Recenzja gry dla dzieci: My Little Pony

Recenzja gry dla dzieci: My Little Pony

Tablety służą nie tylko osobom dorosłym. Nie ulega jednak wątpliwości, że to właśnie dorośli powinni wybierać to, w jaki sposób się bawią dzieci i jak korzystają z urządzeń elektronicznych. W komentarzach pojawiały się prośby o recenzje produktów dla najmłodszych. Do testów wybrałem więc jedną z najpopularniejszych gier: My Little Pony, na podstawie serialu o tej samej nazwie.

Oczywiście sam nie należę do wielkich fanów kucyków. Tak właściwie to jakiś odcinek serialu widziałem w zeszłym tysiącleciu. Ale może to nawet lepiej, łatwiej jest mi podejść bezstronnie do gry. Z góry zaznaczam, że jest to recenzja przeznaczona dla osób dorosłych zastanawiających się nad pobraniem gry dla dziecka.

Z czym to się je?

Pierwsza niespodzianka – jest to gra typu Sim. Budujesz kucykową osadę poprzez dodawanie nowych kucykowych budynków. Dzięki temu sprowadzasz do wioski nowe kucyki, które w kucykowych sklepach sprzedają kucykowe towary, za co ty dostajesz kucykowe monetki… Brakuje tylko kucykowego wiaderka na kucykowego pawia.

Za to grafika jest bardzo dopracowana. Tło i budynki są dwuwymiarowe, ale kucyki, monety i podobne latające elementy graficzne na ekranie są trójwymiarowe. Połączenie to sprawdza się wyśmienicie. Grę dałem radę uruchomić nawet na procesorze ARM11, choć płynność pracy pozostawiała sporo do życzenia. Niskie wymagania potwierdza fakt, że według monitora systemu, na Tegrze 3 cały czas działał tylko jeden rdzeń, a płynność gry nie spadła nawet na chwilę. Mimo śmiesznych wymagań, gra wygląda świetnie. Kucyki są wspaniale animowane. Cały czas biegają po osadzie bawiąc się i rozmawiając z sobą. Bardzo dobrze jest ukazane to, że kucyki chcą być z przyjaciółmi, że nie są samotnikami. Miło, że twórcy pomyśleli o takich elementach w grze dla dzieci.

Jak nic się nie dzieje to zawsze można poobserwować kucyki

Inną kwestią są mechanizmy rozgrywki. Aby mieć dochód, potrzebujemy sklepu i kucyka, który w nim pracuje. W każdym sklepie można umieścić od jednego do trzech końskich bohaterów. Im ich więcej w sklepie, tym większe zarobki. Przy czym nie każdy kucyk jest dość doświadczony, aby pracować na każdej pozycji. Oznacza to konieczność ich trenowania za pomocą trzech minigier. Dodatkowa czwarta pojawia się przy osiągnięciu nowego poziomu przez każdego kucyka. Co dziwne – im tańszy kucyk, tym szybciej może po raz kolejny brać udział w grze. To z kolei doprowadza do ekonomicznego paradoksu – im droższy kucyk, tym słabszy. Co więcej, pierwszy kucyk w każdym sklepie nie musi mieć ani jednej gwiazdki – nie trzeba więc trenować wszystkich do 5 gwiazdek.

Gra bardzo źle znosi kłopoty z dostępem do internetu. Po pierwsze – jeżeli włączając aplikację nie masz dostępu do sieci, to gra uzna, że od wyłączenia gry nie minął żaden czas. Po drugie włączająca się na początku gry reklama uniemożliwi rozpoczęcie zabawy zanim jej się nie zamknie. Przy połączeniu w technologii EDGE reklama potrafi się ładować nawet ponad minutę. Utrata połączenia podczas samej rozgrywki odłączy funkcje społecznościowe i mikrotransakcje.

Fabuła?

Aby urozmaicić rozgrywkę postanowiono dodać do gry fabułę. Na samym początku można obejrzeć krótki filmik o tym, jak dwie siostry rządziły krainą, dzieląc się władzą po połowie. Jedna siostra rządziła dniem, druga nocą. Ale ta odpowiedzialna za dzień oszukała swoją własną siostrę namawiając kucyki do zabawy i pracy podczas jej zmiany i przesypianie nocy. Kiedy pokrzywdzona siostra przypomniała swoją legalnie zawartą umowę, została zamknięta za karę bez prawomocnego wyroku w księżycowym areszcie wydobywczym aż na tysiąc lat. Teraz stara się o to, aby wydostać się na zewnątrz, a ty musisz jej w tym przeszkodzić (z góry przepraszam, jeśli coś pomieszałem w interpretacji faktów).

Oto skąd się biorą kucyki – przylatują balonem

Przez to właśnie w strefie, w której nie ma nocy, ściągasz kolejne kucyki, aby przypilnować nocną siostrę w zamknięciu. Ciągle przejmujesz miejsce, w którym ona może się poruszać, zajmując teren na rzecz rywalki i aktywujesz kolejne fontanny w celu przypieczętowania kolejnego tysiąca lat w areszcie dla biednego kucyka.

Podczas rozgrywki ciągle pojawiają się misje polegające na przykład na przygotowaniu przyjęcia dla nowego kucyka z niezmiernie irytującym słodkim głosem. Trzeba więc zebrać jabłka, powiesić flagi i wykonać szereg innych, podobnych czynności na przywitanie piszczącego ch&*#$%!@ nowego mieszkańca.

Całość jest mocno naiwna i zdecydowanie przesłodzona, ale w docelowej grupie wiekowej nie jest to wcale wadą.

Czy to się nadaje dla dzieci?

Bardzo szybko można się zorientować, że w grze nie ma przemocy i innych elementów, które mogłyby wypaczyć psychikę dziecka. Postanowiłem więc przetestować grę  na ochotniczkach w wieku od 6 do 14 lat.

Największym problemem jest bariera językowa. W grze wszystkie napisy i dialogi są w języku angielskim – i to dość trudnym ja na grę dla dzieci. Jest wiele słówek wymyślonych na potrzeby produktów z kucykami, jak na przykład słowo Foalsitter, oznaczające opiekunkę do źrebaków. Jak ktoś zna słowa Babysitter i Foal, to z miejsca skojarzy fakty, ale osoby słabo znające angielski pogubią się. Podstawowa rozgrywka nie wymaga znajomości języka, ale już zadania tak. W przypadku sześcioletniej fanki kucyków niezbędne było siedzenie obok i tłumaczenie wszystkiego na polski. Z dwunastolatką i czternastolatką było prościej. Obie znały pewne podstawy języka angielskiego i po pewnym czasie miałem tylko sporadyczne pytania co do nieznanych słówek. Rodzice dwunastolatki byli zachwyceni, bo po raz pierwszy zaczęła się przykładać do nauki języka angielskiego – choć to kwestia znalezienia czegoś, co zainteresuje dziecko w obcym języku, a nie samych kucyków. Czternastolatka jednak po dość krótkim czasie zdecydowała, że gra nie jest odpowiednia dla osoby w jej wieku i pokazanie się z nią wśród znajomych to rzecz socjalnie niepożądana – choć użyła oczywiście trochę innych słów ;).

Tym, co interesowało nieletnich najbardziej, były minigry i wbijanie wyższych poziomów za pomocą zabaw. Sama rozbudowa miasta zeszła na drugi plan, była podtrzymywana tylko poprzez chęć wypełnienia zadań. Szybko okazało się, że tylko najmłodsza z ochotniczek potrafi się dobrze bawić bez celu w grze. Jej z kolei najbardziej podobało się obserwowanie kucyków podczas zabawy na trawie.

Generalnie gra podobała się całej trójce przez ten krótki czas, jaki mogłem zaprezentować. Niestety, rodzice nie zgodzili się na wypożyczenie któregoś z dzieci do dłuższych testów.

Trzy słowa, których nie chcesz usłyszeć: chcę księżniczkę Celestę.

Jak łatwo się domyślić: skoro gra jest darmowa, to obok pojawiają się mikrotransakcje. Najczęściej w formie drugiej waluty dostępnej normalnie tylko w szczątkowych ilościach. Tutaj – co mnie zaskoczyło, to istnieje również trzecia waluta. Monety dostajesz normalnie podczas gry, kryształy są płatne, a serduszka otrzymujesz tylko od znajomych.

Kłopot ze znajomymi on-line jest taki, że najczęściej dziecko nie zna ich w realu. Oznacza to, że posiadanie przez dziecko dużej grupy znajomych da bezpośredni kontakt do niego przez grupę ludzi, o których nie wiesz absolutnie nic. Dlatego tutaj polecam bardzo daleko posuniętą ostrożność i dopisywanie do listy znajomych tylko te osoby, które dobrze znamy poza grą. Problem jest taki, że jedna osoba może przesłać maksymalnie do dwóch serduszek na dobę, a kucyki kosztują od 30 do 200 serduszek za sztukę, przez co zebranie odpowiedniej kwoty zabiera sporo czasu. Za kolejne 30 (lub 25 kryształów) można wziąć udział w grze hazardowej, w której możesz wygrać kolejnego kucyka. Nie przeszkadzałoby mi takie rozwiązanie w grze skierowanej do nastolatków lub osób dorosłych, ale nie do dzieci.

Jeszcze więcej zastrzeżeń mam do kryształów. Jak się dowiedziałem od sześcioletniej kuzynki, księżniczka Celesta jest najważniejszym i najmądrzejszym z kucyków. Potem była cała lista zachwytów, ochów i achów. A na koniec pytanie czy da się ją znaleźć w grze.

Poszukałem i znalazłem bez problemów. Za drobne 950 kryształów – czyli ponad 220 złotych. Może i jest to najdroższy kucyk, ale nie jedyny w podobnej cenie. Za trochę ponad 60 złotych można mieć 260 kryształków. Ale aż 9 kucyków, jeden sklep i 4 dekoracje kosztują więcej za sztukę. Brzmi nieciekawie? Dla mnie też.

Potem robi się gorzej. Od pewnego poziomu zadania wymagają zakupu za kryształy. Po pewnym czasie każde zadanie to kilkanaście złotych wydanych z prawdziwej karty płatniczej. A potem ceny tylko rosną…

Jeszcze gorzej jest, że przez trzy tygodnie testowania przy pomocy trzech osób i kilku pomysłach na przyśpieszenie gry, udało mi się wykupić prawie wszystkie kucyki za monety. Pozostały mi tylko cztery do kupienia. Tak samo było ze sklepami. Tutaj również brakuje mi czterech sztuk. Jak na grę nieposiadającą końca, z budynkami budowanymi przez godziny a wymagającą tylko kilku logowań dziennie po kilka minut, rozgrywka skończyła się bardzo szybko.

A na koniec nie wiem, co potem z tymi monetami robić. Po tych trzech tygodniach już zaczęły kończyć mi się rzeczy do kupienia, a monety lecą coraz szerszym strumieniem. W efekcie cała ekonomia gry się załamuje i jedynym sposobem na rozwój, jest zakup kryształów.

Na tym sztuczki Gameloftu się nie kończą. Kucyk Tęczunia (mogłem coś przekręcić – imię dyktowała mi z pamięci 6-latka), czyli w oryginalnej wersji Rainbow Dash – kolejny znany i lubiany kucyk, nawet walczył z transformerem (więcej szczegółów tutaj), dostępny jest od 43 poziomu doświadczenia – więc trzeba się całkiem sporo nagrać, aby go odblokować. Ile trzeba monet na niego odłożyć, aby móc się nim (czy raczej nią – bo jak większość kucyków jest to klacz) cieszyć? Niespodzianka – 90 kryształów. Jak już nie kochasz dziecka na tyle, aby kupić kucykową księżniczkę za 200+ złotych, to chociaż kup kucyka za 31 złotych. Przecież twoje dziecko tak się namęczyło, aby go odblokować! Nie jest to jedyny taki przypadek. Para kucykowych narzeczonych odblokowana na 49 poziomie jest dostępna za 650 kryształów każdy.

Ciekawostka – kucyk plastikowy tańszy od wirtualnego. Po prawej Rainbow Dash za 29,99 złotych

Dla formalności dodam, że łączny zakup wszystkich kucyków i sklepów kategorii premium to łącznie 1657,94 złotych (nie liczyłem ozdób – bo ich można kupić więcej niż 1 sztukę każdego egzemplarza). I tyle trzeba wydać z kieszeni rodziców, aby mieć wszystko. No bo czego nie zrobi się dla dziecka? Wszystkie zakupy zostają przypisane do konkretnej wioski kucyków, więc jak ma się więcej niż jedno urządzenie z tym samym kontem Google lub Apple, to zakup pojawia się tylko w jednej z nich, a wykasowanie danych aplikacji czyści stan konta.

Dodatki

Gra jest cały czas ulepszana i dostosowywana do sytuacji na świecie. I tak, kilka tygodni temu zniknął śnieg z budynków oraz zadania świąteczne, a niedawno pojawiło się kucykowe wesele. Skierowane głównie dla osób, które nie mają nic do roboty w kucykopolis, gdyż trzeba zainwestować kilkadziesiąt tysięcy monet, aby zakupić pierwszego kucyka lub wybudować pierwszy sklep. Rozwiązaniem może być też oczywiście zainwestowanie kryształów w rozbudowę.

Podsumowanie

Jest tutaj całkiem sporo ciekawych rzeczy, jakie stanowią potencjał do stworzenia dobrej gry. Jest ciekawa fabuła, proste i wciągające zasady. Elementy, które miały zapewnić długą i ciekawą rozgrywkę, niestety, są całkowicie zepsute przez chciwość twórców. Rozumiem, że gra musi na siebie zarobić i nie raz w różnych produkcjach korzystałem z mikrotransakcji, ale tutaj proporcje są całkowicie zachwiane. Płatności po pewnym czasie są wymagane w ilościach przekraczających cenę typowej gry na tablety, a cała rozgrywka sprowadza się do obserwacji, kto wydał więcej kasy na kucyki.

Zapomniałbym – czasami psują się czcionki

A najgorsze jest to, że gra przez długi czas była na liście najlepiej zarabiających. Co oznacza, że z pewnością w przyszłości zobaczymy więcej darmowych gier żądających tysięcy złotych od rodziców.

Dlatego właśnie radzę stanowczo się zastanowić przed zainstalowaniem dziecku tej gry. A jeżeli już, to trzeba uprzedzić, że wiele kucyków będzie albo niedostępnych, albo zakupionych jako prezent na specjalną okazję. Bo pozostawienie dziecka samemu przy tej grze, bez żadnego uprzedzenia, to proszenie się o kłopoty.

Test powstał na podstawie wersji na Androida, na tablecie Nexus 7.