google Glass, po zeskanowaniu którego przed oczami użytkownika pojawia się jednorazowy kod PIN.

Cóż, nie da się ukryć, że takie podejście do tematu niweluje co prawda ryzyko zapomnienia PIN-u, lub przypadkowego wyjawienia go niepowołanym osobom, ale z drugiej strony rodzi ono zupełnie nowy zestaw problemów (okulary mogą przecież w każdej chwili zostać skradzione lub ulec awarii, nie mówiąc już o krótkiej żywotności wbudowanych w nie akumulatorów). Autorzy projektu zastrzegają jednak, że pomysł ten jest jedynie przykładem na wykorzystanie opracowanej przez nich technologii, która w przyszłości może pozwolić, np. na łatwiejsze odczytywanie zaszyfrowanych dokumentów przez upoważnione do tego osoby.

fujitsu_palm_vein_contentfullwidth[1]

A skoro mowa już o nowoczesnych systemach zabezpieczeń, trudno nie zauważyć panującej ostatnio mody na wykorzystywanie danych biometrycznych do ochrony naszych ulubionych gadżetów przed osobami trzecimi. Firma Fujitsu postanowiła udowodnić nam jednak, że czytniki linii papilarnych, które mogliśmy zobaczyć w ostatnich produktach firm Apple i Samsung, to przestarzała i niewarta uwagi technologia. Podczas targów CeBIT 2014 zaprezentowała ona laptop wyposażony w czytnik identyfikujący użytkownika poprzez unikatowy układ naczyń krwionośnych dłoni.

Technologia ta, mimo iż z perspektywy typowego użytkownika laptopów nie różni się zbytnio od rozwiązań stosowanych przez konkurencję, niesie ze sobą wiele udogodnień znacznie poprawiających poziom bezpieczeństwa chronionych nią urządzeń. O ile wejście w posiadanie czyjegoś odcisku palca w celu wykonania jego kopi nie należy do najtrudniejszych wyczynów (co zostało dowiedzione prze youtuberów niedługo po premierze iPhone 5s), o tyle już zeskanowanie żył powierzchniowych bez wiedzy właściciela dłoni wymagałoby raczej zaplanowania akcji rodem z filmów (komedii?) sensacyjnych. Jeśli w tym momencie do głowy przyszedł Wam makabryczny scenariusz zakładający odseparowanie nieszczęsnej kończyny w celu uzyskania dostępu do zabezpieczonego komputera, to… nic z tego. Zastosowana technologia działa bowiem jedynie ze sprawnymi naczyniami żylnymi, w których nadal płynie krew, co całkowicie wyklucza możliwość użycia martwej kończyny.

Oczywiście czytnik tego typu zainstalowany w prywatnym komputerze jest nieco przesadnym podejściem do kwestii prywatności, ale cóż… najwyraźniej w dzisiejszych czasach paranoja jest czymś, co przychodzi nam zaskakująco łatwo.

ugp0pca40cuzd5od6lu1[1]

Mimo iż dla wielu miłośników motoryzacji koncepcja samochodu, który samodzielnie zawiezie nas do celu, może wydawać się pogwałceniem wszelkich świętości, to jednak wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują na to, iż tak właśnie wyglądać będzie przyszłość ruchu drogowego. Andy Palmer z firmy Nissan stwierdził nawet niedawno, że pierwsze seryjnie produkowane pojazdy tego typu powinny trafić do sprzedaży już w 2020 roku (tę samą datę przytoczył zresztą w zeszłym roku Thomas Weber z firmy Mercedes). Na tegorocznych targach motoryzacyjnych w Genewie zaprezentowane zostały dwa koncepcyjne modele należące właśnie do tej specyficznej kategorii samochodów.

Pierwszy z nich nosi nazwę XchangE i stanowi w zasadzie zmodyfikowaną, bardziej nowoczesną wersję elektrycznego samochodu Tesla Model S. O ile z zewnątrz niewiele różni się on od swego pierwowzoru, to jego wnętrze przypomina już bardziej pokład prywatnego, luksusowego odrzutowca. Wewnątrz kabiny pasażerskiej znajdziemy bowiem nie tylko wygodne fotele, które można odwrócić tyłem do kierunku jazdy, ale też pokaźnych rozmiarów wyświetlacz oraz ekspres do kawy. Mimo iż model ten jest jedynie przykładem tego, jak może wyglądać luksusowy samochód przyszłości, to jednak w pracy nad projektem wykorzystano całkiem realne, dostępne obecnie technologie. Do konstrukcji pokazowego modelu swoje trzy grosze dołożyły między innymi firmy TRW Automotive, Georg Fischer Automotive i Deutsche Telekom.

Podobną koncepcję zaprezentowała firma AKKA, na stoisku której można było zobaczyć projekt futurystycznego samochodu Link & Go 2.0. Mimo iż nie jest on tak luksusowy, jak wspomniany wcześniej XchangE, to jednak ma nad nim jedną zasadniczą przewagę, jaką jest ilość miejsca w kabinie pasażerskiej. Jednym z założeń projektu Link & Go jest bowiem wykorzystanie inteligentnych samochodów do promowanie idei carpoolingu, czyli organizowania grupowych przejazdów w celu zaoszczędzenia pieniędzy oraz zmniejszenia zanieczyszczeń powietrza i ruchu na drogach. Twórcy zadbali więc o to, by ich samochód mógł przewozić w komfortowych warunkach od czterech do pięciu osób (XchangE, po rozłożeniu siedzeń, mieści jedynie dwoje pasażerów). Co więcej, pojazd wyposażony został w system ułatwiający pasażerom organizację wspólnej podróży za pomocą specjalnych aplikacji i serwisów społecznościowych. Firma AKKA zaprezentowała również projekt specjalnej stacji dokującej, wyposażonej w mechaniczne ramie, które po zaparkowaniu samo podłączy samochód do źródła zasilania.

proteus_pill-600x450[1]

W ostatnich miesiącach techniczne serwisy informacyjne zostały dosłownie zdominowane przez „inteligentne” gadżety. Po całej fali inteligentnych zegarków, opasek, butów i innych elementów garderoby przyszedł czas na dodanie tego popularnego przymiotnika do innych dziedzin naszego codziennego życia.

W poniedziałek brytyjska firma Proteus zaprezentowała projekt pierwszej na świecie inteligentnej tabletki. Pomysł zakłada umieszczanie na lekarstwach niewielkiego układu wyposażonego w zestaw rozmaitych sensorów, zasilanego reakcjami chemicznymi zachodzącymi w żołądku pacjenta i komunikującego się bezprzewodowo ze specjalną opaską noszoną na ramieniu. Zebrane w ten sposób dane przekazywane są następnie za pomocą technologii Bluetooth do dedykowanej aplikacji w naszym telefonie komórkowym. W teorii ma to pozwolić lekarzom na szybszą i dokładniejszą diagnozę stanu chorego, dzięki natychmiastowemu dostępowi do listy leków, które zażywał on ostatnio, oraz podstawowym danym dotyczącym reakcji organizmu na poszczególne medykamenty. System ten może również pomóc rodzinom pacjentów, którzy z powodu choroby, wieku lub zwykłego niedbalstwa nagminnie zapominają o przyjmowaniu tabletek przepisanych przez lekarza.

Oczywiście o tym, czy efekty pracy firmy Proteus trafią do aptek i centrów medycznych całego świata zadecyduje dopiero zainteresowanie produktem ze strony kompanii farmaceutycznych. Twórcy projektu nie zamierzają bowiem produkować własnych tabletek, tylko wyposażyć w opracowaną przez siebie technologie już istniejące leki.

I to by było tyle na dziś. Miłego Weekendu i do zobaczenia za tydzień!